— Nie — zaprzeczył Adikor ostro.
— Ostrzegam cię, Daklar Bolbay — powiedziała równie ostro Sard.
— Czułeś ulgę, że nie będziesz już dłużej w jego cieniu — ciągnęła Bolbay.
— Nie! — Adikor poczuł, jak wzbiera w nim furia.
— Ulgę — kontynuowała Bolbay podniesionym głosem — że teraz będziesz mógł przywłaszczyć sobie wasze wspólne osiągnięcia i przedstawiać je jako wyłącznie twój wkład.
— Nakazuję ci zaprzestać, Bolbay! — zawołała Sard, uderzając dłonią w poręcz fotela.
— Ulgę — zawołała Bolbay — że twój rywal nie żyje!
Adikor zerwał się na równe nogi i odwrócił się twarzą do oskarżycielki. Zacisnął palce w pięść i cofnął ramię.
— Uczony Huldzie! — Głos Sard zagrzmiał w całej sali.
Adikor zamarł. Serce waliło mu jak oszalałe. Zauważył, że Bolbay sprytnie przesunęła się tak, iż znajdowała się teraz pod wiatr w stosunku do niego, aby wentylatory nie pchały już ku niemu jej feromonów. Spojrzał na swoją zaciśniętą pięść — na pięść, która mogła strzaskać czaszkę Bolbay jednym uderzeniem, zmiażdżyć jej klatkę piersiową, zgnieść żebra i rozerwać serce jednym celnym ciosem. Miał wrażenie, jakby to było coś obcego, a nie część jego ciała. Opuścił rękę, ale wciąż czuł w sobie tak wielki gniew i oburzenie, że przez wiele taktów nie mógł rozewrzeć palców. Zwrócił się do Sard.
— Ja… Arbiter musi mnie zrozumieć… — powiedział błagalnie. — Ja… Ja nie mogłem… — Pokręcił głową. — Wszyscy słyszeli, o co ona mnie oskarża… nikt by nie zdołał…
Utkwione w nim fiołkowe oczy Sard były szerokie ze zdumienia.
— Nigdy nie widziałam takiego zachowania ani w trakcie postępowania sądowego, ani poza sądem — przyznała. — Uczony Huldzie, co się z tobą dzieje?
Adikor wciąż wrzał z wściekłości. Bolbay musiała znać jego przeszłość, nie miał co do tego wątpliwości. Była przecież partnerką Klast, a Ponter znał już Klast, kiedy to się wydarzyło. Ale… ale… czy właśnie dlatego dręczyła go z taką mściwością? To był jej motyw? Przecież na pewno wiedziała, że Ponter nigdy by tego nie chciał.
Adikor przeszedł intensywną terapię, aby nauczyć się panowania nad gniewem. Kochany Ponter rozumiał, że to choroba, brak równowagi chemicznej. Dowiódł, jak wspaniałym jest człowiekiem, wspierając Adikora podczas leczenia.
Ale teraz… teraz Bolbay podpuściła go, sprowokowała, przyparła do muru. Wszyscy to widzieli.
— Czcigodna Sard — powiedział, starając się, bardzo starając, aby jego głos zabrzmiał spokojnie. Jak miał to wyjaśnić? Czy w ogóle mógł? Pochylił głowę. — Przepraszam za mój wybuch.
Głos Sard wciąż drżał ze zdumienia.
— Czy masz jeszcze jakieś dowody na poparcie swoich zarzutów, Daklar Bolbay?
Oskarżycielka osiągnęła zamierzony cel, więc na powrót stała się uosobieniem rozsądku.
— Jeśli wyrazisz zgodę, Sędzino, jest jeszcze jedna mała rzecz…
Rozdział 23
Gdy spotkanie na sali konferencyjnej Inco dobiegło końca, Reuben Montego zaprosił wszystkich do siebie na grilla. Ponter w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko; poprzedniego wieczoru kolacja bardzo mu smakowała. Louise także przyjęła zaproszenie, mówiąc, że skoro SNO zostało zniszczone, nie ma nic do roboty. Nawet Mary zgodziła się przyjść — pomyślała, że będzie przyjemnie, a poza tym wolała to od kolejnego samotnego wieczoru i gapienia się w sufit pokoju hotelowego. Profesor Mah podziękowała za zaproszenie, ale musiała wracać do Ottawy. O dziesiątej wieczorem była umówiona na Sussex Drive 24, by zdać raport premierowi.
Sprawa Pontera wywołała trzęsienie ziemi w mediach, których przedstawiciele, jak doniosła ochrona Inco, czekali za bramą kopalni Creighton. Na szczęście Reuben i Louise szybko obmyślili plan, który od razu wcielili w życie.
Inco wynajęło dla Mary samochód — czerwonego dodgea neona. (Kiedy go odbierała, spytała pracownika agencji wynajmu, czy wóz jeździ na gaz; ale w odpowiedzi mężczyzna tylko spojrzał na nią ze zdziwieniem).
Mary zostawiła neona w kopalni i zajęła miejsce pasażera w należącym do Louise czarnym fordzie explorerze z biało-granatowymi tablicami rejestracyjnymi i napisem „D2O” — dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to chemiczny wzór ciężkiej wody. Louise wyjęła z bagażnika koc — przezorni kierowcy w Ontario i Quebecu zawsze wozili ze sobą koce lub śpiwory, które mogły się przydać w razie wypadku zimą — i okryła nim pasażerkę.
Na początku Mary zrobiło się potwornie gorąco. Na szczęście samochód Louise miał klimatyzację; niewielu stażystów mogło sobie pozwolić na taki luksus, ale Mary podejrzewała, że piękna kobieta zawsze i wszędzie dostawała najlepsze oferty.
Louise pokonała krętą żużlową drogę do bramy kopalni, a Mary, schowana pod kocem, starała się sprawiać wrażenie jak największej. Po jakimś czasie Louise przyspieszyła, tak jakby chciała przed kimś uciec.
— Właśnie mijamy główną bramę — powiedziała do Mary, która nic nie widziała. — To działa! Pokazują nas sobie palcami i ruszają za nami.
Poprowadziła reporterów z powrotem do Sudbury. Zgodnie z planem, Reuben miał zaczekać, aż dziennikarze ruszą za explorerem, a następnie zawieźć Pontera do swojego domu nieopodal Lively.
Louise zatrzymała się obok niewielkiego apartamentowca, w którym mieszkała, i zaparkowała wóz na zewnątrz. Mary słyszała, jak za nimi hamują samochody, niektóre z potwornym piskiem opon. Louise wysiadła, okrążyła forda i otworzyła drzwi po stronie pasażera.
— W porządku — powiedziała do Mary. — Może już pani wysiąść.
Mary usłyszała odgłosy zatrzaskiwanych drzwiczek i domyśliła się, że ścigający ich reporterzy właśnie opuszczają swoje auta.
— Voilà! — zawołała Louise, pomagając jej ściągnąć koc. Mary z zażenowaniem uśmiechnęła się do dziennikarzy.
— Jasna cholera! — żachnął się jeden z nich.
— O, w mordę! — zawtórował mu inny.
Ktoś spośród tuzina reporterów okazał się bardziej rozgarnięty.
— To pani jest Mary Vaughan? — zawołała jakaś kobieta. — Tą genetyczką?
Mary skinęła głową.
— No to jak, on jest neandertalczykiem czy nie?
Czterdzieści pięć minut zabrało im uwolnienie się od dziennikarzy, którzy choć rozczarowani tym, że Ponter im umknął, skwapliwie wypytali Mary o wyniki testów DNA. W końcu obie panie zdołały wejść do budynku i schronić się w niewielkim mieszkaniu Louise na trzecim piętrze. Tam zaczekały, aż wszyscy dziennikarze odjadą z parkingu — widocznego z okna sypialni — a potem Louise wyjęła z lodówki dwie butelki wina. Tak wyposażone, kobiety zeszły do samochodu i ruszyły do Lively.
Do domu Reubena dotarły tuż przed szóstą wieczorem. Reuben i Ponter postanowili zaczekać z grillowaniem, bo nie mieli pojęcia, o której dołączą do nich Mary i Louise. Kiedy weszły, Ponter leżał na kanapie w salonie. Mary pomyślała, że może źle się poczuł — nic dziwnego, po tym, przez co przeszedł.
Louise oznajmiła, że musi pomóc przy kolacji, tłumacząc Mary, że jest wegetarianką i że ma wyrzuty sumienia z powodu kłopotu, jaki sprawiła Reubenowi poprzedniego wieczoru. Reuben chętnie przystał na towarzystwo Louise — no ale jaki heteroseksualny mężczyzna by jej odmówił?
— Mary, Ponter — odezwał się Reuben — czujcie się jak u siebie w domu. Louise i ja rozpalimy grilla.
Mary poczuła, jak serce zaczyna jej bić szybciej, a w ustach robi się sucho. Nie była sama z żadnym mężczyzną od… od…