Выбрать главу

Ale przecież było jeszcze wcześnie i…

I Ponter nie był…

Wiedziała, że to banał, ale po raz pierwszy te słowa brzmiały aż tak prawdziwie.

Ponter nie był taki jak inni mężczyźni.

Na pewno nic jej nie groziło; poza tym Reuben i Louise byli tuż obok. Odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić.

— Dobrze — powiedziała cicho. — Dziękuję.

— Wspaniale — stwierdził Reuben. — W lodówce jest cola i piwo; wino otworzymy do kolacji. — Razem z Louise przeszli do kuchni, a po dwóch minutach wyszli na dwór. Mary z sykiem wciągnęła powietrze, gdy Reuben zasunął szklane drzwi prowadzące na taras, ale nie chciał przecież klimatyzować całego ogrodu. Tylko że teraz miała wątpliwości, czy tamci mogą ją słyszeć przez zamknięte okna i szum klimatyzatora.

Odwróciła głowę i spojrzała na Pontera, który podniósł się już z kanapy. Zdobyła się na nieśmiały uśmiech.

Odpowiedział jej tym samym.

Nie był brzydki; naprawdę nie był. Miał dość niezwykłą twarz: wyglądała tak, jakby ktoś chwycił gliniany model zwyczajnej ludzkiej głowy i pociągnął szczękę do przodu.

— Witaj — powiedział Ponter sam za siebie.

— Cześć — odparła Mary.

— Dziwnie — przyznał Ponter.

Mary przypomniała sobie swój pobyt w Niemczech. Nienawidziła wtedy tego, że jej nie rozumiano, że miała trudności ze zrozumieniem instrukcji na automacie telefonicznym, z zamawianiem jedzenia w restauracjach i pytaniem o drogę. Jak okropnie musiał się czuć Ponter — naukowiec, intelektualista! — zmuszony do komunikacji na poziomie dziecka.

Jego emocje były oczywiste: uśmiechał się, marszczył lub unosił jasną brew albo się śmiał; nie widziała, żeby płakał, ale podejrzewała, że potrafi to robić. Jego słownik wciąż jeszcze był zbyt ubogi, aby mogli porozmawiać o tym, co czuje; łatwiej dyskutowało się o fizyce kwantowej niż o uczuciach.

Mary z sympatią skinęła głową.

— Tak — powiedziała. — Musisz się czuć bardzo dziwnie, nie mogąc się swobodnie porozumiewać z innymi.

Ponter nieznacznie przechylił głowę. Może rozumiał, może nie. Rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś tu brakowało.

— Wasze domy nie mają…  — Zmarszczył czoło, sfrustrowany. Prawdopodobnie chciał powiedzieć o czymś, czego nazwy nie znał ani on, ani jego implant. Podszedł do szeregu solidnych regałów, pełnych powieści kryminalnych, filmów na DVD i niewielkich, jamajskich rzeźb. Odwrócił się i zaczął się ocierać plecami o krawędź ostatniego z nich, poruszając się z boku na bok.

Mary z początku patrzyła na niego zdumiona. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co robi. Przypomniał jej się obraz rozanielonego Baloo z disneyowskiej Księgi dżungli. Z trudem powstrzymała uśmiech. Ją też czasem swędziały plecy — a od dawna nie miała nikogo, kto by ją podrapał. Jeśli Ponter miał owłosiony kark, ten z pewnością dość często go swędział. W jego świecie musiały zatem istnieć jakieś specjalne urządzenia do drapania.

Przyszło jej do głowy, że może wypadałoby zaproponować mu drapanie pleców — i aż sama się zdziwiła tą myślą. Wydawało jej się, że już nigdy nie zechce dotykać żadnego mężczyzny ani być przez niego dotykana. Oczywiście drapanie pleców nie musiało mieć nic wspólnego z seksem. No, ale gwałt też nie miał z seksem nic wspólnego. Materiały, które dostała od Keishy, potwierdzały to, co i tak wiedziała. Nie miała jednak pojęcia, jakie zachowania między kobietą a mężczyzną są dopuszczalne w społeczeństwie Pontera; mogła go okropnie obrazić albo…

Daj spokój, kobieto!

Pewnie nie wydawała się Ponterowi bardziej atrakcyjna niż on jej. Jeszcze przez kilka chwil szorował plecami o solidny regał. Wreszcie odsunął się od niego i wykonał gest otwartą dłonią, tak jakby zapraszał Mary, aby teraz ona spróbowała.

Obawiała się, czy nie zarysuje drewna albo nie strąci czegoś z półek, ale wszystko jakoś przetrwało energiczne ruchy Pontera.

— Dzięki — powiedziała. Przeszła przez pokój, omijając stolik ze szklanym blatem, i oparła plecy o narożnik regału. Zakołysała się lekko z boku na bok. Rzeczywiście było to miłe uczucie, choć zapięcie jej biustonosza zahaczało o krawędź drewna.

— Dobrze, tak? — upewnił się Ponter.

Mary się uśmiechnęła.

— Tak.

W tej samej chwili zadzwonił telefon. Ponter spojrzał na aparat, Mary również. Dzwonek zabrzmiał ponownie.

— Na pewno nie do ja — stwierdził neandertalczyk.

Mary roześmiała się i podeszła do stolika, na którym znajdował się telefon. Podniosła go.

— Dom doktora Montego.

— Czy zastałem może profesor Mary Vaughan? — spytał męski głos.

— Przy telefonie.

— Wspaniale! Nazywam się Sanjit. Jestem producentem Daily Planet, wieczornych wiadomości ze świata nauki na kanadyjskim kanale Discovery.

— Och. To wspaniały program.

— Dziękuję. Pilnie śledziliśmy sprawę pojawienia się neandertalczyka w Sudbury. Szczerze mówiąc, na początku nie dawaliśmy temu wiary, ale dosłownie przed chwilą agencja prasowa podała wiadomość, iż potwierdziła pani autentyczność DNA tego osobnika.

— Tak — przyznała Mary. — Rzeczywiście ma on neandertalskie DNA.

— I ten… mężczyzna… nie jest oszustem?

— Nie. Jest jak najbardziej prawdziwy.

— Rany. Wobec tego chętnie gościlibyśmy panią u nas w jutrzejszym programie. Naszym właścicielem jest CTV, więc możemy do pani wysłać kogoś z lokalnej stacji, aby zorganizować wywiad na miejscu. Poprowadziłby go Jay Ingram z naszego studia w Toronto.

— Hm. No cóż, chyba mogę się zgodzić.

— Wspaniale — powiedział Sanjit. — A zatem proszę pozwolić, że krótko przedstawię, o czym chcielibyśmy jutro porozmawiać.

Mary obróciła się i spojrzała przez okno balkonowe na zewnątrz. Louise i Reuben wciąż jeszcze byli zajęci grillowaniem.

— W porządku, słucham.

— Przede wszystkim muszę się upewnić, czy mamy aktualne informacje na pani temat. Wykłada pani na York University, zgadza się?

— Tak. Genetykę.

— Ma tam pani stały etat?

— Tak.

— A doktorat robiła pani z…?

— W zasadzie z biologii molekularnej.

— Mam informację, że w 1996 roku udała się pani do Niemiec, aby pobrać DNA z odkrytego tam neandertalczyka, czy to się zgadza?

Mary zerknęła na Pontera, sprawdzając, czy nie czuje się urażony tym, że ona rozmawia przez telefon. Uśmiechnął się do niej wyrozumiale, więc wróciła do rozmowy.

— Tak — powiedziała.

— Proszę mi o tym opowiedzieć coś więcej — poprosił Sanjit.

Przygotowanie do wywiadu trwało mniej więcej dwadzieścia minut. Mary kilkakrotnie słyszała, jak Louise i Reuben wpadają do kuchni, a raz Reuben wsunął głowę do pokoju, żeby upewnić się, czy gościom niczego nie brakuje; przykryła dłonią mikrofon w słuchawce i wyjaśniła mu, o czym rozmawia. Uśmiechnął się i wrócił do przyrządzania kolacji. W końcu Sanjit przebrnął przez wszystkie pytania i ustalił szczegóły nagrania wywiadu. Mary odłożyła słuchawkę i odwróciła się do Pontera.

— Przepraszam za to — powiedziała.

Ponter ruszył w jej stronę chwiejnym krokiem, wyciągając przed siebie jedną rękę. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaką była idiotką; dała się zwabić w pobliże regałów, z dala od drzwi. Wystarczyło jedno pchnięcie jego masywnej ręki, aby znalazła się daleko od okna, niewidoczna dla Reubena i Louise.