Выбрать главу

I tak upłynął ich „cudowny” weekend w Nowym Jorku.

– Przypomnij mi, żebyśmy koniecznie powtórzyli to kiedyś – powiedziała sarkastycznie, kiedy kończyli kolację na pokładzie samolotu.

– Jesteś na mnie wściekła, Tan? – Od chwili, kiedy przyleciała do Nowego Jorku, przez cały czas wyglądał na przygnębionego. Zżerało go poczucie winy wobec niej, poza tym martwił się o dziewczynki. Mówił za dużo, za szybko i nie był sobą.

– Nie, jestem bardziej rozczarowana niż wściekła. A przy okazji, jak się miewa twoja eks-żona?

– Dobrze.

Nie miał ochoty o niej rozmawiać i Tana zaskoczyła go tym pytaniem. To nie był odpowiedni temat do rozmowy, ale ona gryzła się wciąż wspominając słowa matki.

– A dlaczego pytasz?

– Z ciekawości. – Wzięła do ust pełną łyżkę deseru, spoglądając na niego chłodno. – Ciągle ją jeszcze kochasz?

– Oczywiście, że nie. To idiotyczne. Nie kocham jej już od lat. Wyglądał na szczerze rozzłoszczonego, a Tanę to ucieszyło. Matka się myliła. Jak zwykle.

– Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, Tan – powiedział niepewnie. Był blady – ale tak się składa, że kocham ciebie. – Popatrzył na nią przeciągle.

Ona przyglądała mu się z uwagą. Wreszcie uśmiechnęła się i nic nie mówiąc, pocałowała go w usta. Odłożyła widelec i w końcu zamknęła oczy, by się zdrzemnąć. Nie miała mu nic do powiedzenia, a on czuł się jakoś niepewnie. To był trudny weekend dla nich obojga.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Grudzień upłynął bardzo szybko, wypełniony kilkoma toczącymi się właśnie procesami i paroma przyjęciami, na które Tana wybrała się razem z Drew. Bywało, że przylatywał choćby na jedną noc, a czasami nawet tylko po to, by zjeść z nią kolację. Spędzali razem cudowne, pełne czułości chwile, ciche noce w domowej atmosferze. Byli sobie tak bliscy, połączeni uczuciem, którego Tana nigdy przedtem nie zaznała. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo samotna była przez tyle lat. Miała za sobą tylko ten zwariowany romans z Yaelem McBee i parę nieistotnych związków, które przemijały, pozbawione najmniejszego znaczenia. Ale z Drew Landsem wszystko wyglądało inaczej. Był taki wrażliwy, uczuciowy, troszczący się o każdy drobiazg, który dla niej był istotny. Zapewniał jej komfort psychiczny i bezpieczeństwo. Czuła, że dopiero teraz naprawdę żyje. Wiele się razem śmieli. Kiedy nadeszły ferie świąteczne, znowu nie mogła się doczekać poznania jego dziewczynek. Miały przyjechać z Waszyngtonu, żeby spędzić z nim Święta Bożego Narodzenia. Odwołał ich wspólny wyjazd na narty do Sugar Bowl.

– Czy przyjedziesz i spędzisz z nami trochę czasu, Tan? Uśmiechnęła się do niego; wiedziała, jakiego miał bzika na punkcie swoich dzieci.

– Spróbuję. – Miała przed sobą dużą sprawę, ale była pewna, że upłynie jeszcze dużo czasu, zanim dostanie się ona na wokandę. – Myślę, że powinno mi się udać.

– Postaraj się. Gdybyś przyjechała dwudziestego szóstego, moglibyśmy spędzić parę dni w Malibu.

Wynajmował tam mały domek weekendowy, o czym wiedziała, ale zaskoczyła ją data, którą wymienił… dwudziesty szósty… zrozumiała, że chciał być sam z dziewczynkami przez całe święta.

– Przyjedziesz, Tan?

Brzmiało to jak prośba małego dziecka. Śmiejąc się, przytuliła go do siebie mocno.

– Dobrze, dobrze przyjadę. Jak myślisz, co dziewczęta chciałyby dostać?

– Ciebie. – Wymienili uśmiech i pocałował ją znowu.

Przygotowanie wszystkiego na ich przyjazd do L.A. zajęło mu tydzień. Tana starała się dokończyć zaczęte sprawy, żeby wziąć parę dni urlopu. Poza tym miała jeszcze wiele zakupów do zrobienia. Kupiła dla Drew zamszową koszulę, bardzo drogą aktówkę, którą kiedyś się zachwycał, jego ulubioną wodę kolońską i krawat w zwariowany wzór, który pewnie mu się spodoba. Dziewczętom kupiła po pięknej lalce w F.A.O. Schwarz, papier do zapakowania prezentów, wsuwki do włosów, śliczny dres dla Elizabeth, dokładnie taki sam, jaki kiedyś kupiła sobie, i królika zrobionego z prawdziwego futerka dla jego młodszej córki. Zapakowała to wszystko i włożyła do walizki, którą miała zabrać ze sobą do L.A. W tym roku nie zawracała sobie głowy choinką, nie miała na to czasu, a poza tym i tak nie miał jej kto oglądać.

Święta Bożego Narodzenia spędziła z Harrym, Averil i ich dziećmi i naprawdę udało jej się odpocząć. Harry wyglądał świetnie, a Averil z zadowoleniem patrzyła, jak mały Harrison biega, z niecierpliwością czekając na Świętego Mikołaja. Pokroili marchewkę dla renifera, wywiesili przed domem czekoladowe ciasteczka, wystawili dużą szklankę mleka i wreszcie zapakowali go do łóżka. Jego siostrzyczka już spała, a i on wkrótce zapadł w sen. Po jakimś czasie Averil z uśmiechem poszła na palcach do ich pokojów, żeby sprawdzić, czy śpią spokojnie. Harry odprowadził ją wzrokiem, a Tana przyglądała mu się uważnie. Sprawiało jej przyjemność, gdy widziała, że jest szczęśliwy i zadowolony z życia. Wszystko potoczyło się dobrze, mimo że pewnie kiedyś inaczej to sobie wyobrażał. Spojrzał na Tanę z uśmiechem i oboje zrozumieli się bez słów.

– To dziwne, Tan, jak życie czasem się układa.

– Tak, to prawda. – Uśmiechnęła się. Znali się od dwunastu lat. Niesamowite, prawie połowa ich życia.

– Kiedy spotkałem cię po raz pierwszy, byłem pewien, że nie później niż za dwa lata będziesz mężatką.

– A ja myślałam, że umrzesz jako kompletny degenerat… nie… – zadumała się na chwilę i dodała z rozbawieniem -… playboy pijak…

Roześmiał się. – Pomyliłaś mnie z moim starym.

– Nie sądzę. – Nadal czuła słabość do Harrisona, ale Harry nie zdawał sobie z tego sprawy. Kiedyś zaczął coś podejrzewać, ale nigdy nie był tego pewien, a ojciec nie dał nic po sobie poznać. Tana również.

Harry popatrzył na nią dziwnie. Nie spodziewał się, że w tym roku spędzi z nimi święta, zwłaszcza po tym, co mu raz czy dwa wspominała o Drew. Miał dziwne wrażenie, że dla niej to była poważna sprawa, mimo że nie chciała się do tego przyznać.

– A gdzie twój przyjaciel, Tan? Myślałem, że wybieraliście się do Sugar Bowl.

W pierwszej chwili spojrzała na niego nie rozumiejąc, ale oczywiście od razu wiedziała, kogo ma na myśli. Skrzywiła się.

– No dobra, daruj sobie tekst typu „a kogo masz na myśli?”. Znam cię zbyt dobrze.

Roześmiała się. – Dobrze, już dobrze. Jest w L.A. ze swoimi dziećmi. Odwołaliśmy Sugar Bowl z powodu dziewczynek. Dołączę do nich dwudziestego szóstego.

Harry'emu wydało się to trochę dziwne, ale nic nie powiedział.

– On dla ciebie dużo znaczy, prawda? Ostrożnie pokiwała głową, ale nie spojrzała mu w oczy. – Tak… bez względu na to, ile to jest warte.

– A ile to warte, Tan?

Westchnęła i odwróciła się plecami. – Bóg raczy wiedzieć. Przez chwilę Harry zastanawiał się nad czymś, aż w końcu zapytał: – dlaczego nie jesteś z nim dzisiaj?