Выбрать главу

Wreszcie, zachowałem w brzmieniu łacińskim te ustępy, których ksiądz Vallet nie uznał za stosowne tłumaczyć, może chcąc zachować ducha czasów. Nie mam na to żadnego ścisłego uzasadnienia, poza poczuciem, być może niewłaściwym, wierności dla mojego źródła… Usunąłem nadmiar, coś niecoś jednak zostawiając. I boję się. że postąpiłem jak marni powieściopisarze, którzy wprowadzając na scenę bohatera Francuza, każą mu mówić: „Parbleu!”,i: „la femme, ah! la femme?”

I oto w rezultacie jestem pełen wątpliwości. Właściwie nie wiem czemu, postanowiłem zebrać się na odwagę i przedstawić tekst tak, jakby to był autentyczny manuskrypt Adsa z Melku. Powiedzmy: gest człowieka zakochanego. Albo, jeśli ktoś woli, sposób uwolnienia się od licznych i starych obsesji.

Przepisuję nie troszcząc się o aktualność. W owych latach, kiedy odkryłem tekst księdza Valleta, panowało obiegowe przekonanie, że pisać należy jedynie mając na uwadze teraźniejszość i z zamysłem odmienienia świata. Teraz, po dziesięciu lub więcej latach, jest rzeczą pocieszającą dla człowieka pióra (a więc kogoś, komu przywrócono jego wysoką godność), że można pisać z czystej miłości do pisania. Tak więc wiem, że mam prawo opowiedzieć dla prostej przyjemności opowiadania historię Adsa z Melku, a otuchę i pociechę czerpię z tego, iż jest ona tak bardzo odległa w czasie (teraz, kiedy rozbudzony rozum przegnał wszystkie potwory zrodzone podczas jego snu), tak chwalebnie pozbawiona wszelkich związków ze współczesnością, tak ponadczasowo obca naszym nadziejom i naszym pewnikom.

Ponieważ jest to historia ksiąg, nie zaś codziennych strapień, jej lektura może skłonić nas do powtórzenia za wielkim naśladowcą z Kempis: „In omnibus requiem quaesivi, et nusquam inveni nisi in angulo cum libro.” [5]

5 stycznia 1980

Nota

Manuskrypt Adsa podzielony jest na siedem dni, zaś każdy dzień na okresy odpowiadające godzinom liturgicznym. Podtytuły w trzeciej osobie dodane zostały prawdopodobnie przez Valleta. Ponieważ jednak ułatwiają czytelnikowi orientację, a zwyczaj ten nie jest obcy ówczesnej literaturze pisanej w języku ludowym, uznałem, że lepiej ich nie usuwać.

W niejakie zakłopotanie wprawiło mnie to, że Adso powołuje się na godziny kanoniczne —ich podział nie tylko zmienia się zależnie od miejsca i pory roku, ale według wszelkiego prawdopodobieństwa w XIV wieku nie przestrzegano z całkowitą ścisłością wskazań ustalonych w regule przez św. Benedykta.

Jednakże wydaje mi się, że aby zorientować z grubsza czytelnika, można, częściowo wnioskując na podstawie tekstu, a częściowo dokonując konfrontacji pierwotnej reguły z opisem życia zakonnego podanym przez Eduarda Schneidera w Les Heures bénédictines(Paryż, Grasset 1925), trzymać się następującej oceny:

Jutrznia (którą czasem Adso określa dawnym terminem Vigiliae) —od 2.30 do 3 w nocy.

Lauda (która w starszej tradycji zwie się Matutina) —od 5 do 6 rano, tak by kończyła się, kiedy zaczyna dnieć.

Pryma —koło 7.30, tuż przed zorzą poranną.

Tercja —koło 9.

Seksta Południe (w klasztorze, w którym mnisi nie pracowali w polu, oraz zimą była to także pora posiłku).

Nona —między 2 a 3 po południu.

Nieszpór —od mniej więcej 4.30 do zmierzchu (reguła nakazuje zjadać wieczerzę przed zapadnięciem ciemności).

Kompleta —koło 6 (mniej więcej o 7 mnisi kładą się spać).

Rachunek opiera się na fakcie, że w północnych Włoszech pod koniec listopada słońce wstaje koło 7.30, a zachodzi koło 4.40 po południu.

Prolog

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Było ono na początku u Boga i powinnością bogobojnego mnicha jest powtarzać dzień po dniu, jednostajnie i z pokorą, ów jedyny i niezmienny fakt, z którego dobyć można niezbitą prawdę. Ale videmus nunc per speculum et in aenigmate [6] ,a prawda, nim staniemy z nią twarzą w twarz, wprzód pokazuje się nam po kawałeczku (jakże nieczytelnym) w błędach tego świata, winniśmy zatem odczytywać z mozołem jej wierne znaki również tam, gdzie jawią się nam jako niejasne i prawie podsunięte przez wolę bez reszty oddaną złu.

Zbliżając się do kresu grzesznego żywota, posiwiały ze starości, wypatrując już chwili, kiedy zagubię się w niezmierzonej Boskiej otchłani, milczącej i pustej, bym miał udział w blasku anielskiej mądrości, przykuty ociężałym i chorym ciałem do celi klasztoru w Melku, tak drogiego memu sercu, biorę do ręki pióro, by na tym welinie pozostawić świadectwo cudownych i straszliwych wydarzeń, w których w mej młodości uczestniczyłem, powtarzając verbatimwszystko, co widziałem i słyszałem, nie ważąc się na to, żeby dobyć na światło dnia jakiś zamysł, lecz pozostawiając tym, co nadejdą (jeśli nie uprzedzi ich Antychryst), znaki znaków, ażeby ich odczytywanie stało się modlitwą.

Z łaski Pana naszego byłem, przezroczysty jak szyba, świadkiem wydarzeń, jakie miały miejsce w opactwie, którego nazwę nawet stosownie i pobożnie jest zamilczeć, pod koniec Roku Pańskiego 1327, kiedy to cesarz Ludwik ruszył do Italii, by przywrócić godność świętemu cesarstwu rzymskiemu, czyniąc podług zamiarów Najwyższego i ku zawstydzeniu niesławnego przywłaściciela, świętokupcy i heretyka, co w Awinionie hańbi święte imię apostoła (mówię o grzesznej duszy Jakuba z Cahors, którego ludzie bezbożni czczą jako Jana XXII).

Może byłoby rzeczą słuszną, bym dla lepszego przedstawienia wydarzeń, w które zostałem wplątany, przypomniał bieg spraw w ciągu tego skrawka wieku, tak jak pojmowałem je wówczas, przeżywając, i tak jak przypominam sobie teraz, wzbogacony o inne później zasłyszane opowieści —jeśli tylko zdołam z powrotem nanizać na sznur pamięci tak wiele niejasnych wydarzeń.

Już w pierwszych latach naszego wieku papież Klemens V przeniósł siedzibę apostolską do Awinionu, pozostawiając Rzym na pastwę ambicji tamtejszych panów: i oto powoli święte miasto chrześcijaństwa, szarpane walkami między możnymi, przemieniło się w cyrk lub lupanar; nazwało siebie republiką, lecz nią nie było, podbiły ją bowiem zbrojne gromady, ulegało przemocy i grabieży. Księża, wolni od jurysdykcji świeckiej, dowodzili grupami buntowników i z mieczem w dłoni dokonywali rabunków, nadużyć, prowadzili nikczemne handle. Jak sprawić, by Caput Mundi [7]stało się na nowo, i słusznie, celem każdego, kto chce włożyć na skronie koronę świętego cesarstwa rzymskiego, i jak przywrócić godność temu doczesnemu dominium, które było już niegdyś dominium cesarzy?

Zdarzyło się oto, że w roku 1314 pięcioro niemieckich książąt wybrało we Frankfurcie Ludwika Bawarskiego na najwyższego rządcę cesarstwa. Lecz tego samego dnia na przeciwległym brzegu Menu książę palatyn Renu i arcybiskup Kolonii podnieśli do tej samej godności Fryderyka Austriackiego. Dwaj cesarze na jednym tronie i jeden papież na dwóch tronach: oto sytuacja, która stała się źródłem nie lada zamieszania…

Dwa lata później wybrany został w Awinionie nowy papież, Jakub z Cahors, siedemdziesięciodwuletni starzec, który przyjął imię właśnie Jana XXII, i oby niebo sprawiło, by żaden już najwyższy kapłan nie przyjął imienia tak odtąd znienawidzonego przez ludzi poczciwych. Francuz i oddany królowi Francji (ludzie z tego padołu zepsucia zawsze mają skłonność do sprzyjania interesom ziomków i niezdolni są patrzeć na cały świat jako na swą duchową ojczyznę), popierał Filipa Pięknego przeciwko templariuszom, których król oskarżył (jak sądzę, niesłusznie) o haniebne występki, by zagarnąć ich dobra, za wspólnika mając tego kapłana zaprzańca, W tym samym czasie w tok wydarzeń wmieszał się Robert z Neapolu, który pragnąc utrzymać kontrolę na italijskim półwyspie, przekonał papieża, by ten nie uznał żadnego z dwóch cesarzy niemieckich, i tym sposobem został kondotierem całego Państwa Kościelnego.

вернуться

5

In omnibus requiem quaesivi… —Wszędzie szukałem spokoju i nigdzie nie znalazłem, jak tylko w kąciku z książką.

вернуться

6

videmus nunc… —teraz widzimy poprzez symbol i zagadkę

вернуться

7

Caput Mundi —stolica świata