— Nie jestem ekspertem w tych sprawach — powiedział Adikor, trochę nieszczerze. — Niewiele wiem o transmisji danych z Kompana.
— Jak to, Uczony Huldzie. Przed chwilą zabawiałeś nas opowieściami o mionach i pionach, a teraz chcesz, żebyśmy uwierzyli, iż nie rozumiesz prostych transmisji radiowych?
— Nie powiedziałem, że nie rozumiem — sprzeciwił się Adikor. — Po prostu nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad poruszonym tu problemem.
Bolbay znowu znalazła się za nim.
— Nigdy nie zastanawiałeś się nad faktem, że gdy przebywasz tam, na dole, to po raz pierwszy od dnia twoich narodzin nie ma żadnego zapisu tego, co robisz?
— Proszę mnie wysłuchać. — Adikor zwrócił się bezpośrednio do arbitra, lecz po chwili orbitująca wokół niego Bolbay przesłoniła mu widok. — Przez niezliczone miesiące nie miałem powodu, aby zaglądać do mojego archiwum alibi. Oczywiście w pewnym abstrakcyjnym sensie jestem świadomy tego, że moje działania są rejestrowane, ale nie zastanawiam się nad tym każdego dnia.
— A jednocześnie — weszła mu w słowo Bolbay — każdego dnia cieszysz się spokojem i bezpieczeństwem, jakie umożliwia właśnie taka rejestracja. — Daklar spojrzała na arbitra. — Czy wiesz, że jeśli wybierasz się dokądś nocą, możliwość, że staniesz się ofiarą kradzieży, morderstwa albo lasaglat jest niemal zerowa, ponieważ nikomu taka zbrodnia nie uszłaby na sucho? Gdybyś, powiedzmy, przedstawił zarzut, że zaatakowałam cię na placu Peslar, i dowiódł arbitrowi, że twój zarzut nie jest bezpodstawny, arbiter zarządziłby otwarcie twojego lub mojego archiwum alibi za dany okres, co dowiodłoby mojej niewinności. Nie da się popełnić zbrodni, która nie zostanie zarejestrowana, i dlatego wszyscy możemy żyć spokojnie.
Adikor milczał.
— Nie jest tak tylko wtedy, gdy ktoś zaaranżuje sytuację, w której ukryje siebie i swoją ofiarę w miejscu — praktycznie jedynym miejscu — z którego nie da się rejestrować tego, co się między nimi dzieje.
— To niedorzeczne — zaprotestował Adikor.
— Czyżby? Kopalnia powstała na długo przed Erą Kompanów. Poza tym w przemyśle górniczym od dawna pracują roboty. Ludzie schodzą pod ziemię niezwykle rzadko i właśnie dlatego poruszyłam problem braku łączności między Kompanami a pawilonem archiwów alibi. Ty jednak stworzyłeś sytuację, w której razem z Uczonym Bodditem spędzaliście w tej podziemnej kryjówce mnóstwo czasu.
— Nie myśleliśmy o tym w ten sposób.
— Nie? — zdziwiła się Bolbay. — Czy coś ci mówi imię Kobasta Ganta?
Adikor poczuł, jak serce zaczyna bić mu szybciej, a w ustach robi się sucho.
— To badacz sztucznej inteligencji.
— Zgadza się. Ten człowiek może poświadczyć, że przed siedmioma miesiącami unowocześnił twojego Kompana oraz implant Uczonego Boddita, wzbogacając je o najnowszej generacji komponenty sztucznej inteligencji.
— Tak — potwierdził Adikor. — Rzeczywiście to zrobił.
— Dlaczego?
— Ponieważ… hm…
— Dlaczego?
— Ponieważ Ponterowi przeszkadzało to, że jesteśmy odcięci od planetarnej sieci informacyjnej. Uznał, że skoro nasze Kompany nie mają pod ziemią dostępu do sieci, powinny mieć o wiele większą zdolność indywidualnej analizy danych, aby w większym stopniu pomagały nam w pracy.
— I jakoś wyleciało ci to z głowy? — spytała Bolbay.
— Tak jak mówiłaś — odparł Adikor ostrzejszym tonem — to miało miejsce wiele miesięcy temu. Zdążyłem się przyzwyczaić do tego, że mój Kompan stał się bardziej gadatliwy. Kobast Gant na pewno potwierdzi, że choć są to prototypowe wersje oprogramowania sztucznej inteligencji dla Kompanów, jego zamiarem jest udostępnienie jej wszystkim, którzy sobie tego zażyczą. Ma on nadzieję, że ludzie przekonają się o pożyteczności tego rozwiązania, nawet jeśli nigdy nie przebywają poza zasięgiem sieci. Sądzi, że szybko się do nowych implantów przyzwyczają i zaczną je traktować tak samo, jak wcześniej prostsze wersje tych urządzeń. — Adikor złączył dłonie i położył je na kolanach. — Ja w każdym razie bardzo szybko przywykłem do mojego i, jak wspomniałem na początku, niewiele myślałem o samym urządzeniu ani o tym, dlaczego okazało się potrzebne… ale… moment! Jeden moment!
— Tak? — odezwała się Bolbay.
Adikor spojrzał wprost na Panią Arbiter, siedzącą po przeciwnej stronie sali.
— Mój Kompan mógłby zdać relację z tego, co się wydarzyło tam na dole!
Sard spokojnie popatrzyła na Adikora.
— Jaki jest twój wkład, Uczony Huldzie? — zapytała.
— Mój? Jestem fizykiem.
— I programistą komputerowym, czy tak? W rzeczy samej, ty i Uczony Boddit pracowaliście nad bardzo skomplikowanymi komputerami.
— Tak, ale…
— Dlatego — ciągnęła Sard — nie powinniśmy chyba wierzyć w to, co mógłby nam powiedzieć twój Kompan. Dla kogoś z twoim doświadczeniem prostą sprawą byłoby zaprogramowanie go tak, aby przedstawił to, co chcesz.
— Ale ja…
— Dziękuję, Pani Arbiter — powiedziała Bolbay. — Uczony Huldzie, powiedz nam teraz, ile osób zwykle pracuje przy naukowym eksperymencie?
— Nie rozumiem, jaki związek ma to pytanie z naszą sprawą. Niektóre projekty realizują pojedyncze osoby, a…
— … a nad innymi pracują dziesiątki badaczy, czy tak?
— Czasami.
— Ale twój eksperyment wymagał pracy tylko dwóch naukowców.
— Nie do końca — powiedział Adikor. — Na różnych etapach projektu pracowały nad nim jeszcze cztery inne osoby.
— Ale żadna z nich nie została zaproszona do kopalni. Tylko wy dwaj — Ponter Boddit i Adikor Huld — schodziliście pod ziemię, zgadza się?
Adikor przytaknął.
— I tylko jeden z was wrócił na powierzchnię.
Adikor nie zareagował.
— Czy mam rację, Uczony Huldzie? Tylko jeden z was wrócił na powierzchnię?
— Tak, ale jak już wyjaśniałem, Uczony Boddit zaginął.
— Zaginął — powtórzyła Bolbay, jakby nigdy wcześniej nie słyszała tego słowa i nie do końca rozumiała jego znaczenie. — Chcesz powiedzieć, że zniknął bez śladu?
— Tak.
— Ulotnił się.
— Właśnie tak.
— I nie ma absolutnie żadnego nagrania z tego zniknięcia.
Adikor nieznacznie pokręcił głową. Dlaczego Bolbay tak go dręczyła? Nigdy nie zachował się wobec niej nieprzyjemnie, a Ponter na pewno nie powiedział jej o nim nic złego. Co nią powodowało?
— Nie znaleziono ciała — zaczął się bronić. — Nie znaleziono go dlatego, że go nie ma.
— Teraz tak mówisz, Uczony Huldzie, ale tysiąc długości ramion pod ziemią mogłeś pozbyć się ciała na wiele sposobów: umieścić je w szczelnym worku, aby zapobiec wydostawaniu się zapachu, a następnie zepchnąć w jakąś szczelinę, schować pod luźnymi skałami lub wrzucić w maszynę kruszącą kamienie. Kompleks kopalniany jest przecież ogromny. Są tam tunele i szyby ciągnące się na dziesiątki tysięcy kroków. Na pewno mogłeś bez trudu pozbyć się tam ciała.
— Ale tego nie zrobiłem.
— Ty tak twierdzisz.
— Tak. — Adikor z całych sił starał się, aby jego głos brzmiał spokojnie. — Tak twierdzę.
Poprzedniego wieczoru, w domu Reubena, Louise i Ponter starali się obmyślić eksperyment, który udowodniłby innym, że neandertalczyk rzeczywiście przybył z równoległego świata.
Być może wystarczyłaby chemiczna analiza włókien z jego ubrań. Ponter twierdził, że są syntetyczne i prawdopodobnie nieporównywalne z żadnym ze znanych polimerów. Również wiele komponentów dziwnego implantu zadziwiłoby naukowców z tego świata.