Weszła do domu, wiedząc, że daremnie marzy o tym, by wszystko było tak jak dawniej, nim beznadziejnie głupio zakochała się w Maksie. Bo przecież zakochała się w nim i nic nie mogło tego zmienić.
Wnosząc do holu swoją wielką walizkę, Elyn zorientowała się, że matka i ojczym byli poza domem, podobnie jak Loraine. Jej przyrodni brat wyjrzał, by zobaczyć, kto przyszedł.
– Dlaczego nie zawiadomiłaś nas, że przyjeżdżasz?! Czekałbym na lotnisku.
– Jesteś kochany – uśmiechnęła się – ale dopiero dziś rano zdecydowałam, że wracam. – Szybko zmieniła temat. – Pójdę zrobić sobie kawę. Wypijesz ze mną?
– Chętnie – odparł.
Elyn poszła do kuchni. Nieskazitelny ład – skonstatowała z ulgą – wskazywał, że Madge w dalszym ciągu sprawowała tu rządy.
Gospodyni skończyła już pracę i wyszła, toteż Elyn była w kuchni sama. Krzątała się, parząc kawę, bez reszty pochłonięta myślami o Maksie, a coraz większy żal wzbierał w jej sercu. Ta nieoczekiwana miłość była już tak bardzo zraniona. Kiedy zabliźnią się te rany? Kiedy wreszcie zdoła zająć się czymś innym?
– Kawa – oznajmiła wesoło, wchodząc do salonu i stawiając tacę na stole. – A gdzie wszyscy zniknęli?
– Rodzice wyszli do teatru, a Loraine jest z nowym wielbicielem. Boże, miej nas w opiece!
– Co u ciebie? – spytała. Matka wspominała jej przez telefon, że Guy szuka pracy. – Podobno zamierzasz dołączyć do mas pracujących?
– Ja… eee… byłem w piątek na rozmowie wstępnej – odparł.
Miał wszakże tak głupią minę, że Elyn, wiedząc, jak otwarty jest Guy, zorientowała się natychmiast, że chodzi tu o coś więcej.
– Naprawdę? A jaka to praca?
I znów uderzyło ją, że odpowiedział z wyraźnym zakłopotaniem.
– W mojej branży.
– Projektowanie ceramiki? – wypytywała.
– Między innymi.
– Gdzie? – wykrzyknęła, wiedziała bowiem, iż w okolicy tylko jedna firma zajmuje się produkcją artystycznych wyrobów z porcelany i że tylko tam mógł się zgłosić.
– W Zakładach Porcelany Zappellego – wyrzucił z siebie, jakby pragnąc mieć to już za sobą. – Tak, wiem, wiem – mówił szybko, gdy Elyn nie zdołała powstrzymać odruchu zdumienia. – Wiem, że to bezczelność, po tym, jak cię potraktowałem, gdy się tam zatrudniłaś. Ale choć trwało to dość długo, przekonałem się, że nie potrafię żyć bezczynnie. Poza tym zakłady Zappellego szukały pracownika. Poszedłem tam i Brian Cole… znasz go może…? – przerwał.
– Tak, znam – odparła. Znała wszystkich w pracowni projektowej i ją też tam wszyscy znali!
– W każdym razie to równy gość. Dobrze się rozumiemy. Pokazałem mu kilka moich projektów. Zresztą mają tam fantastycznych fachowców… – urwał, nie znajdując słów podziwu.
– Widać, że bardzo ci na tej pracy zależy – skomentowała Elyn.
– Można by tak powiedzieć – uśmiechnął się.
– A co powiedział twój ojciec, kiedy o tym usłyszał?
– No cóż… – Guy spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem. – Chyba przetarłaś drogę. Przypuszczam, że to na ciebie spadła większość pretensji, toteż na mój pomysł tata zareagował dużo łagodniej. Czy ty wiesz, że on myśli, poważnie myśli o sprzedaży Zakładów Pillingera, budynków, ziemi, wszystkiego?
– Niemożliwe! – wyrwało jej się w zdumieniu.
– Owszem – zapewnił ją Guy. – Choć wydaje mi się, że maczała w tym palce twoja mama. Toniemy w prospektach na temat podróży dookoła świata.
– Wielkie nieba! – wykrzyknęła Elyn. – Więc Sam pogodził się z sytuacją?
– W każdym razie – ciągnął jej brat przyrodni – odniósł się do moich starań o pracę u Zappellego znacznie łagodniej, niż myślałem. Chociaż starał się wyglądać groźnie, kiedy mówił, że gdyby nie to, iż nic mi nie zostawia, wydziedziczyłby mnie ze wszystkiego.
Elyn uśmiechnęła się. Oczyma duszy widziała już Sama, gdy to oświadczał.
– Wiesz, jeśli się tam dostanę, będziemy pracować razem. Będę cię podwoził… – Coś w jej wyrazie twarzy kazało mu urwać. I Elyn wiedziała już, że nie może dłużej ukrywać swego położenia.
– Ja już nie pracuję w zakładach Maxa Zappellego – powiedziała beznamiętnym głosem. Tylko imię Maxa zawisło na jej wargach, wprawiając ją w drżenie.
– Nie pracujesz? Jak to?
Nie chciała odpowiedzieć. Ale Guy czekał. Nie mogła dłużej tego ukrywać.
– Odeszłam – powiedziała.
– Odeszłaś?! – przeraził się Guy. – Kiedy? Dlaczego?
– Dziś rano.
– Bez wymówienia?
– Nie potrafiłam się z czymś pogodzić.
– Elyn, jak mogłaś!
– Jak mogłam? – zdziwiła się. Czyż mówi to ten sam człowiek, który brał udział w rodzinnej nagonce na nią, kiedy starała się o pracę u Zappellego?
Guy nie odpowiedział na to pytanie, ale zaczepny wyraz jego twarzy uległ zmianie. Był teraz grymasem kogoś, kto przegrał.
– No, mogę już zapomnieć o piątkowej rozmowie.
– Jak to? – zapytała.
– Proste. Rozmowa z Brianem Cole’em dotyczyła wyłącznie mojej pracy, ale wcześniej rozmawiałem z niejakim Nicksonem z działu kadr. Kiedy wspomniałem, że pracuje u nich moja przyrodnia siostra i podałem twoje imię Nickson od razu przypomniał sobie, o kogo chodzi. Od tej chwili traktował mnie dużo cieplej. Ale widzę teraz, że lepiej by było, gdybym nie wspominał o tobie. Miałbym przynajmniej jakąś szansę. Z chwilą kiedy dostanę wiadomość z Włoch, że ty…
– Myślisz, że straciłeś przeze mnie szansę?
– A ty tak nie myślisz? – spytał ponuro. – Ładną opinię wyrobiłaś naszej rodzinie, rzucając w ten sposób pracę.
– Przesadzasz… – słabym głosem zaprotestowała Elyn, chociaż, gdy pomyślała o tym, co się wydarzyło, czuła, że wpadła w kabałę. Przecież to ją podejrzewano o kradzież projektu. A teraz jeszcze jedno! Rzucała pracę bez wymówienia. Mój Boże! Może Guy ma rację? Może rzeczywiście byłoby dla niego lepiej, gdyby nie miał przyrodniej siostry? Spojrzała na jego zgnębioną twarz. Czuła się rozdarta, patrząc na tego miłego, dobrego chłopca. Za nic w świecie nie chciałaby nawet zbliżyć się do firmy, która była własnością Maxa. Z drugiej strony sądziła, że Max spędzi większość przyszłego tygodnia w Rzymie, o ile nie zaszyje się gdzieś z Felicitą. Nie wiedziała, czy nosi się z zamiarem odwiedzenia Anglii, ale czy z punktu widzenia interesów Guya miało to jakieś znaczenie? Czyż nie powinna, właśnie w imię jego interesów, udać się jutro do biura i złożyć formalne wymówienie, równocześnie bacznie nadsłuchując, czy Max nie przyjeżdża. Bez wątpienia, nie przyjedzie po to, by jej szukać. Gdyby wiedziała, że tu jest, usunęłaby mu się z drogi.
– Uśmiechnij się, słoneczko – zwróciła się w pośpiechu do brata, bała się bowiem, że zmieni zdanie. – Pójdę jutro do zakładów Zappellego w Pinwich i zrobię to, co należy.
– To, co należy? – zapytał Guy, spoglądając na nią z ufnością.
– Złożę formalną rezygnację. To pomoże? Jak myślisz?
– A zrobisz to? – zapytał z nadzieją.
– Nie mam innego wyjścia – uśmiechnęła się.
– O, dziękuję. Jesteś naprawdę równa – oświadczył.
Pojęła, dlaczego kocha go jak brata, gdy dodał:
– Nie musisz tego robić. – Po chwili spytał jednak: – A co cię tak oburzyło, że postanowiłaś odejść?
– Nic, czym warto by zaprzątać twoją główkę – zażartowała.
Guy rzucił w nią poduszką i wówczas weszli rodzice. Zarówno matka, jak i ojczym witali Elyn zdumieni jej nagłym powrotem do domu. Ona jednak zdołała przed nimi ukryć swoją wewnętrzną udrękę, to, co przeżywała. Gdy w końcu udała się do swojego pokoju, gdzie nie musiała już niczego pozorować, opadła na łóżko całkowicie wyczerpana. Usiłowała wyrzucić Maxa ze swoich myśli – niby nic prostszego! Udręka, którą przeżywała, czyniła ją wszakże obojętną na myśl o jutrzejszej, przez nikogo nie oczekiwanej wizycie w zakładach Zappellego.