Выбрать главу

Powtarzała sobie, że ma mnóstwo czasu, zanim ją znajdą. Ale kto będzie jej szukał? Poza Simonem jedyną osobą, która wiedziała, gdzie ona jest, był Luc Racine. Czy zacznie jej szukać, kiedy nie wróci do samochodu? Czy zadzwoni po pomoc? Och, niech to szlag! Niby jak ma zadzwonić? Znowu sobie przypomniała, że zostawiła mu komórkę z wyczerpaną baterią. Zresztą jakie to ma znaczenie? Luc może nawet nie pamiętać, jak się ona nazywa ani kim jest.

Panika zaciskała kleszcze. Maggie zwalczyła chęć rozpaczliwego walenia pięściami w bok zamrażarki. Wytłumaczyła sobie, że panika też jest dobra. Dopiero gdy jej zabraknie, powinna zacząć się martwić. Chociaż wówczas prawdopodobnie będzie jej już wszystko jedno.

Raz jeszcze usiłowała zebrać myśli. Chciała przemyśleć, co czeka ją w dalszej kolejności. Dzięki temu jej umysł nie zaśnie.

Więc co jeszcze? Aha, brak tlenu wywoła halucynacje. Mogą być wzrokowe, słuchowe albo jedne i drugie. Może widzieć ludzi, których tak naprawdę nie ma, albo słyszeć rozmowy czy głos, który ją woła, a który tylko tkwi w jej głowie.

No i oczywiście nagłe i ekstremalne gorąco. Tak, gorąco po zimnie. To jeden z okrutnych paradoksów hipotermii. Człowiek ma wrażenie, że płonie, ma ochotę zedrzeć z siebie ubranie i skórę. Tutaj to akurat nie problem, bo nie może wykonać prawie żadnego ruchu. O ironio, gorąco jest jedną z ostatnich rzeczy, które pamiętają ludzie w hipotermii, zanim stracą świadomość. Jeżeli w ogóle cokolwiek pamiętają.

No i w końcu amnezja nadszarpnie jej umysł. Może to ostatnia broń organizmu, takie dziwne błogosławieństwo, które zastępuje wspomnienie bólu i zimna zwyczajną pustką.

Mięśnie Maggie, obolałe od nieprzerwanych dreszczy, zaczynały sztywnieć. Przywoływała w myśli to, co kojarzyło się z ciepłem. Może Gwen ma rację. Może powinna odpocząć. Wyobrażała sobie plażę, gorący piasek między palcami, słońce, które rozgrzewa ciało, ciepłe, odświeżające fale, które je obmywają. A jeśli już nie plażę, to może dłonie, które obejmują kubek gorącej czekolady, a ona leży skulona na fotelu na wprost buzującego ognia. Jest tak ciepło, że nic, tylko zwinąć się, zwinąć się… i zasnąć.

Była potwornie wyczerpana. Sen dobrze by jej zrobił. Zamknęła oczy. Czuła, jak jej oddech zwalnia i staje się coraz płytszy. Ból w rękach ustał. A może po prostu już nie potrafi rejestrować bólu. Panika została przytłumiona. Maggie czuła, jak się od niej odsuwa. Była tak bardzo zmęczona, taka senna. Tak, zamknie oczy. Tylko na chwilkę albo dwie. Jest tak ciemno, tak spokojnie.

Zaśnie na chwilę. Na króciutką chwilę. Zaśnie pod ciepłym słońcem. Będzie słyszała fale uderzające o brzeg i skrzek mew nad głową. Gdzieś z głębi, gdzie jej umysł zwolnił, ale całkiem się nie zatrzymał, dobiegł cichy skowyt, ledwie słyszalny alarm, który kazał jej podnieść powieki i błagał, żeby nie poddawała się ciemności.

Równocześnie dotarło do niej, że przestała drżeć. I zrozumiała, że jest już za późno.

ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY

Luc przeszukał wszystkie pomieszczenia w drewnianym domu i nie znalazł Maggie. Gdzież ona się podziewa? Szeryf Watermeier był przekonany, że Simon Shelby zabrał ją ze sobą. Jego zastępcy przeczesywali okoliczne lasy, a patrol stanowy blokował drogi.

Luc miał wciąż w uszach syrenę karetki wyjącą na Whippoorwill Drive. Jeden z pielęgniarzy stwierdził, że kobieta o imieniu Joan prawdopodobnie została otruta. A jeśli Simon otruł też Maggie?

Wykręcał nerwowo palce, potem pobiegł z powrotem na górę, żeby zajrzeć do szaf i kątów, które już wcześniej sprawdzał. Cały czas myślał o tym, że ona go uratowała, więc teraz on nie może jej zawieść. Nie wiedział nawet, ile czasu minęło, odkąd wysiadła z samochodu. Simon mógł porwać ją wiele godzin temu.

– Luc? – zawołał Adam z holu między kuchnią i schodami. – Znalazł pan coś?

– Nie, szukałem wszędzie.

– Henry rozesłał list gończy za Simonem. Jeśli wziął ją ze sobą, znajdą go i zatrzymają.

– Mam złe przeczucia.

– To twarda kobieta. Potrafi się obronić.

Nawet Luc widział, że Adam nie do końca wierzy we własne słowa.

– Co to za szaleniec? – Luc był zły, że panika znowu zaciska mu gardło i jego głos skrzypi. – Między drzewami leżą białe paczki zamrożonego mięsa czy czegoś takiego. Wyrzucił to wszystko, żeby zgniło. Co to za szaleniec, żeby tak zrobić?

– Co? – Adam wrócił do poszukiwań. – Powiedział pan, że wyrzucił wszystko z zamrażarki?

– Tak, całe sterty. Zamrażarka stoi tam… – Zobaczył ją w tym samym momencie co Adam. Podbiegli do niej obaj i niepewnie popatrzyli na siebie, jakby strach przed otwarciem zamrażarki był równy ich nadziei.

ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY

Maggie zdawało się, że z jakiejś czeluści dochodzi do niej cichy szum, słaby jęk, który nie chce odejść. Na dodatek nabierał mocy, choć wciąż pozostawał w oddali. Denerwujący pomruk. Czy to czyjś głos? Czy tylko jej się wydaje? Może ma halucynacje?

Była za bardzo zmęczona, żeby się tym przejmować.

Powieki zapiekły ją, kiedy nagle padło na nią światło. Zaraz potem zniknęło. Promienie lasera, kolejny błysk, a po nim ciemność.

– Odeszła.

Tak, odeszły tak szybko, jak się pojawiły.

– Ona odeszła.

Nie, chwileczkę, to jednak głos. Niewiele rozumiała. Był cichy i przytłumiony, słowa nie tworzyły logicznej całości, wypływały z tunelu.

– Ona odeszła.

Jej mięśnie były sztywne. Ręce przymarzły do boków. Żadna siła by ich nie ruszyła. Kolejny błysk światła, tym razem z kolorowym refleksem, niebieskim i mglistym zarazem.

– Brak tętna.

Była za bardzo zmęczona, żeby pytać, o czym mówią te głosy. Nie byłaby w stanie zapytać, nawet gdyby chciała. Straciła kontrolę nad swoim ciałem. Odeszło, a może ktoś je ukradł. Nic nie czuła i nic nie widziała.

– Ona odeszła – padły znowu te same słowa. Ale tym razem w jej głowie zapaliło się światełko.

„Mówią o tobie! Oni mówią o tobie!”.

Ależ nie, ona nie odeszła, musi im o tym powiedzieć.

– Brak pulsu.

Nie, moment! Chciała krzyczeć, ale nie mogła, bo płynęła gdzieś daleko, a ciało oderwało się od jej woli. Muszą posłuchać serca, nie wyczują tętna na nadgarstku. Jej serce zwolniło. Cichuteńko pomrukiwało, ale biło, ona je czuła.

– Brak reakcji źrenic.

Proszę, chwileczkę. Dlaczego ich nie widzi? Jeżeli patrzą jej w oczy, dlaczego ich nie widzi? Błyski światła, to pewnie to. Jej oczy nie odpowiadają, ale ona wciąż tu jest. Jak ma im dać znać, że nadal żyje?

– Ona odeszła.

Nie, nie, nie. Jej umysł krzyczał, ale nikt go nie słyszał. Uznali, że zmarła, a ona, choć bardzo się stara, nie może wyjść z czerni. Nie potrafi zmusić do działania swoich mięśni.

Nie, moment, może jednak nie żyje.

Czy tak wygląda śmierć? Słaba świadomość bez władzy nad ciałem. Bez ciała, nad którym można panować.

O Boże! Może oni mają rację Może już odeszła. Odeszła na zawsze. Poczuła, że znowu gdzieś odpływa. Zamknie oczy i jeszcze sobie pośpi. A może są zamknięte? Spała i obudziły ją jakieś głosy. Nie, nic. Więc spać. Spać nieskończone godziny. Przytulna ciemność otoczyła ją ciasno. Płynne ciepło wpływało do jej żył. I poczuła się znowu żywa. Tak, pewnie tak to właśnie wygląda. Bez drugiej szansy, bez ostrzeżenia. Koniec.

Wtem ni stąd, ni zowąd pomyślała, że widzi… nie, to wykluczone. Przez szarą mgłę zobaczyła swojego ojca i już wiedziała, że to prawda. Rzeczywiście umarła.