– Dobrze! – Wrzasnęła na koniec do telefonu. – Zastanowię się. Czy mogę zaprosić osobę towarzyszącą? – Może w towarzystwie Harry'ego byłoby jej łatwiej to znieść.
– Spodziewałam się tego. Może byście wzięli przykład z Ann
Johna i wreszcie się zaręczyli?
– Nie, nie zrobimy tego, ponieważ się nie kochamy. To jest najważniejszy powód.
– Trudno mi w to uwierzyć.
– Fakty bywają dziwniejsze niż fikcja, mamo. – Rozmowy z matką denerwowały ją, próbowała to wyjaśnić Harry'emu następnego dnia. – To tak, jakby cały dzień planowała, co ma mi powiedzieć, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Zawsze trafia w dziesiątkę. Za każdym razem wbija mi szpilę prosto w serce.
– Mój ojciec też jest w tym mistrzem. To jest podstawowy warunek.
– Czego?
– Zostania rodzicem. Musisz zdać egzamin. Jeśli nie jesteś wystarczająco irytujący, ćwiczysz tak długo, aż ci się uda. Potem kiedy urodzi się dziecko, rodzice co kilka lat powtarzają egzamin by po piętnastu, czy dwudziestu latach zostać mistrzem nękania dzieci.
Tana patrzyła na niego rozbawiona tym pomysłem. Był teraz nawet przystojniejszy niż wtedy, kiedy się poznali. Dziewczęta szalały za nim. Ciągle kręciło się przy nim z pół tuzina chętnych, ale on zawsze znajdował dla niej czas. Ona była na pierwszym miejscu. Była jego przyjaciółką, a właściwie kimś znacznie ważniejszym, ale Tana tego nie rozumiała.
– Ty będziesz przy mnie jeszcze bardzo długo, a ich nie będzie już za tydzień.
Nie traktował tych dziewcząt poważnie, bez względu na to, co one myślały o nim. Nikogo nie oszukiwał, starał się żadnej z nich nie skrzywdzić, bardzo zwracał uwagę na antykoncepcję.
– Żadnych niespodzianek, o nie dziękuję. Nie ze mną Tan. Życie jest zbyt krótkie i dosyć w nim krzywdy i bez mojego udziału.
Nie robił nikomu poważnych propozycji. Harry Winslow chciał się dobrze bawić i nic więcej. Żadnych miłosnych wyznań, obrączek ślubnych, maślanych oczu. Tylko trochę śmiechu, mnóstwo piwa i zabawa, jeśli się uda, także w łóżku. Jego serce było już zajęte, trzymał to jednak w tajemnicy. Pozostałe interesujące części ciała były jak najbardziej do dyspozycji.
– Czy one nie chciałyby czegoś więcej?
– Oczywiście, że tak. Mają takie same matki jak twoja. Tylko, że one są im znacznie bardziej posłuszne. Pragną jak najszybciej wyjść za mąż i rzucić wreszcie szkołę. Ale ja mówię otwarcie, żeby na mnie nie liczyły. Jeśli nawet nie wierzą, to wkrótce same się o tym przekonują.
Zachichotał wesoło, a Tana roześmiała się także. Wiedziała, że dziewczęta padają jak muchy pod jego spojrzeniem. Nie rozstawała się z Harrym już od roku i wszystkie koleżanki strasznie jej tego zazdrościły. Nie wierzyły, że nic między nimi nie było. Były zaintrygowane tym związkiem tak samo jak jej matka. Jednak ich przyjaźń pozostawała czysta i platoniczna. Harry zrozumiał ją i nie śmiałby przekroczyć ściany, jaką zbudowała wokół spraw seksu. Raz czy dwa próbował wyswatać ją z którymś ze swoich znajomych, tylko na zasadzie podwójnej randki, ale nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Jego współlokator zapytał go nawet, czy ona nie jest przypadkiem lesbijką, ale zapewnił go, że tak nie jest. Domyślał się, że przeszła w przeszłości jakiś koszmar i nie chce o tym mówić. Zgadzał się na to. Umawiała się z Harrym, ze znajomymi z BU albo wychodziła sama, ale w jej życiu nie było mężczyzny, nie w sensie uczuciowym. Nigdy. Był tego pewien.
– Do diabła, marnujesz się mała. – Starał się porozmawiać z nią o tym, nawet w formie żartu, ale zawsze go zbywała.
– Ty za to wyrabiasz normę za mnie i za siebie.
– Ale ty nie masz z tego żadnej przyjemności. Śmiała się. – Zostawiam to sobie na noc poślubną.
– Cóż za szlachetny cel.
Złożył przed nią niski ukłon i oboje się śmiali z tego. Studenci z Harvardu i BU przyzwyczaili się już do widoku tej dziwnej pary. Byli wielokrotnie świadkami ich kłótni, wygłupów, dowcipów, jakie robili sobie i innym znajomym. Harry kupił rower tandem na wyprzedaży garażowej i jeździli nim po całym Cambridge. Zimą Harry paradował w wielkiej czapie z futra szopa, a kiedy było ciepło, w słomkowym kapeluszu.
– Chcesz pojechać ze mną na ślub Ann Durning? Dzień po nieprzyjemnej rozmowie z matką, kręcili się po parku wokół Harvardu.
– Niespecjalnie. Czy zanosi się na niezłą zabawę?
– Wręcz przeciwnie. – Tana uśmiechnęła się niewinnie. – Moja matka uważa, że powinnam tam pojechać.
– Na pewno spodziewałaś się tego.
– Uważa także, że powinniśmy się zaręczyć. Popieram to.
Dobrze. Więc połączmy te dwie uroczystości. Ale tak na serio, chciałbyś pojechać?
– Dlaczego?
W jej oczach był jakiś lęk i zastanawiał się, o co tu mogło chodzić. Znał ją dobrze, ale od czasu do czasu czuł, że ukrywała coś przed nim i niezbyt dobrze jej to wychodziło.
– Nie chcę jechać sama. Nie lubię żadnego z nich. Ann jest zupełnie zepsutą i rozpuszczoną małą dziewczynką. To już drugie jej małżeństwo, ale tym razem tatusiowi bardzo na tym zależy. Chyba wreszcie dobrze wybrała.
– Co to znaczy?
– A jak myślisz? To znaczy, że ten facet, za którego wychodzi, ma kasę.
– Och, ile w tym uczucia. – Harry uśmiechnął się do niej niewinnie i Tana roześmiała się.
– Dobrze wiedzieć, jakie ludzie mają w życiu wartości, prawda? W każdym razie, ślub jest zaraz po zakończeniu roku szkolnego, w Connecticut.
– Wybierałem się akurat w tym samym tygodniu do południowej Francji, Tan, ale jeśli ci na tym zależy, to opóźnię wyjazd o kilka dni.
– To nie będzie dla ciebie zbyt duży kłopot, prawda?
– Będzie. – Uśmiechnął się do niej szczerze. – Ale dla ciebie zrobię wszystko. – Ukłonił się nisko, a ona śmiała się, więc klepnął ją po przyjacielsku i wsiedli znowu na rower. Odwiózł ją do bramy BU. Tego wieczoru miał ważną randkę. Zainwestował w tę dziewczynę już cztery kolacje i liczył na to, że wreszcie dostanie coś w zamian.
– Jak możesz tak mówić! – Tana skarciła go ze śmiechem, kiedy stali u wejścia do jej uczelni.
– Nie mogę jej ciągle dokarmiać, na litość boską, bez żadnej przyjemności w zamian. Poza tym zajada te ogromne steki z odwłokiem homara. Moje dochody topnieją w jej przepastnym żołądku, ale… – uśmiechnął się myśląc o jej piersiach. – -Opowiem ci, jak mi się powiodło.
– Nie bardzo mnie to interesuje.
– Rzeczywiście… te dziewicze uszy… och, naprawdę… Pomachał jej uciekając na rowerze.
Tego wieczoru napisała list do Sharon i umyła włosy. Następnego dnia spotkała się z Harrym, żeby coś razem przekąsić w ciągu dnia. Nie udało mu się z tą dziewczyną. „Żarłok” jak ją nazywał, wtrząchnęła nie tylko swój stek, ale pożarła także obydwa homary, po czym oświadczyła, że nie czuje się najlepiej i chciałaby wrócić do domu, bo musi się uczyć. Nie zyskał nic poza ogromnym rachunkiem w restauracji i spokojnym, długim snem w pustym łóżku.
To już koniec, jeśli chodzi o nią. Chryste, jakie ciężkie nastały czasy. Tyle się człowiek musi napracować, żeby się z kimś przespać.
Ale Tana wiedziała, że najczęściej dopina swego i dokuczała mu na ten temat przez całą drogę do Nowego Jorku. Podrzucił ją do mieszkania matki, a sam pojechał do hotelu Pierre. Kiedy przyjechał po nią następnego dnia, by razem udać się na ten ślub, musiała przyznać, że wyglądał szałowo. Miał na sobie białe, flanelowe spodnie, błękitny kaszmirowy żakiet, kremową, jedwabną koszulę, którą jego ojciec zamówił dla niego rok temu w Londynie, i do tego granatowo-czerwony krawat Hermesa.
– Chryste, Harry, jak panna młoda cię zobaczy, to kopnie pana młodego i zwieje z tobą.