Выбрать главу

Ale kto wie, jakim sposobem Gollum zdobył ów klejnot przed wiekami w czasach, kiedy takie pierścienie bywały jeszcze na świecie? Może nawet Mistrz, który tymi pierścieniami rządził, nie umiałby na to pytanie odpowiedzieć. Gollum początkowo nosił go stale na palcu, póki się nim nie znudził; potem trzymał go w sakiewce za pazuchą, póki sobie nie podrapał nim skóry na piersi; ostatnio zwykle chował go w szparze między skałami na wysepce i często tam wracał, by się napatrzyć swemu skarbowi. Ale od czasu do czasu kładł go na palec, gdy się stęsknił do tej ozdoby albo gdy był bardzo, bardzo głodny i miał dość rybnej diety. Skradał się wówczas ciemnymi korytarzami, polując na zabłąkane, samotne go–bliny. Mógł zresztą ryzykować nawet wycieczki do pieczar, gdzie łuczywa świeciły blaskiem, od którego musiał mrużyć olśnione oczy; byłby i tam bezpieczny, tak, najzupełniej bezpieczny, nikt bowiem nie zobaczyłby go, nikt by nie zauważył nic, póki by nie poczuł na gardle jego szponów. Właśnie przed paru godzinami, mając swój pierścień na palcu, Gollum złowił małego goblinka. Jakże ten smarkacz wrzasnął! Została po nim jeszcze jakaś kostka do ogryzienia, lecz Gollum marzył o większym kąsku.

— Bezpieczny będziesz, bezpieczny, mój ssakarbie — szepnął do siebie. — On cię wcale nie zobaczy, więc ten szkaradny mieczyk na nic mu się nie zda, na nic, na nic.

Takie plany knuł w swoim nikczemnym łbie, gdy nagle odsuwając się od Bilba, poczłapał do łodzi i odpłynął do brzegu w ciemności. Bilbo myślał, że już go nigdy nie ujrzy więcej. Czekał jednak czas jakiś, nie miał bowiem pojęcia, jak bez niczyjej pomocy znaleźć wyjście.

Nagle usłyszał wrzask. Ciarki przeszły mu po krzyżach. Tam, w mroku, niezbyt daleko sądząc po głosie, Gollum klął i lamentował. Biegał po wysepce, szperał, szukał, przetrząsał wszystkie zakamarki, ale na próżno.

— Gdzie się podział, gdzie się podział? — słyszał Bilbo jego płaczliwe słowa. — Zgubiłeś go, mój ssskarbie, zgubiłeś! Przekleństwo! Nieszczęście! Zginął mój urodzinowy prezent!

— Co się stało? — zawołał Bilbo. — Co tam zgubiłeś?

— Niech on nie pyta o nic! — zaskrzeczał Gollum. — To nie jego rzecz. Glum! Zginął, zginął, glum, glum, glum!

— Ja także zginąłem — krzyknął Bilbo — i chcę się odnaleźć! Wygrałem przecież grę, a ty mi dałeś słowo. Chodźże więc tutaj! Chodź i wyprowadź mnie stąd, a potem będziesz szukał swojej zguby. — Gollum jęczał i był najwyraźniej szczerze zrozpaczony, ale Bilbo nie znajdował w sercu litości dla niego, rozumiejąc, że żaden przedmiot, tak bardzo przez tę poczwarę pożądany, nie może z pewnością służyć dobrym celom. — Chodźże wreszcie! — Zawołał.

— Nie, nie, nie teraz — odparł Gollum. — Muszę szukać mojej zguby, glum.

— Ale nie umiałeś rozwiązać mojej ostatniej zagadki i obiecałeś! — rzekł Bilbo.

— Nie umiałeś rozwiązać jego zagadki? — powiedział Gollum. Nagle pośród gulgotania odezwał się ostry syk: — A ccco on ma w kieszeni? Niech zaraz powie! Muszę najpierw to wiedzieć!

Bilbo nie widział właściwie powodu, by nie odpowiedzieć szczerze. Gollum szybciej od niego mógł domyślić się prawdy; byłoby to naturalne, skoro od wieków myślał wciąż o tym jednym przedmiocie i ustawicznie drżał ze strachu, żeby mu go nie ukradziono, ale hobbita rozdrażniła przedłużająca się zwłoka. Ostatecznie wygrał przecież grę, wygrał dość uczciwie, podejmując okropne ryzyko.

— Rozwiązanie trzeba zgadnąć, a nie pytać o nie — rzekł.

— Ale to nie była przepisowa zagadka — powiedział Gollum. — To nie była zagadka, nie.

— No, jeśli chodzi o zwyczajne zapytanie — odparł Bilbo — to ja pytałem pierwszy, co zgubiłeś. Najpierw mi na to odpowiedz.

— A ccco on ma w kieszeni? — głos zasyczał tym razem głośniej i ostrzej, a gdy Bilbo spojrzał w stronę, skąd dochodził, ujrzał z przerażeniem wpatrzone w siebie dwa błyszczące punkciki. Podejrzenie, które się zrodziło w umyśle Gollu–ma, rozjarzyło blade płomyki w jego oczach.

— Powiedz, co zgubiłeś! — upierał się Bilbo.

Ale błysk w oczach Golluma pozieleniał, rozognił się i szybko zbliżał się do hobbita. Gollum znów wsiadł w łódkę i wiosłował wściekle ku czarnemu brzegowi; takie szaleństwo ogarnęło jego serce, rozżalone stratą i rozjątrzone podejrzeniem, że już się nawet miecza przestał lękać.

Bilbo nie widział, co tak rozwścieczyło poczwarę, ale rozumiał, że cała gra na nic i że Gollum tak czy inaczej postanowił go zgładzić. W ostatnim momencie zdążył odwrócić się i trzymając się lewą ręką ściany, na oślep pobiegł czarnym korytarzem w tę stronę, z której przedtem przyszedł.

— Ccco on ma w kieszeni? — usłyszał głośny syk za swymi plecami i po chlu–potaniu wody poznał, że Gollum wyskoczył z łodzi.

„Co ja tam właściwie mam?" — zastanowił się Bilbo sapiąc, lecz nie ustając w biegu. Wsadził rękę do kieszeni. Pierścień wydał mu się bardzo zimny, gdy wsunął go po omacku na palec.

Syk rozlegał się tuż za nim. Bilbo obejrzał się i zobaczył ślepia Golluma niby dwie zielone latarnie pnące się na brzeg jeziora. W panice poderwał nogi do jeszcze szybszego biegu, ale nagle zaczepił palcem stopy o jakąś nierówność gruntu i runął jak długi, nakrywając sobą mieczyk.

W okamgnieniu Gollum był przy nim. Lecz Bilbo nie zdążył drgnąć, odzyskać tchu, wstać, machnąć mieczykiem, gdy Gollum minął go, nie zwracając wcale uwagi na leżącego hobbita; po prostu, klnąc i mamrocząc, pobiegł dalej.

Co to mogło znaczyć? Gollum przecież dobrze widział w ciemnościach. Bilbo, nawet patrząc nań z tyłu, wyraźnie dostrzegał blade, zielone światło bijące z ślepiów poczwary. Wstał z wysiłkiem, schował ledwie lśniący mieczyk do pochwy i bardzo ostrożnie ruszył śladem Golluma. Nie miał wyboru. Po cóż by wracał nad Gollumowe jezioro? A w ten sposób mógł się spodziewać, że Gollum mimo woli poprowadzi go ku wyjściu.

— Przekleńssstwo! Przekleńssstwo! Przekleńssstwo! — syczał Gollum. — Przeklęty Bagginsss! Zniknął! Co on ma w kieszeni? Domyślasz się, domyślasz, mój ssskarbie. To Bagginsss znalazł twoją zgubę, to on wziął twój urodzinowy dar.

Bilbo nadstawił uszu. Nareszcie zaczynał i on rozwiązywać zagadkę. Przyśpieszył kroku, podbiegając jak śmiał najbliżej do Golluma, który wciąż pędził nie oglądając się za siebie, lecz kołysząc głową na boki, co Bilbo poznawał po nikłym odblasku jego oczu na ścianach.

— Twój urodzinowy dar! Przekleńssstwo! Jak to się ssstało, że go zgubiłeś, mój ssskarbie? To musiało być wtedy, kiedy szedłeś tędy ossstatnim razem i ssskręca–łeś kark temu skrzeczącemu sssmarkaczowi. Tak, tak. Przekleńssstwo! Ześliznął ci się z palca po tylu, tylu latach! Zginął, glum, glum.

Nagle Gollum siadł i zapłakał, aż przykro było słuchać tego świszczącego, bulgocącego chlipania. Bilbo zatrzymał się i przywarł do ściany tunelu. Po chwili Gol–lum przestał płakać i znów zaczął gadać. Zdawało się, że sam z sobą o coś się spiera.

— Nie ma sssensssu wracać tą drogą i szukać dalej. Nie pamiętasz przecież, mój ssskarbie, wszystkich miejsc, w których byłeś. Nic to nie pomoże. Bagginsss go ma w kieszeni, to ten wssstrętny, wścibski Bagginsss go znalazł, powiadam ci.

To tylko domysssły, mój ssskarbie, tylko domysssły. Na pewno dowiesz się dopiero wtedy, kiedy odnajdziesz to wssstrętne ssstworzenie i ściśniesz je dobrze. W każdym razie Bagginsss nie wie, jaką twój klejnot potrafi zrobić sztukę. Trzyma go w kieszeni, po prossstu. Nic nie wie i nie może uciec daleko. Zabłądził, wss–strętny wścibski. Nie zna drogi do wyjścia. Sssam tak powiedział… Powiedział, ale to oszust. Nie mówi tego, co naprawdę myśli. Nie chciał powiedzieć, co ma w kieszeni. On wie. Trafił do wejścia, to i do wyjścia trafi. Poszedł w stronę tylnej bramy. Tak, tak.