Выбрать главу

– Cześć, Elyn! – powitali ją chórem zdumieni współpracownicy, gdy nazajutrz weszła do swojego działu.

– Dzień dobry, Diano, witaj, Neil! – powiedziała z uśmiechem Elyn.

– Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko wrócisz! – wykrzyknął Neil, dodając serdecznie: – Ale tak się cieszę. Potrzebuję twojej rady w kilku sprawach.

– Ja też! – pisnęła Diana.

– Przygotujcie pytania. Wrócę za dziesięć minut – obiecała Elyn, nie wspominając jednak, że wybiera się do działu kadr.

– Elyn! – wykrzyknął Chris Nickson na jej widok. – Co tu robisz?

Witał ją tak radośnie, że Elyn niemal zaczęła żałować swojej decyzji. Musiała jednak ją podtrzymać, skoro chciała odzyskać spokój ducha. Wypowiedzenie w terminie czterech tygodni wiązało się z niewielkim zresztą ryzykiem, że natrafi na Maxa, gdyby się tu pojawił. Musiała jednak zrezygnować z tej pracy, jeśli – po wczorajszym wyjściu z biura – nie zostanie z niej wyrzucona.

– Cześć, Chris – uśmiechnęła się, pragnąc mieć już tę rozmowę za sobą. – Wiem, że nikt się mnie dziś nie spodziewał, ale postanowiłam złożyć wymówienie i wolałam zrobić to w Anglii.

Przez kilka sekund patrzył na nią w zdumieniu, po czym poprosił, by usiadła.

– Powiedz mi, jaka jest przyczyna tej decyzji?

Z niemałym trudem zdołała go w końcu przekonać, że przyczyny natury osobistej są tak poważne, iż nic, co zrobi lub powie, nie wpłynie na jej postanowienie.

– Przykro nam będzie rozstać się z tobą – wyraził w końcu zgodę. – A mnie najbardziej ze wszystkich.

– Dziękuję ci, Chris – odparła i wstała.

– Mam nadzieję, że te powody osobiste nie sprawią, że wycofasz się z obietnicy pójścia ze mną na kolację? – spytał.

– Oczywiście, że nie – odparła natychmiast. Nie była teraz w stanie umawiać się z nikim, toteż szybko dodała: – Tylko… w tym tygodniu jestem trochę zajęta.

– A więc będę dzwonił już od następnego poniedziałku.

Elyn wróciła do swojego pokoju i próbowała wziąć się do pracy. Jej myśli wciąż jednak błądziły gdzie indziej, bez reszty wypełnione osobą Maxa. Tak, zapewne jest teraz w Rzymie.

Nadeszła środa, a ona nie tylko o nim nie przestała myśleć, lecz za każdym razem, gdy dzwonił wewnętrzny telefon, podskakiwała, myśląc, że to Chris Nickson i że z Włoch nadeszło polecenie, by ją zwolnić.

Gdy w czwartek zadzwonił Chris, Elyn ogarnął niemal popłoch. Tym większe było jej zmieszanie, gdy okazało się, że nie dzwoni po to, by wezwać ją do siebie, lecz, by powiedzieć:

– Wiem, że w tym tygodniu jesteś zajęta, ale dostałem dwa bilety do teatru na dziś wieczór i chciałbym spytać, czy…

Elyn odłożyła słuchawkę, uświadamiając sobie, że właśnie przyjęła zaproszenie do teatru na dzisiejszy wieczór! No cóż, nie mogła już tego zmienić.

Może sztuka była dobra, ale Elyn nie potrafiła skupić się na niej. By nadrobić swoje roztargnienie wykazała pewien nadmiar entuzjazmu, gdy później Chris zaproponował jej kolację w chińskiej restauracji.

– Uwielbiam chińską kuchnię – oświadczyła i dostrzegła na twarzy Chrisa wyraźne zadowolenie.

Nie był to oczywiście Max, ale towarzystwo Chrisa sprawiało jej przyjemność. Większa część ich rozmowy dotyczyła zresztą zakładów Zappellego, które były przecież ich wspólnym miejscem pracy.

Elyn rozpaczliwie pragnęła spytać Chrisa, czy wie coś na temat losów podania o pracę złożonego przez jej przyrodniego brata. Nie pozwalało jej na to wewnętrzne poczucie przyzwoitości, choć z drugiej strony wiedziała, że mocno rozczaruje Guya, jeśli nie skorzysta z nadarzającej się okazji.

W chwilę później ogarnęła ją jednak fala ciepła w stosunku do Chrisa, gdy ten, jakby czytając w jej myślach, rzucił:

– Czy wiesz, że twój brat stara się o pracę w pracowni projektowej?

. – Bałam się o to pytać – uśmiechnęła się – ale pękam z ciekawości, czy są jakieś dobre wiadomości, które mogłabym mu przekazać.

– A ja miałem nadzieję, że nie po to zgodziłaś się spędzić ze mną ten wieczór, by dowiedzieć się, jak wypadła rozmowa twojego brata z Brianem Cole’em – zażartował.

– Ależ skąd! – wykrzyknęła. Ale po chwili uśmiechnęła się z ulgą, widząc, że Chris nie mówi tego serio i odpowiedziała mu w podobnym tonie: – Co nie znaczy, że nie wstawiłabym się za nim u Briana, gdybym wiedziała, że ma wolny etat.

– Więc nic nie wiedziałaś?! No tak! To musiało się rozegrać po południu tego dnia, w którym odlatywałaś do Włoch. Tak, teraz sobie przypominam… przecież to wtedy odwołałaś nasze spotkanie…

– Chris… – przerwała mu, zanim rozwinął ten temat – czy mógłbyś mnie oświecić?

– Oświecić?… – urwał i po chwili uświadomił sobie, że Elyn nie ma pojęcia, co się wtedy wydarzyło. – Przepraszam cię. Czy mam zacząć od początku?

– Chyba tak.

– No więc Hugh Burrell… – zaczął.

– Wiem, z pracowni projektowej – dopowiedziała, podkreślając w ten sposób, że orientuje się, o kim mowa.

– Już tam nie pracuje.

– Nie pracuje?! – wykrzyknęła. – Zrezygnował?

– Prawdę mówiąc dostał natychmiastowe wymówienie.

– Natychmiastowe wymówienie?! – Zaparło jej dech. Wiedziała, po prostu wiedziała, że musi się to wiązać z zaginionym projektem. – Czy to on ukradł projekt? – spytała.

– Wiedziałaś o tym? – zdumiał się Chris, a gdy skinęła głową, nie pytając, skąd mogła wiedzieć, skoro nikt niczego nie podejrzewał, odparł: – Tak, on. Choć nie zdołał wynieść go z pracowni.

– Gdzie go schował? – spytała.

– Ukrył go za ciężką, po brzegi wypełnioną szafą w gabinecie Briana. Było to ostatnie miejsce, w którym ktokolwiek mógłby czegoś szukać.

– I ktoś go tam znalazł?

– Tajniacy – wyjaśnił. – Projekt miał duże wymiary, wydawało się zatem mało prawdopodobne, by w tak krótkim czasie wyniesiono go z budynku. Przez cały dzień zakłady znajdowały się pod nadzorem policyjnym, a w nocy przeprowadzono staranne poszukiwania… – Chris urwał. – Daję ci słowo, do dziś trudno mi uwierzyć, że wszystko to działo się naprawdę, a nie w filmie kryminalnym. Ponieważ jednak nie wykryto, kto schował ten projekt, w pracowni Briana zamontowano ukryte kamery.

– O Boże! – Elyn oddychała z trudem. – I złapali Burrella, kiedy przyszedł go zabrać?

– Kamera zarejestrowała moment, w którym podszedł do wielkiej szafy i zajrzał za nią, by sprawdzić, czy projekt wciąż tam jest.

– A był?

– Został zamieniony, ale Burrell, nie wiedząc o tym, wyciągnął go niemal do połowy, uśmiechnął się i z powrotem wepchnął za szafę – odparł Chris.

Elyn czuła się coraz bardziej nieswojo. Była niemalże chora. Na jej usta cisnęły się dziesiątki pytań.

– Czy… eee… pan Zappelli wiedział, co się stało? – wreszcie wykrztusiła, choć każda komórka mózgu mówiła jej, że wiedzieć musiał. Tylko ona nie chciała w to uwierzyć.

– Oczywiście – uśmiechnął się Chris. – Można powiedzieć, że kierował całą operacją.

Elyn głęboko zaczerpnęła tchu.

– A więc tego popołudnia, kiedy wyjeżdżałam do Włoch, wiedział już, że winny jest Burrell?

– Z całą pewnością! Tego dnia przyleciał specjalnie z Włoch, by osobiście go przesłuchać, i to on sam we wtorek po południu wyrzucił go z pracy.

Tego wieczoru gniew nie pozwalał Elyn zasnąć. Jak mógł tak postąpić! Jak mógł wykorzystywać sytuację! Cały czas wiedział, że jest niewinna, a pozwalał jej sądzić, iż wciąż ją podejrzewa. Całował ją, a ona… pozwalała mu na to. Wielki Boże, należałoby go udusić!

Nad ranem jej wściekłość przekształciła się w gniew zimny jak lód. I w ból. Niech go diabli! Było rzeczą oczywistą, że kochała tego nikczemnego zdrajcę. Przecież w innym wypadku nie cierpiałaby tak bardzo. Uświadomiła to sobie, schodząc na śniadanie. Nie miała na nie najmniejszej ochoty, lecz wszystko było lepsze od rodzinnych indagacji, czemu nie je i co jej dolega.

– Może dziś dowiem się czegoś – powiedział z nadzieją Guy, siadając do stołu.

– Och, tak – odparła niepewnie.

Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że Guy myśli o swojej pracy. Ogarnęło ją poczucie winy. Zupełnie zapomniała o jego sprawie, gdy ostatniego wieczoru Chris ujawnił swoje rewelacje. Jednocześnie uświadomiła sobie, że mogłaby się jeszcze dowiedzieć, jakie Guy ma szanse.

Nie zamierzała nawet zbliżać się tego dnia do Zakładów Porcelany Zappellego, ale nagle stanęła wobec pytania: Czy nie położy kresu nadziejom brata, jeśli nie dotrzyma czterotygodniowego terminu wypowiedzenia?

– Dziś rano nie mam nic do roboty. – Słowa Guya wdarły się w tok jej myśli. – Jeśli chcesz, podwiozę cię do Pinwich.

Spojrzała na niego. Nigdy nie czuła się bardziej przygnębiona. Nie starczy jej sił na kłótnię, która niezawodnie wybuchnie, jeśli powie Guyowi, że od dziś przestaje pracować w zakładach w Pinwich. Niech diabli wezmą Maxa Zappellego i zaniosą do piekła!

Przeklinała człowieka, którego kochała. Wciąż próbowała zapomnieć o nim i o jego zdradach. Wciąż starała się uporządkować niesforne cyfry, siedząc sama w swoim dziale, kiedy o trzeciej trzydzieści pięć tego popołudnia natarczywy dźwięk telefonu zmusił ją do oderwania się od żmudnych obliczeń.

– Tak – odparła ostrzej, niżby tego chciała, i niemal spadła z krzesła.

– Panno Talbot, proszę do mnie, natychmiast! – usłyszała głos, który rozpoznałaby wszędzie. A potem trzask – telefon zamarł.

A więc Max był tutaj! Tu, w Pinwich. W tym budynku. Powinien być w Rzymie. Ale nie było go w Rzymie. Był tutaj.