Pierwsza noc po powrocie do Polski:
Budzę się, wyrwany ze snu gwałtownym atakiem bólu. Po chwili uderzył następny. I jeszcze jeden. Jakby mi ktoś grzebał igłą w palcu – w otwartej ranie. A rana przecież dawno zagojona. Ba, nie byłem już nawet pewien, czy to ten sam palec.
Następnego dnia pobiegłem do znajomego specjalisty od chorób tropikalnych. Obejrzał stopę i mówi, że nic nie widzi. Tylko niewielki, dawno zagojony ślad po ukąszeniu.
– Ugryzło cię coś? – pyta.
– Nie jestem pewien, chyba ugryzło, ale równie dobrze mogłem wdepnąć na jakiś ostry badyl.
– Na moje oko to masz w palcu pasażera.
– ???
– Tam cośsiedzi. Żywe.
– Obcy, ósmy, Nostromo?
– Raczej motyl – albo ćma. Teraz się przepoczwarzą i przy okazji trochę wierci. Wtedy cięboli. Poza tym leży, ssie krew i rośnie. Nie wiem na pewno, bo to mój pierwszy przypadek tego rodzaju, ale czytałem o takich, które zamiast ssać, wyżerają mięso od środka i mogą się przemieszczać… A może to chodziło o rybki… Nieważne. Przemieścił ci się?
– Nie!…
– To dobrze, bo one wszystkie jak jedzą, to muszą także wydalać, i wtedy trują. Lepiej, jak trucizna zostaje w jednym miejscu, bo łatwiej wyczyścić.
Po tych słowach podszedł do przeszklonej szafki i wyciągnął z niej zestaw metalowych narzędzi. Słowo „wyczyścić” nabrało charakteru akcji zbrojnej – zaciski, szczypce, nieprzyjemnie wyglądający haczyk i przerażające skrzyżowanie łyżeczki ze skrobaczką. Odbezpieczył jednorazowy skalpel…
– Ooo nie! – zaprotestowałem.
– No dobrze – odpowiedział łagodnie (znałem ten ton z horrorów o zboczonych doktorkach) – w takim razie nie będziemy nic robili – zdecydowanym ruchem capnął mnie za kostkę (uścisk miał żelazny) – i poczekamy jeszcze ze dwa tygodnie, aż ci z palca wyfrunie paź królowej. Tyle że do tego czasu cała stopa sczernieje, zacznie się obierać, i wtedy ją obetniemy pod narkozą.
Puścił mi prosto w oko zajączka skalpelem. W odpowiedzi tylko głośno przełknąłem ślinę. (Tak jak się połyka jabłko w całości. Znacie to uczucie?)
– To co? – uśmiechnął się jak nietoperz (głównie zębami). – Trochę bólu dzisiaj, czy motylek za dwa tygodnie?… Na pewno będzie piękny. Podobny do tatusia. Jak mu dasz na imię? Papillon dla chłopca, a Mariposa dla dziewczynki? Czy może raczej coś bardziej polskiego…
Te kpiny go zdekoncentrowały, więc skorzystałem z okazji, wyrwałem się i uciekłem do łazienki.
Tam oparłem stopę na umywalce, złapałem za palec i ścisnąłem go serdecznie (z całej siły) nie zważając na ból…
Dookoła zrobiło się biało…
Potem szaro i kołowato…
Otrząsnąłem się, schyliłem głowę do podłogi, żeby nie zemdleć, a kiedy już krew powróciła pod skronie spojrzałem w lustro. Na środku tkwił przyklejony do szkła niedokończony motyl. Jeszcze nawet nie poczwarka, ot, zwykła larwa, w kształcie małej glisty. A właściwie glutka, bo była lekko rozmaślona i na pewno nie nadawała się do życia.
– Wredny szmeterling – wysyczałem przez zęby.
To był pierwszy i jedyny motyl, jakiego kiedykolwiek złapałem. Niestety nie w siatkę, tylko w palec. Zamiast w gablotce za szkłem, skończył jako glut na szkle.
Było to dla mnie bardzo pouczające doświadczenie. Od tamtej pory na wszystkie, nawet najbardziej niewinne zwierzątka w dżungli patrzę, jak na coś comoże człowiekowi zrobić krzywdę – Może, nie musi.
Po prostu nie dajcie się zwieść pięknym kolorowym żabkom, pachnącym kwiatkom, motylkom i bławatkom – one wszystkie starają się… przeżyć.
W dżungli piękny wygląd częściej oznacza ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem niż zaproszenie do wspólnej zabawy. Pięknie ubarwione żabki – takie, które widać z daleka – starają się nas poinformować, że ich skóra dotkliwie parzy, albo że potrafią bardzo celnie splunąć komuś w oko żrącym zajzajerem. Mieniące się tęczowo motyle zawiadamiają w ten sposób, żeby ich nie zjadać, bo są bardzo niesmaczne i wywołują (głównie u ptaków i nietoperzy) bóle brzucha i silną niestrawność. Ociekające miodowym nektarem kwiaty, które wabią swoim zapachem z odległości wielu kilometrów, są owadożerne… Rozumiecie o co chodzi? To taki kod.
MORAŁ:
Dżungla jest jak ciemna uliczka w niebezpiecznej dzielnicy – jeżeli spotkamy tani kogoś, kto idzie środkiem jezdni, ubrany w kurtkę z wężowej skóry i czerwone kowbojki z aligatora, na szyi ma wiązkę złotych łańcuchów, a na każdym palcu pierścień z drogocennym kamieniem, wtedy lepiej zejść mu z drogi, skryć się w pierwszej dostępnej bramie i poczekać, aż sobie pójdzie. Natomiast nigdy, ale to nigdy w podobnej sytuacji nie wolno wpadać w panikę. Od paniki dużo lepszy jest chłodny dystans.
CZĘŚĆ 7 WYPRAWA NA BIEGUN DŻUNGLI
Biegun w dżungli?
Owszem. Nawet dwa – wschodni i zachodni.
O tych polarnych – północnym i południowym - wiedzą wszyscy, a o tropikalnych źródła milczą. Nie uczy się o nich w szkołach, nie wspomina w encyklopediach. Tylko wąska grupa specjalistów i zapaleńców wie gdzie ich szukać. To dlatego że bieguny tropikalne są mało oczywiste – nie da się ich zaznaczyć wbijając w ziemię słupek z flagą narodową pierwszego zdobywcy i pamiątkową tabliczką. Nie sposób tego zrobić z tej przyczyny, że biegun tropikalny to nie jakiś jeden, konkretny, precyzyjnie wytyczalny punkt na mapie, lecz pewien r e j o n. Obszar.
Żeby można było mówić o biegunie, muszą być spełnione dwa warunki:
1) biegun zawsze leży na końcu świata,
2) dookoła niego rozciąga się pustkowie o ekstremalnym klimacie.
Pustkowie w dżungli? Przecież w dżungli jest bardzo gęsto; raczej natłok niż pustka.
A kto powiedziały że na pustkowiu ma być pusto? Przeciwnie. Pustkowia nigdy nie są puste – tam jest pełno różnych rzeczy. Brak tylko ludzi, a kiedy gdzieś nie ma ludzi, to ludzie zaraz mówią „pustkowie”. Powinni raczej mówić „bezludzie”.
Antarktyka, Grenlandia., Australia, Atacama, Sahara, Gobi… – to wszystko pustkowia. Ale zapytajcie stałych mieszkańców dalekiej północy – Eskimosów – czy oni uważają, że u nich jest pusto? Najpierw opowiedzą wam o kilkudziesięciu gatunkach śniegu, a potem godzinami będą rozprawiać o polowaniu. Polowaniu na co? Na pustkę? Otóż nie – chodzi o setki różnorodnych gatunków zwierząt, ptaków i ryb.
Zapytajcie Beduinów z Sahary lub australijskich Aborygenów – oni z kolei opowiedzą wam o licznych odmianach piasku, rodzajach wydm i bogactwie roślinności na pustyni. Aha, i godzinami będą gadać o różnych rodzajach herbatek, które się u nich popija i na co która pomaga – a wszystkie zaparzone z miejscowych ziółek, których jest taka mnogość, że trzeba być baaardzo starą Indianką, żeby je umieć odróżniać. (I nie zaparzyć komuś omyłkowo Łysicy zamiast Porosta. Albo Porosta zamiast Pokurczu. Ewentualnie łodygi Twardziaka w miejsce pędów Miękiszki. [Przypis: Najbardziej tragiczny w skutkach był przypadek, gdy pewien nieporadny pustynny zielarz – uczeń szamana, ale dopiero początkujący – zaserwował całej wiosce wywar z kielichów Pijanicy zamiast z kiełków Piwonii. (Mogło też chodzić o korzeń Rozpusta zamiast pąków Wstydnika* – nie bardzo pamiętam, w każdym razie bal trwał do rana, a potem nikt już nic nie pamiętał, za to wszyscy szukali swoich ubrań.) [przyp. Autora] * Tłumaczenia nazw ziół dosłowne, przybliżone lub przypuszczalne – nigdzie w oryginale (hiszpańskim), nie występują uczciwe nazwy botaniczne, wszędzie tylko ludowe. Miękiszkę można więc równie dobrze przetłumaczyć na: Rozlazła, Breja albo Papka itp. [przyp. tłumacza]]).
Splątana dżungla, choć pełna roślin i zwierząt, jest pustkowiem.
Po dżungli można chodzić tygodniami i nie spotkać żywej duszy. Choć człowiek stale przedziera się przez różne gąszcze i stale słyszy wokół siebie odgłosy tropikalnego lasu, wycia małp, skrzeczenia papug, jazgot cykad, tojednak już po krótkim czasie ma wrażenie kompletnej samotności. Identyczne jak na pustyni. Identyczne jak w wysokich górach. I jak na lodowych równinach Antarktydy.
Dżungla tylko z pozoru wydaje się zatłoczona. Kto ją poznał od środka, wie jakie to przerażające pustkowie.
Ale żeby można mówić o biegunie dżungli, owo pustkowie musi być położone na końcu świata.
A gdzie on właściwie jest?
Na biegunie północnym? Bez wątpienia: tak!
Na południowym? Też.
A na szczycie Himalajów? Tak. Tam również, z całą pewnością, jest koniec świata. Świat to przecież – z grubsza rzecz ujmując – kula, ma więc wiele końców. Z lekcji geometrii wynika nawet, że nieskończenie wiele.