Выбрать главу

– Proszę się stąd natychmiast wynieść!

Satine Vanderbild wstała i wyrwawszy z rąk Elisabeth pilota od telewizora, podkręciła dźwięk do tego stopnia, że stał się ogłuszający.

Prezenter mówił właśnie o samobójczym zamachu popełnionym w szkole przez jakiegoś fanatycznego kamikadze. Na ekranie było widać zakrwawione ciała dziesiątków dzieci, transportowane na noszach lub w czarnych workach.

– Czy pani złość na Yves’a jest ważniejsza niż złość z powodu tego?

– Co panią napadło? Proszę ściszyć! Aż bolą uszy!

Elisabeth Malory usiłowała odzyskać pilota, lecz jej gość cofnął się na sporą odległość. Teraz z kolei dziennikarz mówił o radości, jaka zapanowała w stolicach wielu sąsiednich państw świętujących szlachetne poświęcenie kamikadze. Było widać tłumy uzbrojone w karabiny maszynowe, strzelające w niebo I unoszące w górę zdjęcia człowieka, który wysadził się w szkole. Skandowano wesoło jego imię. Komentator podkreślił, że podczas „dopingujących manifestacji” w sąsiednich stolicach wśród manifestantów było dwudziestu trzech zabitych, którzy zostali trafieni przez wystrzelone z radości pociski albo zdeptani przez świętujący tłum.

– Proszę ściszyć! Pani nie ma prawa! Zaraz zadzwonię na policję!

Prezenter, którego pokryta makijażem twarz wypełniała olbrzymi ekran na ścianie, oznajmił właśnie z uśmiechem:

– … wezwał wiernych do totalnej wojny. Zaklinał matki, aby zachęcały swoje dzieci do wysadzania się w powietrze za pomocą bomb dla świętej sprawy. Na ulicę już wyszła procesja matek, żeby skandować hasła religijne i obiecywać, że urodzą dużo dzieci, które zostaną przyszłymi bohaterskimi męczennikami…

Elisabeth uwolniła się z trudem z fotela i opadła na wózek, po czym ruszyła na złodziejkę pilota. Zdołała się do niej zbliżyć, ilekroć jednak próbowała ją chwycić, tamta się cofała.

– Czego pani chce?!

– Proszę nam pomóc w projekcie „Ostatnia Nadzieja”.

– Przecież możecie zrealizować ten projekt beze mnie! – wrzasnęła Elisabeth Malory. – Są setki sterników jachtowych! Zwróćcie się do nich! Oni mają nogi!

Satine Vanderbild zgodziła się wreszcie ściszyć telewizor.

– Nie chodzi o panią, tylko o niego. Yves Kramer stworzył ten projekt i dźwiga go na swoich barkach. Wszystko zależy od niego, od jego kreatywności, od jego geniuszu. On musi siedzieć w jego głowie. Nigdy zaś się tam na dobre nie zagnieździ, dopóki będzie się czuł winny pani wypadku.

– Nigdy mu nie wybaczę! On zniszczył moje życie!

Satine z powrotem podkręciła dźwięk do oporu.

– Niech pani przestanie! Zaraz zadzwonię na policję!

Rozwścieczona Elisabeth ruszyła w kierunku telefonu.

Dokładnie w chwili gdy miała go chwycić, tamta wyciągnęła przewód z gniazdka.

Była mistrzyni żeglarstwa rzuciła się w pogoń, kiedy zaś uznała, że jest dostatecznie blisko, zerwała się z wózka. Satine jednak się cofnęła i Elisabeth upadła na wykładzinę, gdzie zaczęła pełzać niczym zwierzę pozbawione kręgosłupa.

I znów posypały się informacje wraz z lawiną wstrząsających obrazów. Na ekranie pokazano właśnie pożar lasu. Hektary płonących drzewostanów sosnowych napełniły pokój pomarańczowym blaskiem i odgłosem palącej się z trzaskiem kory. Jakiś strażak oświadczył, że znaleziono ślady podpalenia i że podejrzewają deweloperów nieruchomości, którzy chcieli zdobyć w ten sposób nowe tereny pod budowę willi. Kamera pokazywała ogromną czarną chmurę przesłaniającą niebo nad płonącym lasem, napełniając powietrze antracytowym płynem.

Od ustawionego na maksymalną głośność dźwięku drżały ściany. Sąsiedzi z góry zaczęli stukać miotłą, usiłując uzyskać ciszę.

Wyczerpana pełzaniem Elisabeth zgodziła się wreszcie na gest pojednania. Satine ściszyła telewizor.

– Czego właściwie pani ode mnie chce? Czy Kramerowi jeszcze mało, że połamał mi nogi, musi jeszcze nasyłać kogoś, żeby prześladował mnie w moim własnym domu?

– Projekt nazywa się „Ostatnia Nadzieja” – powtórzyła w odpowiedzi Satine.

– Nigdy się do was nie przyłączę.

– Statek nazywa się Gwiezdny Motyl.

Satine rozłożyła plan, na którym widniały dwa wielkie trójkątne żagle zbiegające się ku czemuś, co przypominało długą rakietę.

Elisabeth chwyciła plan i wściekłym gestem podarta go na drobne kawałeczki.

– Wie pani, kim pani jest? – zapytała asystentka tonem pełnym rezygnacji. – Egoistką. Myśli pani wyłącznie o sobie. Już jako samotna żeglarka była pani egoistką. Kiedy pani podrywała sławnych facetów, robiła to pani wyłącznie dla własnej przyjemności. W żadnym pani czynie nigdy nie było miłości ani szlachetności.

– Nie pozwolę pani mnie osądzać. Pani pracodawca został skazany wyrokiem sądu. To on jest przestępcą. Tymczasem pani ma czelność prześladować jego ofiarę. Za to także słono pani zapłaci. Kiedy tylko pani stąd wyjdzie, zadzwonię do adwokata, a wtedy pani o mnie usłyszy. Pani też musi zapłacić za to wtargnięcie.

Satine znów podkręciła dźwięk.

– … proces o pedofilię. Podejrzany uprowadzał dzieci i zamykał je w piwnicy, żeby sprzedawać bogatym rozpustnikom, którzy wykorzystywali je do zaspokajania najniższych popędów… - Niech pani przestanie! Niech pani przestanie!

– … po aresztowaniu mężczyzny jego żona, która zostawała niekiedy sama w domu z zamkniętymi w piwnicy dziećmi, wyznała, że słyszała ich krzyki, ale nie chciała się w to mieszać. Wolała pozwolić, żeby pomarły z głodu w celach… - Proszę przestać, już dłużej nie mogę.

Satine ściszyła telewizor.

– Nienawidzę pani. Zapłaci mi pani za to.

– Nawet w pani gniewie nie dostrzegam nic oprócz przesadnie rozbudzonego ego. Czy choć raz nie mogłaby pani pomyśleć o innych? Ocalenie ludzkości to piękny projekt, nie?

– Sram na ludzkość! Niech wszyscy zdechną!

Podniosła szklankę i znalazła dość siły, żeby rzucić nią w blondynkę. Tamta jednak się uchyliła, toteż szklanka roztrzaskała się o ścianę.

– Projekt jest finansowany przez Gabriela Mac Namarrę, ale on, chociaż to miliarder, nie jest egoistą. On myśli o innych.

Natomiast pani, mimo że niepełnosprawna, nie widzi dalej niż czubek własnego nosa.

Żeglarka znieruchomiała i zaczęła miotać przekleństwa.

– Dlaczego przyszła pani tutaj, żeby mnie prześladować? W mózgu Satine Vanderbild zagnieździła się tylko jedna myśclass="underline" „Teraz! Wóz albo przewóz”.

– Żeby panią uratować – powiedziała cicho.

Elisabeth wpatrywała się z niedowierzaniem w blondynkę, która ciągle ściskała pilota, jakby to była broń.

– Nie uda się przekonać ludzi przemocą i groźbami. Przynajmniej nie mnie.

Zrezygnowawszy z telefonu, Elisabeth odwróciła się po butelkę, po czym nalała do szklanki brunatnego płynu i złapała garść tabletek.

Satine wyrwała jej z rąk butelkę i rąbnęła nią z rozmachem o telewizor.

– Śpiąca królewna musi się obudzić.

Elisabeth zawahała się przez chwilę, czy powinna dalej walczyć, po czym zmieniła wyraz twarzy i wybuchnęła stłumionym, nerwowym śmiechem, który zamienił się w łkanie.

– Już za późno…

– Nigdy nie jest za późno.

– Pani nie rozumie, jestem skończona. Pani szef mnie zabił. A teraz przysłał panią, żeby pani dokończyła za niego robotę, prawda?

– Nie chcę pani skrzywdzić. Przeciwnie. Mogłabym wrócić, powiedzieć, że mi się nie udało, a pani znów by zaczęła pić i wszystko byłoby jak dawniej. Ale to ja postanowiłam nalegać. To ja ryzykuję proces o wtargnięcie. Czasami można uszczęśliwić kogoś wbrew jego woli. Proszę przyjść do ośrodka „ON”. Dla pani to także jest ostatnia nadzieja. Potrzebujemy pani w takim samym stopniu jak pani nas. Proszę nam udzielić wskazówek, w jaki sposób powinniśmy manewrować żaglami słonecznymi Gwiezdnego Motyla. A skoro widok Yves’a Kramera sprawia pani aż tak wielką przykrość, cóż, to go pani nie zobaczy. Jemu zależy tylko na tym, żeby włączyła się pani do projektu w taki czy w inny sposób. Jeżeli nie stawi się pani jutro w naszym biurze, uznam, że nie potrafiła pani wykorzystać szansy, aby przestać być… fajtłapą.