– Tak szybko?
Tana wyglądała na zaskoczoną. Wydawało się, że Harrison Winslow V urodził się przed chwilą. Harry uśmiechnął się.
– On skończy w przyszłym miesiącu dwa lata, Tan.
– O, mój Boże, czy to możliwe?
Nie widywała go zbyt często, ale mimo wszystko to chyba niemożliwe. Więc on kończył już dwa lata. To naprawdę niesamowite. Ona sama miała już dwadzieścia osiem lat, co nie było wcale takie nadzwyczajne, z wyjątkiem tego, że wszystko działo się zbyt szybko. Wydawało się, że wczoraj chodziła do Green Hill z Sharon Blake i wybierały się na długie spacery do Yolan. Jeszcze tak niedawno Sharon żyła, a Harry mógł tańczyć…
Averil tym razem urodziła dziewczynkę z maleńką różową buźką, o idealnych różowych usteczkach i olbrzymich oczach w kształcie migdałów. Była niesamowicie podobna do swojego dziadka. Tana poczuła dziwne kłucie w sercu patrząc na dziecko, ale niestety wyglądało na to, że jeśli chodzi o nią samą, nic się nie zmieni. Powiedziała o tym Harry'emu, kiedy w następnym tygodniu spotkali się na lunchu.
– A dlaczego nie, do diabła? Masz dopiero dwadzieścia dziewięć lat albo będziesz je miała za trzy miesiące. – Patrzył na nią poważnie. – Nie rezygnuj Tan. Dla mnie wszystko, na czym mi naprawdę zależy… to moje dzieci i moja żona.
Zaszokował ją tym stwierdzeniem. Myślała, że kariera była dla niego ważniejsza, ale zaskoczył ją jeszcze bardziej, kiedy powiedział, że rozważa rezygnację z posady obrońcy z urzędu i planuje otwarcie własnej kancelarii.
– Mówisz poważnie? Dlaczego?
– Dlatego, że nie lubię pracować dla kogoś i nie mam już ochoty bronić tych włóczęgów. Oczywiście, popełnili wszystko to, czego się teraz wypierają, a przynajmniej większość z nich. Mam już tego serdecznie dosyć. Nadeszła pora na zmianę. Zastanawiałem się nad spółką z jednym znajomym prawnikiem.
– Czy to nie będzie dla ciebie nudne? Zwyczajne prawo cywilne? – Powiedziała to z lekkim niesmakiem, ale on zaprzeczył ze śmiechem.
– Nie. Ja nie potrzebuję tylu wrażeń co ty, Tan. Nie mógłbym toczyć tylu krucjat dziennie. Nie wytrzymałbym ciągłej walki w sądzie, bez chwili wytchnienia. Podziwiam cię za to, ale ja będę bardzo szczęśliwy z niewielką, wygodną praktyką, z Averil i dziećmi u boku.
Nigdy nie sięgał zbyt wysoko, zadowalał się tym, co ma. Niemal była o to zazdrosna. W niej było coś głębszego, jakaś ambiga, która ciągle wypalała ją od środka. To właśnie wykryła w niej dziesięć lat temu Miriam Blake. Nadal w niej to tkwiło. Wciąż chciała stykać się z trudniejszymi przypadkami, wyrokami bez kompromisów. Potrzebowała tego jak powietrza, bez przerwy szukała nowego wyzwania. Pochlebiło jej bardzo, kiedy w następnym roku wybrano ją do grupy adwokatów, którzy spotkali się z gubernatorem, aby przedyskutować serię spraw, które stały się przyczyną procesów kryminalnych w całym stanie. Zaproszono sześciu prawników, samych mężczyzn z wyjątkiem Tany. Dwóch przyjechało z Los Angeles, dwóch z San Francisco, jeden z Sacramento i jeden z San Jose. To był najbardziej interesujący tydzień, jaki udało jej się ostatnio spędzić. Z dnia na dzień angażowała się coraz bardziej w omawiane tematy. Adwokaci, sędziowie oraz politycy konferowali do późna w nocy, a ona była tak podniecona wszystkim, o czym rozmawiano, że kiedy docierała do łóżka, nie mogła zasnąć jeszcze przez parę godzin. W głowie huczało jej od wszystkich wrażeń minionego dnia.
– Interesujące, prawda? – Adwokat, przy którym usiadła następnego dnia, pochylił się ku niej i mówił cicho. W tym samym czasie gubernator prowadził dyskusję w sprawie, o którą spierała się z kimś poprzedniego wieczoru. Ku jej zdziwieniu podzielał jej zdanie na ten temat. Miała wielką ochotę wstać i przyklasnąć mu.
– Tak, to bardzo ciekawe – szepnęła.
Był to jeden z prawników z Los Angeles. Wysoki, atrakcyjny mężczyzna o szpakowatych włosach. Następnego dnia posadzono ich koło siebie podczas lunchu i z dużym zdziwieniem odkryła, jakim był liberałem. Okazało się, że ten interesujący człowiek pochodził z Nowego Jorku, studiował prawo na Harvardzie, a potem przeniósł się do Los Angeles.
– Tak naprawdę przez ostatnich parę lat mieszkałem w Waszyngtonie, pracując dla rządu, ale znowu wróciłem na Zachodnie Wybrzeże i cieszę się z tego – uśmiechnął się.
Był taki bezpośredni, miał ciepły uśmiech i podobało jej się to, co mówił tego wieczoru. Jeszcze przed końcem konferencji wszyscy uczestnicy zaprzyjaźnili się ze sobą. Ostatnie dni wypełnione były owocną i fascynującą wymianą poglądów.
Zatrzymał się w Huntington. Zanim wyjechali, zaproponował jej drinka w L'Etoile. Spośród wszystkich, którzy tam byli, oni dwoje mieli najwięcej ze sobą wspólnego. Tana odkryła, że jest świetnym kompanem na różnych imprezach, w których brali udział. Pracował ciężko, był bez wątpienia profesjonalistą. A przy tym taki miły.
– Jak ci się podoba w biurze prokuratora okręgowego? – Bardzo go to interesowało. Najczęściej kobiety nie lubiły takiego rodzaju pracy, chętniej zajmowały się sprawami o charakterze rodzinnym lub parały się innymi dziedzinami prawa: kobieta prokurator należała do rzadkości, z oczywistych powodów. Był to naprawdę ciężki kawałek chleba i nie można tu było liczyć na żadne ulgi.
– Uwielbiam tę pracę. – Uśmiechnęła się. – Nie pozostawia mi w ogóle czasu dla siebie, ale nie dbam o to. – Z uśmiechem odgarnęła włosy. Nadal nosiła je długie i rozpuszczone, ale gdy szła do pracy związywała je w ciasny węzeł. Do sądu zakładała konwencjonalne kostiumy i bluzki, ale w domu chodziła w dżinsach.
Teraz miała na sobie szary flanelowy kostium i bladoszarą jedwabną koszulową bluzę.
– Jesteś mężatką? – Uniósł brew i spojrzał na jej dłonie. Uśmiechnęła się.
– Obawiam się, że na to też nie miałam czasu.
W ciągu kilku ostatnich lat spotykała się z paroma facetami, ale znajomość z żadnym nie trwała długo. Zapominała o nich, tygodniami przygotowując się do rozpraw i nigdy nie mając dosyć czasu. Nie zależało jej specjalnie na tych mężczyznach, choć Harry ciągle jej powtarzał, że któregoś dnia jeszcze tego pożałuje.
– Wtedy się będę o to martwić.
– Kiedy? Jak będziesz miała dziewięćdziesiąt pięć lat?
– Czym zajmowałeś się w rządzie, Drew?
Nazywał się Drew Lands i był posiadaczem najbardziej niebieskich oczu, jakie do tej pory widziała. Lubiła, kiedy się do niej uśmiechał, i złapała się na tym, że zastanawia się, ile on może mieć lat. Słusznie zgadła, że ma około czterdziestu pięciu.
– Miałem przez jakiś czas kontrakt w Departamencie Handlu. Ktoś umarł, a ja go zastępowałem, dopóki nie przyjęto nowego pracownika na stałe.
Kiedy uśmiechnął się do niej znowu, stwierdziła, że podobał się jej bardziej niż ktokolwiek inny od długiego czasu.
To była interesująca praca w tamtym czasie. W Waszyngtonie żyje się tak intensywnie. Wszystko koncentruje się wokół rządu i ludzi z nim związanych. Jeśli nie pracujesz dla rządu, jesteś nikim. Panuje tam wszechogarniająca atmosfera władzy. Tylko ona się liczy dla każdego. – Uśmiechnął się do niej i z łatwością można było zauważyć, że on sam był częścią systemu, o którym mówił.
– Chyba trudno się było z tym rozstać.
Zaintrygował ją. Sama parę razy zastanawiała się nad zaangażowaniem się w politykę, ale stwierdziła, że to nie pasowałoby do niej tak bardzo jak prawo.
– Był już najwyższy czas. Z radością wróciłem do Los Angeles. – Spojrzał na nią z uśmiechem i odstawił szklaneczkę szkockiej. – A ty, Tano? Gdzie jest twój dom? Czy jesteś dziewczyną z San Francisco?