Выбрать главу

— Co za szczęście, co za szansa, mój ssskarbie! Smaczny kąsssek widzimy, będzie co na zzząb położyć, glum, glum! — A mówiąc „glum, glum" przełknął z okropnym gulgotem ślinkę. Od tego właśnie przyzwyczajenia pochodziło jego imię, chociaż sam do siebie zwracał się zawsze: mój ssskarbie.

Hobbit mało ze skóry nie wyskoczył słysząc ten syk koło ucha i nagle dostrzegł wytrzeszczone blade ślepia, które się w niego wpatrywały.

— Kto tu? — spytał podnosząc przed sobą mieczyk.

— Kto to może być, jak myśśślisz, mój ssskarbie? — syknął Gollum (przywykł mówić sam do siebie, nie mając nikogo innego do rozmowy). Bardzo chciał się dowiedzieć, z kim ma do czynienia, bo był w tej chwili bardziej zaciekawiony niż głodny. Gdyby nie to, schwyciłby zdobycz najpierw, a poszeptał dopiero potem.

— Nazywam się Bilbo Baggins. Zgubiły mi się krasnoludy, zgubił mi się czarodziej, nie wiem, gdzie jestem, i nawet nie życzę sobie wiedzieć, bylem się stąd jakoś wydostał.

— Co on tam trzyma w ręku? — spytał Gollum przyglądając się mieczykowi, który mu się niezbyt podobał.

— Miecz z gondolińskiej stali.

— Sss! — rzekł Gollum i nagle dziwnie wygrzeczniał. — Może siądziesz i pogadasz z nim troszeczkę, mój ssskarbie. Może on lubi zagadki, może lubi, ccco? — Starał się udawać życzliwość, przynajmniej na razie, póki nie dowie się czegoś więcej o mieczyku i o tym stworzeniu, czy znalazło się tu naprawdę zupełnie samo, czy jest smaczne i czy Gollum jest naprawdę już znowu głodny. Nic prócz gry w zagadki nie przyszło mu do głowy. Zadawanie zagadek, a czasem i odgadywanie było jedyną rozrywką, jakiej zażywał w towarzystwie innych dziwacznych stworów przyczajonych w swoich jaskiniach; ale to było dawno, dawno temu, nim stracił wszystkich przyjaciół, został wypędzony ze swej siedziby i samotnie prze–czołgał się w głąb, w głąb ziemi, w ciemne czeluście pod górami.

— Dobrze, możemy pobawić się w zagadki — odparł Bilbo myśląc, że trzeba być uprzejmym, przynajmniej na razie, póki się nie dowie czegoś więcej o tym stworze, czy jest tutaj sam zupełnie, czy jest dziki, krwiożerczy i głodny i czy nie jest przypadkiem sojusznikiem goblinów. — Ty pytaj pierwszy — powiedział Bil–bo, bo nie zdążył jeszcze przypomnieć sobie żadnej zagadki.

Gollum więc zasyczał:

Korzeni nie widziało niczyje oko, A przecież to coś sięga bardzo wysoko, Od drzew wybujało wspanialej, Chociaż nie rośnie wcale.

— E, to łatwe — rzekł Bilbo. — Po prostu góra.

— On tak łatwo zgaduje? Niech on ssstanie z nami do zawodów. Jeśli mój ssskarb ssspyta, a on nie odpowie, to mój ssskarb go zje. A jeżeli on ssspyta, a ssskarb nie odpowie, to ssskarb zrobi wszystko, czego on sssobie będzie życzył. Na przykład pokaże mu wyjście na świat.

— Zgoda — rzekł Bilbo, nie śmiąc się sprzeciwić, i zaczął sobie wręcz łamać głowę, żeby wymyślić taką zagadkę, która by go ocaliła od pożarcia.

W czerwonej stajni trzydzieści białych koni Kłapie, tupie, a czasem ze strachu dzwoni.

Nic innego nie przyszło mu do głowy, nie mógł się opędzić od myśli o jedzeniu. Zagadka była dość stara, toteż Gollum umiał na nią odpowiedzieć nie gorzej niż ty i ja.

— Ssstara, z brodą zagadka — syknął. — Zęby, zęby oczywiście, mój sskar–bie.

Z kolei on powiedział:

Nie ma skrzydeł, a trzepocze, Nie ma ust, a mamrocze, Nie ma nóg, a pląsa, Nie ma zębów, a kąsa.

— Chwileczkę! — krzyknął Bilbo, któremu wciąż myśl o jedzeniu przeszkadzała się skupić. Na szczęście coś podobnego do tej zagadki kiedyś słyszał, więc wysiliwszy trochę mózgownicę, znalazł odpowiedź. — Rozumie się, że to wiatr.

I uradowany, że zgadł, na poczekaniu wymyślił zupełnie nową zagadkę.

„Tego ten podziemny stwór nie będzie wiedział!" — cieszył się w duchu.

Oko, co tkwiło w niebieskiej twarzy, ucieszyło się ogromnie, Gdy zobaczyło w zielonej twarzy drugie oko. „Ono jest zupełnie podobne do mnie, Tylko że błyszczy nisko, a ja wysoko".

— Sss — zasyczał Gollum. Od dawna siedział po ziemią, więc zapomniał o takich rzeczach. Bilbo już się zastanawiał, w jaki sposób Gollum spełni jego życzenie, gdy stwór nagle odgrzebał w pamięci odległe, bardzo odległe wspomnienia z czasów, gdy ze swoją babką mieszkał w norze wydrążonej w wysokiej skarpie nad rzeką.

— Sss, mój ssskarbie — rzekł — to sssłońce i ssstokrotka.

Ale te zwyczajne, pospolite zagadki z powierzchni ziemi męczyły go bardzo. Przypomniały mu też dawne dni, gdy nie był taki samotny, podstępny i zgryźliwy jak teraz, toteż zniecierpliwił się wreszcie. Co gorsza zaczynał być głodny, postanowił więc tym razem dać hobbitowi trudniejsze i mniej przyjemne zadanie.

Nie można tego zobaczyć ani dotknąć palcami, Nie można wyczuć węchem ani usłyszeć uszami, Jest pod górami, jest pod gwiazdami, Pustej jaskini nie omija, Po nas zostanie, było przed nami, Życie gasi, a śmiech zabija.

Gollum nie miał szczęścia, bo hobbit słyszał kiedyś podobną zagadkę, a zresztą rozwiązanie było wszędzie dokoła.

— Ciemność! — krzyknął, nie namyślając się długo i nie drapiąc nawet w głowę.

Pudełko bez zawiasów, klucza ani wieka, A przecież skarb złocisty w środku skryty czeka.

Grał na zwłokę, by tymczasem wymyślić coś naprawdę trudnego. Ta zagadka wydawała mu się bardzo oklepana i łatwa, chociaż ją wypowiedział trochę innymi słowami niż zwykle. Ale dla Golluma zadanie okazało się bardzo trudne. Syczał sam do siebie, a nie mogąc znaleźć rozwiązania, szeptał i gulgotał.

Po chwili Bilbo się zniecierpliwił.

— No, więc co to jest? — spytał. — Sądząc z odgłosów, jakie wydajesz, myślisz, że chodzi o kipiący garnek, ale nie zgadłeś.

— Zossstaw szansssę, zossstaw szansssę mojemu ssskarbowi.

— Więc wreszcie? — spytał znów po długiej chwili Bilbo. — Zgadłeś?

Nagle Gollum przypomniał sobie, jak przed wielu laty okradał gniazda i siedząc pod skarpą rzeczną uczył swoją babkę wysysać…

— Jajko! — powiedział. — Jajko!

Po czym zadał hobbitowi zagadkę:

Nie oddycha, a żyje, Nie pragnie, a wciąż pije.

Teraz Gollum z kolei sądził, że zadanie jest śmiesznie łatwe, ponieważ on sam miał wciąż przedmiot tej zagadki na myśli. Na razie nie przyszło mu do głowy nic lepszego, bo zdenerwował się tą historią z jajkiem. A tymczasem dla Bilba, który przez całe życie unikał wody, była to istna łamigłówka. Przypuszczam, że wy już oczywiście zgadliście albo zaraz zgadniecie, ale to nie sztuka, kiedy się spokojnie siedzi w domu i groźba pożarcia przez Golluma nie rozprasza umysłu. Bilbo chrząknął raz, chrząknął drugi, odpowiedź jednak nie zjawiała się jakoś.

Po chwili Gollum zasyczał sam do siebie z uciechy:

— Czy on aby sssmaczny? Czy sssoczysty? Czy ssskórkę ma chrupiącą?