Выбрать главу

— Jak? — wycharczał Foyle.

— Nie wiesz?

— Czego? O co chodzi, kurczę?

— Poczekaj chwileczkę.

Dyżurny znikł jauntując się do magazynu i w pięć minut później pojawił się znowu przy zbiorniku. Foyle dźwignął się z wysiłkiem z cieczy. Oczy mu błyszczały.

— Wraca, kurczę. Coś jakby wracało. Jauntowanie. Nie umiałem jauntować na „Nomadzie”, kurczę.

— Co?

— Straciłem głowę.

— Człowieku, tyś nie miał żadnej głowy, którą mógłbyś stracić.

— Nie potrafiłem jauntować. Zapomniałem jak. Wszystko zapomniałem, kurczę. I teraz mało co pamiętam. Ja…

Cofnął się przerażony na widok szkaradnie wytatuowanej twarzy, której fotografię podsunął mu pod nos dyżurny. To była maska Maorysa. Policzki, broda, nos i powieki udekorowane były pasmami i spiralami. Przez brew biegło słowo NOMAD. Foyle patrzył przez chwilę z przerażeniem, a potem krzyknął z rozpaczą. Fotografia była lusterkiem. Twarz była jego własną.

ROZDZIAŁ 3

— Brawo panie Harris! Bardzo dobrze! P-O-P, panowie. Nigdy nie zapominajcie. Położenie. Otoczenie. Podwyższenie. To jedyny sposób gwarantujący wam zapamiętanie swoich współrzędnych jauntowskich. „Etre entre le marteau et l’enclume. Francuski”. Proszę jeszcze nie jauntować, panie Peters. Niech pan czeka na swoją kolej. Bądźcie cierpliwi, wkrótce wszyscy znajdziecie się w klasie C. Czy ktoś widział pana Foyla? Brakuje go. „Och, spójrzcie na tego bajecznie brązowego ptaszka. Posłuchajcie go”. Ojej, myślę na wszystkie strony… a może mówiłam głośno, panowie?

— Pół na pół, pszepani.

— To trochę nie fair. Półtelepatia to utrapienie. Przepraszam za bombardowanie was moimi myślami.

— Lubimy to, pszepani. Ładnie pani myśli.

— „Och, jak to miło z pańskiej strony, panie Gorgas”. Uwaga, klasa: wszyscy z powrotem do szkoły i zaczynamy od początku. Czy pan Foyle już dojauntował? Nigdy nie mogę go upilnować.

Robin Wednesbury prowadziła swoją reedukacyjną klasę jauntingu, wędrując z nią po New York City, a było to dla przypadków mózgowych równie emocjonujące zajęcie, co i dla dzieci z pierwszej klasy, w której Robin też była nauczycielką. Traktowała dorosłych jak dzieci, a im sprawiało to chyba przyjemność. Przez ostatnie miesiące zapamiętywali koordynaty jauntramp na skrzyżowaniach ulic, skandując:

— P-O-P, pszepani. Położenie. Otoczenie. Podwyższenie.

Robin była wysoką, powabną Murzynką, inteligentną i wypielęgnowaną, w pewnym jednak sensie upośledzoną. Była mianowicie telenadawczynią — półtelepatką. Mogła swoje myśli wysyłać w świat, ale nie mogła nic odebrać. Wada ta zagrodziła jej drogę do bardziej błyskotliwej kariery, nie dyskwalifikowała jej jednak jako nauczycielki. Pomimo swego gorącego temperamentu, Robin Wednesbury była sumiennym i metodycznym instruktorem jauntingu.

Do szkoły jauntingu, zajmującej cały budynek w Hudson Bridge na Czterdziestej Drugiej Ulicy przywieziono mężczyzn z Głównego Szpitala Wojennego. Wyszli ze szkoły i pomaszerowali parami do ogromnej jauntrampy na Times Square, którą zapamiętali jako pierwszą. Potem wszyscy jauntowali się do szkoły i z powrotem na Times Square. Ustawili się ponownie w pary i pomaszerowali do Columbus Circle, gdzie zapamiętali jego współrzędne. Następnie wszyscy jauntowali się przez Times Square do szkoły i tą samą drogą wrócili do Columbus Circle. Tam znowu utworzyły się pary i pomaszerowali do Grand Army Plaza, celem powtórzenia zapamiętywania i jauntowania.

Robin powtarzała z pacjentami (wszyscy z utratą zdolności do jauntowania w wyniku urazu głowy) przystanki, można by rzec, pospieszne na jauntrampach publicznych. Później zapamiętają przystanki zwykłe na skrzyżowaniach ulic. Gdy ich horyzonty poszerzą się (i powróci im zdolność do jauntowania), zapamiętywać będą jauntrampy w coraz to szerszych kręgach, których średnica określona będzie zarówno dochodami, jak i zdolnościami, ponieważ jedno było pewne: aby zapamiętać jakieś miejsce, trzeba je było wpierw zobaczyć na własne oczy, co znaczy, że najpierw trzeba było zapłacić za transport, żeby się tam dostać. Nie pomagały nawet trójwymiarowe fotografie. Wielka Podróż naokoło kontynentu, w którą wybierali się arystokraci celem dopełnienia wykształcenia, nabrała nowego znaczenia dla wyższych sfer.

— Położenie. Otoczenie. Podwyższenie — wykładała Robin Wednesbury i klasa, podążając gorliwie za swoją murzyńską nauczycielką, jauntowała przez przystanki pospieszne z Washington Heights do Hudson Bridge i z powrotem w ćwierćmilowych skokach dla początkujących.

— Jest duży ruch. Wszyscy z rampy. Proszę.

W drodze do domu na południe, po szychcie w lasach na północy, znajdowali się robotnicy w ciężkich roboczych ubraniach, wciąż jeszcze przyprószonych śniegiem. Pięćdziesięciu ubranych na biało pracowników mleczarni udawało się na zachód w kierunku St. Louis. Ścigali poranek przemieszczający się przed nimi ze Wschodniej Strefy Czasowej do Strefy Pacyficznej. A na lunch do Nowego Jorku pędziła tłumnie ze wschodniej Grenlandii, gdzie było już południe, horda urzędników biurowych w zarękawkach.

Po kilku chwilach ruch ustał.

— Uwaga, klasa — zawołała Robin. — Kontynuujemy. O Boże, gdzie jest pan Foyle. Wciąż mi się wydaje, że go brakuje.

— Nie może go pani winić, że się chowa z tą swoją buźką, pszepani. Na oddziale mózgowym wołamy na niego Straszydło.

— Wygląda przeraźliwie, nieprawdaż, sierżancie Logan? Nie mogą mu usunąć tych blizn?

— Próbują, panno Robin, ale nie wiedzą jeszcze jak. To się nazywa „tatuaż” i to z tych dawno zapomnianych.

— W jaki więc sposób pan Foyle dorobił się takiej twarzy?

— Nikt tego nie wie, panno Robin. Jest na oddziale mózgowym, bo stracił pamięć, kurczę. Nic sobie nie przypomina. Mówiąc miedzy nami, gdybym miał taką gębę jak on, też wolałbym nic nie pamiętać.

Foyle przyjauntował na rampę i jak gdyby nigdy nic zszedł z niej odwracając swoją szkaradną twarz.

— Ćwiczyłem, kurczę — mruknął stając na ziemi.

Robin stłumiła w sobie dreszcz odrazy i zbliżyła się do niego z uśmiechem. Wzięła go pod rękę.

— Powinien pan naprawdę więcej przebywać z nami. Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi i świetnie się bawimy. Proszę się do nas przyłączyć.

Foyle z uporem unikał jej wzroku. Gdy wreszcie wyrwał jej brutalnie rękę, Robin uświadomiła sobie, że jego rękaw był mokry. Przemoczone było całe jego ubranie.

— „Wilgoć? Był gdzieś na deszczu. Ale oglądałam przecież poranne prognozy pogody. Na wschód od St. Louis nie przewidywano żadnych opadów. Musiał się więc jauntować za St. Louis. Ale to powinno przekraczać jego możliwości. Miał przecież stracić całkowicie pamięć i zdolność do jauntowania. Symuluje”.

Foyle doskoczył do niej.

— Zamknij się, kurczę! — wściekłość malująca się na jego twarzy była przerażająca.

— „A zatem symulujesz”.

— Ile wiesz?

— „Tyle, że jesteś głupcem. Przestań robić sceny”.

— Czy oni ciebie słyszą?

— „Nie wiem. Odejdź ode mnie.”- Robin odwróciła się od Foyla. — Uwaga, klasa. Kończymy na dzisiaj. Wszyscy z powrotem do szkoły. Autobus szpitalny już czeka. Pan jauntuje pierwszy sierżancie Logan. Proszę pamiętać: P-O-P. Położenie. Otoczenie. Podwyższenie.

— Czego chcesz? — warknął Foyle — Okupu, kurczę?