Выбрать главу

– Tak?!!! – parsknął Castleford. – Puszczę cię bez grosza przy duszy! Cofnę ci wszystkie dochody! Zostaniesz…

– A ty zostaniesz bez dziedzica. – Robert uśmiechnął się z hardością, o którą wcale się nie podejrzewał. – Co za nieszczęście, że matka już ci nie urodzi żadnego dziecka. Nawet córki.

– Ty! Ty! – Markiz poczerwieniał z wściekłości. Kilka razy głębiej odetchnął i przyjął łagodniejszy ton: – Być może sam dokładnie nie rozumiesz, że ta dziewczyna tutaj nie pasuje.

– Właśnie, że doskonale pasuje, ojcze.

– Nie będzie… – Castleford przerwał, gdy zdał sobie sprawę, że znów krzyczy. – Nie będzie umiała spełniać obowiązków żony arystokraty.

– Jest wystarczająco inteligentna. A jej manierom nie można nic zarzucić. Otrzymała stosowne wykształcenie. I jestem pewien, że będzie znakomitą hrabiną. – Robert zrobił łagodniejszą minę. – Jej osoba przyniesie zaszczyt naszemu nazwisku.

– Rozmawiałeś o tym z jej ojcem?

– Nie. Uznałem za stosowne najpierw ciebie poinformować o swoich planach.

– Dzięki Bogu. – Castleford odetchnął. – Jeszcze nie jest za późno.

Robert zacisnął pięści, ale nic nie powiedział.

– Obiecaj mi, że nigdy nie poprosisz o jej rękę.

– Nie ma mowy.

Castleford przeniósł surowy wzrok na syna i ujrzał jego stanowcze spojrzenie.

– Robercie, posłuchaj mnie uważnie – zaczął spokojnym głosem. – Ona nie może cię kochać.

– Nie wiem, skąd ty to możesz wiedzieć, ojcze.

– Do diaska, synu. Ona pragnie tylko pieniędzy i tytułu.

Robert czuł, że kipi w nim gniew. Jeszcze nigdy nie doznał takiego uczucia.

– Ona mnie kocha – oznajmił stanowczo.

– Nigdy nie da się powiedzieć, czy cię kocha. – Markiz uderzył dłonią w biurko. – Nigdy.

– A ja to wiem – rzekł cicho Robert.

– Co to w ogóle za dziewczyna? Dlaczego właśnie ona? Dlaczego nie żadna z tych, które poznałeś w Londynie?

Robert bezradnie wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Chyba dlatego, że wyzwala we mnie to, co najlepsze. Gdy ona jest obok, stać mnie na wszystko.

– Dobry Boże – jęknął ojciec. – Jak to się stało, że wychowałem takiego romantyka?

– Widzę, że ta rozmowa do niczego nie doprowadzi – powiedział oschle Robert i ruszył do drzwi.

Markiz westchnął.

– Robert, zostań.

Robert odwrócił się, bo po prostu nie był w stanie sprzeciwić się poleceniu ojcowskiemu.

– Proszę cię, posłuchaj mnie, synu. Musisz ożenić się z kobietą ze swojej sfery. Tylko wtedy będziesz mieć pewność, że nie wychodzi za ciebie z powodu pieniędzy i pozycji.

– Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie kobietom z wyższych sfer chodzi tylko o pieniądze i pozycję.

– Owszem, ale to co innego.

Robert uznał to za raczej słaby argument i powiedział o tym ojcu.

Markiz chwycił się za głowę.

– Skąd ta dziewczyna wie, co do ciebie czuje? Jak może nie być zauroczona twoim tytułem i bogactwem?

– Ona nie jest taka, ojcze. – Założył ręce na piersi. – I ożenię się z nią.

– Zrobisz największy…

– Ani słowa więcej! – krzyknął Robert. Pierwszy raz w życiu podniósł głos na ojca. Odwrócił się do wyjścia.

– Powiedz jej, że zostawiam cię bez grosza! – zawołał Castleford. – Zobaczymy, czy wtedy zechce za ciebie wyjść.

Robert odwrócił się. Wbił w ojca gniewny wzrok.

– Chcesz powiedzieć, że mnie wydziedziczasz? – zapytał chłodnym głosem.

– Niewiele brakuje.

– A więc tak czy nie?

– Mogę to zrobić w każdej chwili. Nie szarżuj.

– To nie jest odpowiedź.

Nie spuszczając wzroku z Roberta, markiz pochylił się do przodu.

– Jeżeli jej powiesz, że ślub z nią doprowadzi cię do utraty całej fortuny, to nie skłamiesz.

W tym momencie Robert nienawidził ojca.

– Rozumiem.

– Na pewno?

– Na pewno. – I prawie odruchowo dodał. – Ojcze.

Oddawał mu szacunek tym tytułem po raz ostatni.

3

Puk. Puk, puk, puk.

Victoria obudziła się i po sekundzie usiadła na łóżku.

– Victoria! – doleciał ją szept zza okna.

– Robert? – Uklękła na łóżku i wyjrzała przez szybę.

– Musimy porozmawiać. To pilne.

Uznała, że w domu wszyscy śpią, i powiedziała:

– Dobra. Wchodź.

Jeżeli Robert zdziwił się, że zaprasza go do pokoju – nigdy przedtem tego nie robiła – to nie wspomniał o tym ani słowem. Wszedł przez okno i usiadł na łóżku. O dziwo, nie próbował jej pocałować ani przytulić, chociaż zawsze tak się z nią witał, gdy byli sami.

– Co się stało, Robercie?

Długo milczał, patrząc przez okno na gwiazdę polarną. Położyła mu dłoń na przedramieniu.

– Robert?

– Musimy uciekać – oznajmił otwarcie.

– Co takiego?

– Przeanalizowałem sytuację z każdej strony. Nie ma innego wyjścia.

Dotknęła jego ramienia. Zawsze podchodził do życia racjonalnie, a każdą decyzję traktował jak problem do rozwiązania. To, że się w niej zakochał, było prawdopodobnie jedyną nielogiczną rzeczą, jaką w życiu zrobił. I za to jeszcze bardziej go kochała.

– Co się stało, Robercie? – zapytała spokojnie.

– Ojciec chce mnie wydziedziczyć.

– Jesteś pewien?

Spojrzał jej w oczy i wpatrując się w ich bajecznie błękitną głębię, podjął decyzję, z której nie był dumny.

– Tak – rzekł. – Jestem pewien. – Przemilczał, że ojciec dał mu szansę. Ale musiał zyskać pewność. Sam w to nie wierzył, ale jeżeli Victorii rzeczywiście bardziej zależy na bogactwie niż na nim?

– Przecież to nieludzkie. Jak ojciec mógł ci coś takiego zrobić?

– Posłuchaj mnie, Victorio. – Wziął ją za ręce i mocno i uścisnął. – To się nie liczy. Ty jesteś dla mnie ważniejsza niż pieniądze. Jesteś dla mnie wszystkim. – Ale ty masz prawo… Nie mogę cię prosić, abyś z te – go wszystkiego zrezygnował.

– To mój wybór, a nie twój. I wybieram ciebie.

Poczuła łzy napływające do oczu. Nigdy nie przypuszczała, że Robert zechce dla niej utracić tak wiele. I wiedziała, jak ważny był dla niego ojcowski szacunek. Całe życie starał się zadowolić ojca i nigdy mu się do końca nie udawało.

– Jedno musisz mi obiecać – wyszeptała.

– Co tylko zechcesz, Torie. Dla ciebie zrobię wszystko.

– Obiecaj mi, że po ślubie postarasz się jakoś dogadać z ojcem. Ja… – Zawahała się zdziwiona, że stawia warunki w takiej sytuacji. – W przeciwnym razie nie wyjdę za ciebie. Nie mogłabym żyć ze świadomością, że doprowadziłam między wami do niezgody.

Zrobił niewyraźną minę.

– Torie, ojciec to najbardziej uparty i…

– Nie powiedziałam, że musi ci się udać – dodała. – Ale musisz spróbować.

Podniósł jej dłoń do swych ust.

– Zgoda, moja damo. Masz moje słowo. Spojrzała z udawaną surowością.

– Jeszcze nie jestem „twoją damą”.

Robert tylko się uśmiechnął i jeszcze raz ucałował jej dłoń.

– Najchętniej uciekłbym z tobą jeszcze dzisiaj. Ale potrzebuję trochę czasu na zdobycie pieniędzy i zapasów. Nie chcę, żebyśmy włóczyli się po kraju o chlebie i wodzie.

Pogładziła go po policzku.

– Ty zawsze wszystko musisz zaplanować.

– Nie chcę zdawać się na przypadek.

– Wiem. Między innymi za to cię kocham. – Uśmiechnęła się figlarnie. – Ja stale o czymś zapominam. Moja matka mówiła, że gdyby nie szyja, zapomniałabym głowy.

Oboje się roześmieli.

– Cieszę się, że masz szyję – powiedział Robert. – Podoba mi się.