– Mieszkasz gdzieś w pobliżu? Pokręciła przecząco głową.
– Tak mi się wydawało, nie widywałem cię tu przedtem.
– Zwykle przesiaduję w bibliotece. Trzeci rok prawa.
– O kurcze. – Był zaskoczony. – To jest coś.
– A ty?
Magisterski program z nauk politycznych, a cóż by innego?
Roześmieli się oboje. W każdym razie podjął słuszną decyzję i odprowadził ją do biblioteki, gdzie pożegnała go z nie ukrywaną przykrością. Podzielała jego poglądy, poza tym był nadzwyczaj przystojny. Od razu wiedziała, że nie spodobałby się Harry'emu. Ostatnio stawiał sobie takie zwyczajne, ludzkie cele, zwłaszcza od czasu kiedy była przy nim Averil. Tana wiedziała o tym, ale nie przeszkadzało jej to. Jeśli chodzi o Harry'ego to nawet, gdyby na głowie wyrosły mu paprocie, a potem rogi, to i tak by go kochała. Był przecież jej bratem, a Averil stanowiła jego cząstkę, więc akceptowała ich oboje. Zazwyczaj starała się nie dyskutować z nim o polityce. Tak było łatwiej.
Jej nowy znajomy zaintrygował ją jeszcze bardziej, gdy zobaczyła go kilka dni później, przemawiającego na kampusie na ten sam temat, który poruszali wcześniej w dyskusjach. To było błyskotliwe i ogniste wystąpienie. Powiedziała mu to, kiedy skończył. Wiedziała już, że nazywał się Yael McBee. Nosił śmieszne nazwisko, ale on sam nie był śmiesznym facetem. Zafascynował ją, przemawiając z tak niezwykłą żarliwością. Jego wściekłość dotarła do wszystkich tych, których pragnął przekonać o słuszności swoich słów. Podziwiała jego umiejętność nawiązywania kontaktu z tłumem. Tej jesieni poszła jeszcze kilka razy, by go posłuchać, aż w końcu któregoś wieczora zaprosił ją na kolację. Zapłacili na spółkę, po czym poszli do niego jeszcze pogadać. Mieszkało tam oprócz niego jeszcze z tuzin innych ludzi. Część z nich spała na materacach. To mieszkanie nie miało w sobie nic z czystości i schludności małego domku, który Tana dzieliła z Harrym i Averil. Tak naprawdę wstydziłaby się zaprosić do niego Yaela. Ich domek był zbyt drobnomieszczański, za słodki, za bardzo mu obcy. Lubiła przychodzić do niego. Averil i Harry ciągle się kochali albo po prostu znikali w pokoju zamykając za sobą drzwi. Zastanawiała się nawet jak Harry'emu udawało się w ogóle uczyć, ale wiedziała, że jakoś to robił, bo jego stopnie były zadziwiająco dobre. W każdym razie zabawniej było z Yaelem i jego przyjaciółmi, więc kiedy Harry poleciał na Święta Bożego Narodzenia do Szwajcarii, a Averil do domu, Tana w końcu zdecydowała się zaprosić Yaela do siebie. Wyglądał dziwnie w małym, czyściutkim domku, bez swoich szalonych przyjaciół. Miał na sobie jaskrawo zielony golf i znoszone dżinsy. Na nogach wojskowe buty, mimo że wojsko odsiedział w więzieniu za odmowę służby w Wietnamie. Wysłali go do więzienia na Południowym Zachodzie i wypuścili po roku odsiadki
– To niesamowite.
Oczarowały ją jego przenikliwe, niczym u Rasputina oczy. Było w nim coś nadzwyczajnego, nie zaskoczył jej nawet fakt, że komunizm fascynował go już od dziecka. Wszystko, co go dotyczyło wydawało się jej intrygujące i niezwykłe. Kiedy w Wigilię Bożego Narodzenia wziął ją w ramiona i zaczęli się kochać, to także okazało się niesamowite. Tylko raz udało jej się pozbyć myśli o Harrisonie Winslow. Na swój sposób to on ją do tego przygotował. Tylko że on nie miał nic wspólnego z Yaelem McBee. Yaelowi udało się otworzyć jej ciało w sposób, o jakim nawet nie marzyła, dotarł tak głęboko, sięgnął do tych wszystkich zmysłów, które do tej pory były uśpione, a ona długo udawała, że nie domyśla się nawet ich istnienia. Poruszył jej całą duszę, wydobył z niej pasję i pożądanie, których dotąd nie znała, wreszcie dał jej coś, czego nie spodziewała się po mężczyznach. Od tej pory uzależniła się od niego zupełnie. Była niemal jego niewolnicą, aż do powrotu Harry'ego i Averil. Potem większość nocy spędzała w mieszkaniu Yaela, śpiąc z nim na materacu, skulona i zimna do chwili, kiedy położył na niej dłoń. Wtedy nagle życie stawało się egzotyczne i tropikalne, a wokół było nagle mnóstwo kolorów. Nie mogła już bez niego żyć. Po kolacji siadywali wszyscy w dużym pokoju i rozmawiali o polityce paląc trawkę. Tana nagle czuła się jak prawdziwa kobieta w pełnym rozkwicie, żyjąc śmiało u stóp swego mężczyzny.
– Gdzie ty się, do diabła, podziewasz, Tan? Już w ogóle cię nie widujemy – zainteresował się Harry.
– Mam mnóstwo czytania w bibliotece do egzaminów.
Do egzaminów końcowych zostało jej pięć miesięcy, a potem trzeba było stawić czoła wysokiej poprzeczce. Trochę się bała, bo większość czasu spędzała z Yaelem, a do tej pory nie wspominała o nim Harry'emu i Averil. Nie wiedziała jak im to powiedzieć. Żyli w tak różnych światach, że nie mogła wyobrazić ich sobie w jednym miejscu, domu czy szkole.
– Czy ty masz jakiś romans, czy coś w tym rodzaju, Tan? Zaczął być wobec niej podejrzliwy. Przecież ciągle znikała z domu. Wyglądała jakoś dziwnie, niezbyt przytomnie, jakby wstąpiła do jakiejś sekty hinduistycznej albo często paliła trawkę, o co ją zresztą podejrzewał. Z Yaelem zobaczył ją po raz pierwszy dopiero na Wielkanoc i przeraził go ten widok. Zaczekał na Tanę po zajęciach i zbeształ jak zirytowany rodzic. – Co ty, do diabła, robisz z tym czubkiem? Czy ty wiesz, kim on jest?
Oczywiście, że wiem… znam go już od roku… – Wiedziała, że on tego nie zrozumie i powiedziała mu to.
Czy ty wiesz, jaką on ma reputację? Jest groźnym radykałem, komunistą i najgorszego gatunku podżegaczem. Widziałem, jak w zeszłym roku go aresztowali, i ktoś mi mówił, że on służył przedtem w więzieniu… na miłość boską, Tan, obudź się!
– Ty pieprzony dupku! – Wrzeszczała na niego przed główną biblioteką, aż ktoś się za nimi obejrzał, ale było im wszystko jedno. – Odsłużył wojsko w więzieniu, bo nie chciał walczyć w Wietnamie, co uważasz pewnie za coś gorszego od morderstwa pierwszego stopnia, ale tak się składa, że ja mam inne zdanie na ten temat.