Выбрать главу

– Grazie, signore. - Kelner, promieniejąc z zadowolenia, odprowadzał ich do drzwi, które następnie otworzył i przytrzymywał, aż wyszli.

Gdy stanęli przed domem, w którym mieszkała, Elyn obróciła się w stronę Maxa, chcąc podziękować, tym razem cieplej, za kolację. On jednak wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć jej drzwi.

Ruszył z nią w stronę budynku, a następnie, po wymianie powitań z Uberto, odprowadził ją do windy. Elyn wykonała półobrót, raz jeszcze gotowa podziękować, ale nadjechała winda, do której wsiadł razem z nią.

Czuła się całkiem oszołomiona. W końcu dotarli do drzwi jej apartamentu i Max wyciągnął rękę po klucze. Podała mu je bezwolnie, a on otworzył drzwi. I wtedy, gdy przekraczała próg, zatrzymał się.

Spojrzała na niego.

– Czy zaprosisz mnie do środka, Elyn? – zapytał miękko.

O Boże! – wpadła w popłoch. Powinna powiedzieć „nie!” i przypomnieć, jak to wyglądało w ostatnią środę. Nic takiego jednak nie powiedziała. Max nie był jakimś nieopierzonym wyrostkiem, który by się bezczelnie narzucał, nie zważając na nic. Czekał na jej przyzwolenie.

– Niestety, nie mogę cię przyjąć prawdziwie mocną, włoską kawą – wymamrotała, obracając się, a Max ruszył w ślad za nią.

– Nie martw się kawą. Zostanę tu tylko kilka minut – zapewnił. Powinna przyjąć z ulgą. że pragnął tylko, w trosce o jej bezpieczeństwo, odprowadzić ją do mieszkania. Lecz ulgi nie odczuła. – Jak dotarłaś do pracy dziś rano? – rzucił od niechcenia, zapalając kolejne światła, by w końcu zatrzymać się w salonie. A gdy Elyn zamrugała powiekami, zaskoczona nieoczekiwanym pytaniem, dodał: – Felicita wspominała, że nie życzysz sobie, by cię podwoziła.

– Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to niegrzecznie!

– mruknęła Elyn, odkładając torebkę i rozpinając płaszcz.

– Felicita musiała w czwartek nadkładać drogi, żeby mnie podwieźć, i choć zapewniała, że to żaden kłopot, wolałabym… wolałabym chodzić do biura pieszo.

– Zawsze jesteś taka niezależna? – zapytał Max.

– Niezależna? – powtórzyła.

Podszedł o krok lub dwa bliżej. Patrzyła teraz w jego ciemne gorejące oczy. Nerwowo przesunęła się w stronę drzwi, tak jakby chciała pokazać mu, że powinien już wyjść.

– Nie chcę… nikogo wykorzystywać – oświadczyła i nagle parsknęła śmiechem, ponieważ uświadomiła sobie, że to przecież on płacił za nią dziś wieczorem. – To mi właśnie coś przypomina – dodała. – Serdecznie dziękuję za kolację.

Nie była pewna, czego ma się po nim spodziewać. Zapatrzony w jej zielone oczy, zdawał się stać bez ruchu.

– Doprawdy, jesteś zachwycająco piękna – powiedział tak, jakby te słowa wydarły się z niego, jakby nie mógł ich już powstrzymać. Potem nagle wziął ją w ramiona i powoli pocałował.

Nie potrafiła uchwycić umysłem tego, co się z nią działo. W chwili gdy jej ramiona uniosły się, by go objąć, wiedziała jedno tylko – nikt nigdy nie całował jej tak jak on. Ogarnął ją płomień żarliwego pragnienia. Nie chciała by przestał.

I nie przestawał. Jej płaszcz znalazł się na ziemi. Ich ciała stopiły się w jedno, gdy przyciskał ją do siebie i całował raz jeszcze, i jeszcze…

Ogarniała ich coraz większa namiętność. Elyn zapomniała o wszystkim, pogrążając się razem z nim w miękkościach sofy. Jego ciało spychało ją w dół, coraz niżej i niżej…

Nie pojmowała, dlaczego właśnie teraz odezwały się dzwonki alarmowe w jej głowie, choć do tej pory milczały jak zaklęte. Czarodziejskie dłonie Maxa, obezwładniające i zniewalające umysł, dotknęły gładkiego jedwabiu jej skóry tuż obok ramiączka stanika. Nagle wyzwoliło to w niej błysk świadomości i gdy Max przestał ją całować, gwałtownie zaczerpnęła powietrza i odzyskała cień zdrowego rozsądku.

– Max! Nie! – zawołała. Walczyła bezsilnie, ponieważ ogarniał ją ogień i zdrowy rozsądek szybko zanikał. Była już gotowa zaprzeczyć swojemu „nie” wołaniem: O, Max! Tak! – gdy naraz nacisk jego ciała zelżał, odsunął się od niej. Przecież nie chciała, żeby siedział na sofie, obrócony do niej plecami, już jej nie obejmując. – Max, ja… – zaczęła.

– Chwileczkę, cara. Daj mi minutę, proszę…

Chciała go błagać: Pragnę cię znowu, znowu, tu… ale, choć rozogniona, zachowała przecież dumę i nie mogła mówić słów, które świadczyłyby o jej pożądaniu.

A jednak wydawało się, że był tego świadom, bo mimo upływu czasu, którego potrzebował, aby odzyskać kontrolę nad sobą, spytał spokojnym głosem:

– Elyn, czy dobrze się czujesz?

Ten właśnie ton ją otrzeźwił.

– Tak, dziękuję – powiedziała chłodno.

I wcale nie zdziwiło jej, gdy zatrzymując się tylko po to, by podnieść swoją marynarkę, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem, wstał i wyszedł. Zostawił ją patrzącą w ślad za nim w osłupieniu.

Tak, dziękuję, odpowiedziała na jego: „Czy dobrze się czujesz?”. A przecież nie czuła się dobrze. Ponieważ głupia, śmieszna idiotka wdała się w to, co przekraczało jej wyobrażenia. Zakochała się w mężczyźnie, w którym zakochać się nie miała prawa.

Rozdział 5

Po niespokojnej nocy Elyn wstała wcześnie w sobotę rano. Nigdy jeszcze nie miała mniejszej ochoty na zwiedzanie. Mocno żałowała, że zgodziła się, by Tino zabrał ją do Bolzano. Ale gdy zadzwonił recepcjonista i, powoli wymawiając słowa, wspomniał coś o signor Agosta, była już gotowa.

– Grazie - odparła i domyślając się, że Tino przyjechał o dziesięć minut wcześniej, włożyła na siebie żakiet, zarzuciła torbę na ramię i wyszła.

– Dzień dobry, Elyn! – gorąco powitał ją Tino, gdy wyszła z windy.

– Dzień dobry – zdołała się do niego uśmiechnąć i w kilka minut później byli już w jego samochodzie, kierując się ku północno-wschodniej części Włoch.

Kiedy powiedziała, że ma zamiar jechać dziś do Bolzano, nie zdawała sobie sprawy, że Bolzano leży w Dolomitach i że jedzie się tam około dwu godzin. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie tyle czasu. Potrzebowała ruchu, działania. Większość nocy spędziła na rozmyślaniach. Nie miała już na nie siły.

– Nic nie mówisz – zauważył Tino.

– Wybacz – przeprosiła. – Nie chciałam ci przeszkadzać w prowadzeniu. – Od kiedy kłamstwo przychodziło jej tak łatwo? To miłość zmieniła ją w kłamcę.

A przecież nie chciała kochać. W każdym razie nie chciała kochać Maxa Zappełlego. Zeszłej nocy omdlewała w jego ramionach. Ale okazało się, że nawet uwodziciel ma swoje zasady. W chłodnym świetle dnia stało się bezspornie jasne, że chociaż bez wątpienia jej pożądał, słabe „nie” sprzeciwu sprawiło, że otrzeźwiał i przypomniał sobie, iż ma, być może, do czynienia ze… złodziejką.

Nie była dla niej pociechą myśl, że Max nie poniżyłby się do tego, by pójść do łóżka z kimś, kto zdolny byłby okraść jego firmę. Ale nawet, jeśli prawda wyjdzie na jaw – a założywszy, że istnieje sprawiedliwość, musi wyjść na jaw – jeśli wykryty zostanie ten, kto przywłaszczył sobie projekt, przecież nie zmieni to faktu, że Max Zappelli jest urodzonym kobieciarzem. Pamiętała o cierpieniach, jakie ktoś do niego podobny zadał jej matce. Pamiętała też o licznych zawodach miłosnych przyrodniej siostry. Nie, w życiu Elyn nie było miejsca dla takiego człowieka! Śmiechu warte! Ale czyżby Max Zappelli z tym wszystkim, co otrzymał od losu, by nie wspomnieć już o tych pięknościach uczepionych jego ramienia, które widziała na licznych fotografiach, miał znaleźć w swoim życiu miejsce dla niej?!