Выбрать главу

— Jesteś oczekiwany.

I Gandalf pociągnął hobbita do namiotu.

— Przyprowadzam ci go, Thorinie — powiedział wchodząc do wnętrza.

W namiocie bowiem spoczywał na łożu Thorin, broczący krwią z wielu ran, a jego pokłuta zbroja i wyszczerbiony topór leżały obok na ziemi. Gdy Bilbo podszedł blisko, ranny otworzył oczy.

— Żegnaj, zacny złodzieju — rzekł. — Odchodzę do wielkiego domu, by zasiąść wśród przodków i oczekiwać, aż świat się odrodzi. Porzucam srebro i złoto idąc do krainy, gdzie te skarby nie mają wartości, chcę tedy rozstać się z tobą w przyjaźni i dlatego odwołuję wszystko, co powiedziałem i uczyniłem tam, u Głównej Bramy.

Bilbo przejęty żalem ukląkł na jedno kolano.

— Żegnaj, Królu spod Góry! — powiedział. — Gorzki to koniec naszej wyprawy! Nie ma tak wielkiej góry złota, która by opłaciła tę stratę. Ale rad jestem, że dzieliłem z wami niebezpieczeństwa, to zaszczyt, na który żaden Baggins nigdy nie zasłużył.

— Ty zasłużyłeś — rzekł Thorin. — Więcej dobrego tkwi w tobie, niż sam się domyślasz, synu miłego Zachodu. Masz odwagę i rozum połączone ze sobą we właściwej mierze. Świat byłby weselszy, gdyby więcej jego mieszkańców tak jak ty ceniło dobre jadło, zabawę i śpiew wyżej niż górę złota. Ale jakikolwiek jest ten świat — smutny czy wesoły — ja muszę go już opuścić. Żegnaj!

Bilbo odwrócił się, odszedł, siadł samotnie w kącie, otuliwszy się kocem i — wierzcie mi albo nie wierzcie — płakał tak, że oczy mu zapuchły, a głos ochrypł. Bilbo miał poczciwe, czułe serce. Długi czas upłynął, nim po tych zdarzeniach odzyskał humor na tyle, by znów zdobyć się na jakiś żart.

„Co za szczęście — powiedział sobie w końcu — że ocknąłem się w porę. Strasznie mi żal Thorina, ale rad jestem, że przynajmniej pożegnaliśmy się w przyjaźni. Głupiec z ciebie, Bilbo Baggins, narobiłeś masę zamieszania z tym klejnotem. Wszystkie twoje zabiegi, żeby ocalić pokój i zgodę, na nic się zdały, skoro i tak przyszło do bitwy, no, ale za to już doprawdy nie można ciebie winić".

O wszystkich wypadkach, które się rozegrały, gdy on leżał zemdlony, dowiedział się Bilbo dopiero później; więcej jednak smutku niż radości przyniosła mu ta historia i bardzo czuł się znużony całą przygodą. Ciągnęło go już teraz do domu, chciał co prędzej ruszać w drogę powrotną. Odwlekało się to jednak trochę, więc tymczasem opowiem wam o przebiegu bitwy. Orły od dawna podejrzewały, że gobliny zbroją się na wojnę; ruch w górach nie uszedł czujności tych ptaków. Zgromadziły się więc licznie, prowadzone przez Wodza Orłów z Gór Mglistych, a wreszcie, zwęszywszy z daleka bitwę, pospieszyły wraz z wichurą lotem błyskawicy. One to spędziły gobliny ze stoków Góry, strącając je w przepaści lub spychając wrzeszczące i oszołomione prosto pod miecze nieprzyjaciół. Szybko w ten sposób wyzwoliły Samotną Górę, a wówczas elfy i ludzie z obu jej ramion mogli zbiec na odsiecz walczącym w dolinie.

Nawet jednak po przybyciu orłów mieli przeciw sobie przewagę liczebną. W ostatniej godzinie bitwy zjawił się sam Beorn — nikt nie wiedział, jakim sposobem ani skąd. Przybył sam, w skórze niedźwiedzia, lecz zdawało się, że urósł w bojowym szale na olbrzyma. Głos jego rozbrzmiewał niczym werbel i huk dział; olbrzymi niedźwiedź usuwał ze swej drogi wilki i gobliny niby piórka. Natarł na nie od tyłu i jak grom przedarł krąg oblegających. Krasnoludy otaczały ciasno swoich wodzów, broniąc się na niskim pagórku. Beorn dźwignął z ziemi przeszytego włóczniami Thorina i zniósł go z pola walki.

Wrócił szybko i natarł na gobliny ze zdwojoną furią, tak że nikt nie mógł mu się oprzeć, a żaden oręż się go nie imał. Rozproszył gwardię, a samego Bolga powalił i zmiażdżył. Wówczas strach padł na gobliny i w rozpaczy rozbiegły się na wszystkie strony. Wraz z nadzieją nowe siły wstąpiły w serca ich przeciwników, którzy rzucili się w pościg za wrogiem, nie puszczając prawie nikogo z życiem.

Wiele goblinów zepchnięto w nurty Bystrej Rzeki, a te, które zbiegły na południe lub na zachód, ścigano na moczarach aż do Leśnej Rzeki. Tam większość potworów wyginęła, a niedobitki znalazły śmierć od oręża elfów w leśnym królestwie lub na bezdrożach w głębi Mrocznej Puszczy. Pieśni potem głosiły, że tego dnia poległo trzy czwarte wszystkich wojowników–goblinów z północy, a w górach na długie lata zapanował pokój.

Zwycięstwo utrwaliło się przed zapadnięciem nocy, lecz pościg trwał jeszcze, gdy Bilbo znalazł się z powrotem w obozie, toteż nie został tu nikt prawie prócz ciężko rannych.

— Gdzie są orły? — spytał Bilbo Gandalfa, gdy tego wieczora leżał już otulony w kilka ciepłych koców.

— Niektóre biorą udział w pościgu — rzekł czarodziej — ale większość już odleciała do swoich gniazd na szczytach. Nie chciały tu zostawać, pożegnały nas o świcie. Dain ukoronował złotem ich wodza i zaprzysiągł z nimi sojusz na wieki.

— Szkoda… To znaczy szkoda, że się z nimi nie widziałem — sennym głosem powiedział Bilbo. — Może spotkam jeszcze orły w drodze do domu. Myślę, że teraz będę już wkrótce mógł ruszyć?

— Kiedy sam zechcesz — odparł Gandalf.

Ale minęło kilka dni, zanim Bilbo wyruszył w drogę powrotną. Pochowano Thorina głęboko pod Górą, a Bard położył zmarłemu Arcyklejnot na piersi. — Niech tu leży, póki ta Góra się nie zapadnie — rzekł — i niech tym, którzy tu osiądą, przynosi zawsze szczęście.

Król elfów złożył na grobie Orkrista, miecz przez elfy ongi wykuty, a odebrany Thorinowi, gdy był więźniem w lesie. Pieśń mówi, że Orkrist rozbłyskiwał w ciemnościach, ilekroć do Góry zbliżał się wróg, tak że nikt odtąd twierdzy krasnoludów nie mógł zaskoczyć znienacka. Dain, syn Naina, objął władzę, obwołany Królem pod Górą, a z czasem mnóstwo krasnoludów skupiło się wokół tronu w starym podziemnym pałacu. Z dwunastu towarzyszy Thorina zostało dziesięciu. Fili i Ki–li polegli osłaniając swego króla tarczą i własnym ciałem, był bowiem starszym bratem ich matki. Dziesięciu przystało więc do Daina, który sprawiedliwie rozporządził skarbem.

Nie było oczywiście już mowy o dzieleniu skarbu wedle pierwotnego planu, tak by każdy dostał swoją część: Balin i Dwalin, Dori, Nori i Ori, Oin i Gloin, Bifur, Bo–fur i Bombur — no i Bilbo. Ale czternastą część srebra i złota — surowego i kutego — otrzymał Bard. Dain bowiem rzekł:

— Dotrzymamy słowa, które dał zmarły król, on zaś na zawsze będzie miał w swojej pieczy klejnot Thraina.

Czternasta część skarbu stanowiła bogactwo, jakim mógł się poszczycić mało który spośród ludzkich królów. Bard wydzielił sporo złota dla władcy Miasta nad Jeziorem i hojnie wynagrodził swoją świtę oraz przyjaciół. Królowi elfów ofiarował szmaragdy — ulubione jego kamienie — które Dain zwrócił jako dziedzictwo Giriona.

Do hobbita rzekł:

— Ten skarb należy do ciebie tak samo jak do mnie, chociaż stare umowy nie dadzą się oczywiście utrzymać w mocy, skoro tak wielu jest uczestników walki i zwycięstwa, którzy mogliby rościć sobie prawa do nagrody. Mimo że gotów byłeś wyrzec się swojej części, nie chciałbym, żeby sprawdziły się słowa Thorina, których zresztą żałował: że niewiele się wzbogacisz na spółce z nami. Pragnę cię wynagrodzić hojniej niż innych.

— To bardzo pięknie z twojej strony — rzekł Bilbo — ale doprawdy odetchnąłem z ulgą, kiedy się pozbyłem myśli o tym. Jakżebym przewiózł skarb do swego kraju nie narażając się po drodze na walki i morderstwa? Nie mam też pojęcia, co zrobiłbym z nim w domu. Lepiej z pewnością, żeby został w twoich rękach.