Выбрать главу

– A czy przez cały ten czas były jakieś cienie w twoim życiu? – zapytała go pieszczotliwym tonem.

– Nie wiem, jak mam nazwać czas oczekiwania.

– Oczekiwania na co?

– Nie wiem. Może na coś, co powinno było się zdarzyć, aby nasz związek okazał się konieczny i nieunikniony.

– To znaczy, aby stał się nieszczęśliwy? Czy to miałeś na myśli?

– Nie. Aby uniknąć nieszczęścia.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Nie wiem. To jest uczucie, które dopiero teraz sobie uświadamiam, teraz, kiedy cię zobaczyłem po tylu latach.

Powiedział, że się bał i nie chciał krępować jej swoją miłością, prowadząc tryb życia, który nie był dla niej odpowiedni. No i może też zwyciężył tu jego własny egoizm.

– Miałeś wiele kobiet, prawda, Gabriel? – zapytała kpią

cym tonem Inez.

– Tak. Ale nie pamiętam już ani jednej. A ty? Inez już się nie uśmiechała. Wybuchnęła śmiechem.

– Wyszłam za mąż.

– Słyszałem o tym. Za kogo?

– Pamiętasz tego muzyka czy poetę, czy też cenzora, który siadał zawsze na sali podczas prób?

– Tego, co wciąż jadł kanapki z pastą z czarnej fasoli? Zaśmiała się; to właśnie on, magister Cosme Santos.

– Obrósł w piórka?

– Owszem. A wiesz, czemu go wybrałam? Z najgłupszego i najbardziej oczywistego powodu: to mężczyzna, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Nie jakiś hultaj, gwałtownik, trzeba to przyznać, ale prawdziwy stud, ogier, jakiemu nigdy nie brakowało temperamentu; a cokolwiek by o tym gadano, jeszcze się nie narodziła kobieta, która by się temu oparła. Ale nie był to przecież ów wielki artysta, ten wspaniały człowiek, co obiecywał, że razem będziemy parą twórców, obiecywał po to, aby mnie wyprzedzić albo porzucić w imię tego, co powinno było nas połączyć, Gabriel, w imię tej wrażliwości, miłości do muzyki…

– Jak długo trwało twoje małżeństwo z magistrem Cosme Santosem?

– Ani minuty – odparła z taką miną, jakby nagle poczuła chłód. – Ani seks, ani rozum się nie s p r a w d z i ł y. Toteż wytrzymaliśmy pięć lat. Mnie było wszystko jedno. Ale i nie przeszkadzało mi to. Póki on był potulny i nie wtrącał się w moje sprawy, jakoś go znosiłam. Kiedy postanowił znowu wkroczyć w moje życie, biedaczysko, odeszłam od niego. A ty? Co u ciebie?

Okrążyli cały Holland Park, wędrując alejami w cieniu drzew, a teraz szli przez łąkę, na której jakieś maluchy grały w soccer. Gabriel zwlekał z odpowiedzią. Inez czuła, że coś przed nią ukrywa, coś, o czym nie mógł powiedzieć bez zakłopotania, był bardziej rozstrojony niż ona.

– Pamiętasz, jak to było, kiedyśmy się poznali? – powiedziała w końcu. – Ty byłeś moim opiekunem. Ale właśnie wtedy mnie opuściłeś. W Dorset. Zostawiłeś mnie samą z jakąś uszkodzoną fotografią, z której zniknął pewien chłopak. Chciałam się w nim zakochać. W Meksyku znowu mnie zostawiłeś samą. To już drugi raz. Nie robię ci wyrzutów. Zwróciłam ci za to kryształową pieczęć, którą mi podarowałeś na plaży w Anglii w 1940 roku. Czy mógłbyś mi teraz dać jakiś prezent, aby się zrewanżować?

– Chyba tak, Inez.

W jego głosie zabrzmiało tak głębokie zwątpienie, że Inez z jeszcze większym naciskiem ponowiła prośbę.

– Chcę zrozumieć. To wszystko. I nie mów mi, że było na odwrót, że to ja rzuciłam ciebie. A może byłam zbyt chętna i ty, z niesmakiem, zbuntowałeś się przeciw tej nadmiernej „łatwości”? Lubisz zdobywać, dobrze to wiem. Czy uznałeś mnie za zbyt usłużną partnerkę?

– Nikt nie był trudniejszym obiektem do zdobycia niż ty – powiedział Gabriel, kiedy znów znaleźli się na ulicy.

– Jak to?

Ogłuszył ją nagły hałas pędzących po ulicy pojazdów. Przeszli na drugą stronę pod zielonym światłem i zatrzymali się przed wejściem do kina „Odeon” na skrzyżowaniu z Earls Court Road.

– Którędy chcesz iść? – zapytał.

– Earls Court jest bardzo hałaśliwa. Chodź. Zaraz za rogiem jest taki zaułek.

Nawet do tej małej uliczki docierała ścieżka dźwiękowa z kina, typowa muzyka z filmów z Jamesem Bondem. Ale u wylotu ulic otwierał się widok na mały park, ogrodzony i pełen drzew na Edwardes Square z jego eleganckimi domami, pięknymi balkonami o żelaznych balustradach i pubem z masą kwiatów. Weszli, usiedli i zamówili dwa piwa.

Gabriel, rozglądając się dokoła, orzekł, że takie miejsce to prawdziwy azyl, a to, co czuł w Meksyku, wywoływało w nim wręcz przeciwne wrażenie. W tamtym mieście nie było żadnego oparcia, wszystko wydawało się pozbawione opieki, człowiek mógł być unicestwiony w jednej chwili, bez uprzedzenia…

– I zostawiłeś mnie tam, chociaż wiedziałeś, jak jest? -syknęła ona, ale nie zabrzmiało to jak wyrzut.

On popatrzył jej w twarz.

– Nie. Ocaliłem cię przed czymś gorszym. Czyhało tam na ciebie dużo większe niebezpieczeństwo niż groźna perspektywa zamieszkania w Meksyku.

Inez nie śmiała pytać. Jeżeli on nie rozumiał, że nie mogła dopytywać się wprost, wolała milczeć.

– Chciałbym ci powiedzieć, jakie to było niebezpieczeństwo. Ale, prawdę rzekłszy, nie wiem.

Nie była zła na niego. On się nie wykręcał, czuła to.

– Wiem tylko, że coś we mnie stawiało opór i nie pozwoliło mi prosić ciebie, abyś na zawsze została moją żoną. Ten zakaz był skierowany przeciw mnie i dla twego dobra, tak było.

– I nie wiesz, jaka przeszkoda powstrzymała cię przed tym? Dlaczego mi nie powiedziałeś…?

– Kocham cię, Inez, chciałbym mieć ciebie zawsze przy sobie. Bądź moją żoną, Inez… To właśnie powinienem był ci powiedzieć.

– I nie powiesz tego nawet teraz? Ja bym się zgodziła.

– Nie. Nawet teraz.

– Dlaczego?

– Dlatego, że już się nie stanie to, czego się boję.

– Nie wiesz, czego się boisz?

– Nie.

– Nie boisz się, że to, czego się boisz, już się zdarzyło, i że to, co się zdarzyło, Gabriel, to właśnie to, co się nie stało?

– Nie. Przysięgam ci, że to się nie stanie.

– Co się nie stanie?

– Nie będzie ci groziło niebezpieczeństwo, jakim jestem dla ciebie

Później, po latach, nie będą umieli określić, czy w tej rozmowie w cztery oczy wyjaśnili sobie pewne sprawy, czy tylko zamierzali zobaczyć się po tak długiej rozłące. A może każde z osobna myślało o tym przed spotkaniem lub po spotkaniu? Oboje prowokowali się nawzajem i prowokowali wszystkich innych: kto pamięta dokładnie porządek rozmowy, kto z całą pewnością wie, czy zapamiętane słowa naprawdę zostały wypowiedziane, czy też przetrwały tylko w myśli, w wyobraźni, przemilczane?

Tak czy inaczej, przed spektaklem Inez i Gabriel nie potrafili sobie przypomnieć, czy jedno z nich ośmieliło się powiedzieć: „Nie chcemy już się widywać, bo nie chcemy widzieć, jak się starzejemy, i zapewne nie możemy już się kochać, z tego samego powodu”.

– Znikamy powoli, jak duchy.

– Zawsze byliśmy nimi, Inez. Rzecz w tym, że nie ma bajki bez cieni, i czasami to, czego nie widzimy, myli nam się z naszą własną nierealnością.

– Czujesz się rozgoryczony? Żałujesz, że nie zrobiłeś czegoś, co mogłeś zrobić, i przepuściłeś okazję? A może powinniśmy byli pobrać się w Meksyku?

– Nie wiem, ale powiem ci, że na szczęście ani ty, ani ja nie dźwigaliśmy tego niepotrzebnego balastu, jakim jest nieszczęśliwa miłość albo nieudane małżeństwo.

– Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

– Czasami myślałem, że gdybyś znów zaczęła kochać, byłoby to tylko z powodu niezdecydowania…

– A ja czasami myślę, żeśmy się nie kochali, bo nie chcemy patrzeć na siebie, gdy się zaczniemy starzeć…