Выбрать главу

O Boże! – tak bardzo potrzebowała ratunku. Ale, słysząc ton jego głosu, nie mogła myśleć jasno.

– Tak? – wymamrotała i miała nadzieję, że tylko ona dostrzega, iż ochrypła z wrażenia. Odchrząknęła, by zwalczyć ucisk w gardle, lecz czuła, że wzmógł się jedynie. – O co ci chodzi? – spytała. – Bo jeśli o pracę, to…

– Nie chodzi mi o pracę, cara - wtrącił spokojnie, a Elyn znów poczuła ucisk w gardle.

– Ale przecież nie łączy nas nic o jakimkolwiek znaczeniu, jakiejkolwiek wadze, jakimkolwiek… – przerwała, gdyż zaschło jej w ustach. Odkaszlnęła nerwowo, zanim mogła ciągnąć dalej. – Jeśli zaś mówisz o przyjaźni… – O, Boże! Czemu robię z siebie kompletną idiotkę! Przecież nie to miał na myśli! Z trudem przełknęła ślinę. – No cóż, wedle moich zasad przyjaźń oparta jest na zaufaniu, a tobie – głos znów odmówił jej posłuszeństwa – nie ufałabym za grosz.

Tak więc, nawet gdyby miał jakieś powody, by mniemać, że zależało jej na nim, to teraz była przekonana, iż zdołała rozbić je w pył. Tymczasem on, odchylając się swobodnie w tył, przyglądał się jej wyrazistej twarzy przez dłuższą chwilę, a potem stwierdził spokojnie:

– Jakże jesteś piękna, Elyn, olśniewająco piękna… a jednocześnie widzę i czuję, że jesteś kłębkiem nerwów.

– Nic podobnego! – zaprotestowała, ledwie zdołał wypowiedzieć te słowa.

– Owszem, jesteś, a ja wyrządziłem ci krzywdę i teraz chciałbym ją naprawić. – Po chwili dodał z uśmiechem, który do reszty ją zniewolił: – Muszę wyznać, że i ja czuję się zdenerwowany.

– Ty? Dlaczego ty też miałbyś być zdenerwowany?

– spytała i niemal ugryzła się w język, gdyż w jej pytaniu kryło się stwierdzenie, że w rzeczywistości czuje się tak jak i on.

Jeśli nawet Max to dostrzegł, nie dał tego po sobie poznać, tylko nachylił się w przód, a jego pozornie swobodny sposób bycia uległ zmianie.

– Tak wiele pragnąłbym od ciebie, dla ciebie, dla nas…

– mówił, podczas gdy Elyn wpatrywała się w niego, nie wierząc własnym uszom. – Tak bardzo wiele… ale, po pierwsze, i to jest najważniejsze, pragnę odzyskać zaufanie, o którym przed chwilą mówiłaś.

Akurat ci na tym zależy! – pomyślała Elyn, niepewna, czy traci zmysły, czy też w słowach Maxa istotnie kryje się propozycja. Wtedy, w domu w górach, gotowa była mu się oddać, a przecież ją odtrącił. Teraz jednak odnosiła wrażenie, że zmienił zdanie i, mimo wszystko, chętnie uciąłby sobie romans.

– Oczywiście ułożyłeś już sobie plan, jak odzyskać to zaufanie? – spytała z ironią, podczas gdy głos wewnętrzny ostrzegał ją, że powinna natychmiast odejść. Gdy tylko w grę wkraczał Max, stawała się zupełnie bezbronna. Ocknij się, Elyn, ocknij! I uciekaj, póki nie jest za późno! Uciekaj, zanim cię zahipnotyzuje, zanim zrobisz wszystko, o co poprosi.

– Nie mam żadnego planu. – Max nie zwracał uwagi na jej ironię. Zdała sobie sprawę, że zna ją na tyle, by spodziewać się tego, co usłyszał. Więcej, postanowił zapomnieć o swojej ambicji i przyjąć wszystkie ataki z jej strony. Czyżby aż tak bardzo chciał zaciągnąć ją do łóżka? Nie mogła tego zrozumieć Przecież wtedy mógł ją mieć bez trudu, ale teraz… – Nie mam innego planu – powtórzył zdecydowanym tonem – niż wyznać ci całą prawdę.

– To bardzo krzepiąca zmiana! – zauważyła z sarkazmem.

On jednak i tym razem nie zareagował na jej ton, a nawet uśmiechnął się łagodnie:

– Wierz mi, moja droga, zazwyczaj nie uciekam się do kłamstw. – Słysząc owo „moja droga”, Elyn poczuła, że jej opór topnieje. Chciała wstać i odejść, póki jeszcze mogła, ale wtedy Max dodał: – A więc widzisz, co, niemal od pierwszego spotkania, zdołałaś ze mnie zrobić.

Zdołała z niego zrobić? Wszystko przepadło. Już nie mogła się poruszyć. Objęła go badawczym spojrzeniem, ale jego twarz tchnęła szczerością. Rozum podpowiadał, że postępuje głupio, lecz serce wołało: zostań!

– Ja… obawiam się… ja… nie… – głos jej zamarł.

Ośmieliło to Maxa.

– Zupełnie mnie nie dziwi, iż nie rozumiesz – mruczał miękko. – I muszę wyznać, że od chwili, gdy cię poznałem, wielokrotnie nie rozumiałem samego siebie. Być może, jeśli opowiem, jak od pierwszego spotkania, wtedy, w drzwiach, żyłaś nieustannie w moich myślach, zaczniesz pojmować moje zachowanie.

Och, jak dobrze pamiętała to pierwsze spotkanie! Przypominała sobie, że odtąd przestała normalnie funkcjonować. Od tamtego czasu, mimo iż próbowała temu zaprzeczać, każdy kontakt z nim zupełnie wytrącał ją z równowagi. Ale to, że jego też, jak mówił, poruszało każde nieoczekiwane spotkanie… Musiała go słuchać, musiała zadawać coraz więcej pytań…

– Mówisz, że żyłam w twoich myślach?

Przytaknął.

– Najpierw tłumaczyłem sobie, że to dlatego, iż rzadko się zdarza, prawdę powiedziawszy nigdy, by któraś ze znanych mi kobiet potraktowała mnie z góry i odeszła bez słowa.

– Wierzę! – Nie mogła pohamować gorzkiego komentarza.

Jednakże, ku jej rozdrażnieniu, Max sprawiał wrażenie bardziej zadowolonego, niż zbitego z tropu. Na jego ustach błądził uśmiech, gdy zapytał miękko:

– Czyżbyś była zazdrosna?

– Śmieszne! – zaprzeczyła pogardliwym tonem. Nie wyglądał na całkowicie przekonanego, co wywołało w niej złość. Jednakże nie na tyle dużą, by wyjść, nie dowiadując się niczego więcej. – Czy chcesz przez to powiedzieć, że, mijając cię bez słowa, skłoniłam cię do rozważań na mój temat?

– To właśnie chcę powiedzieć – odparł. – Moja droga, czyż nie ulitujesz się nad tym, który myślał o tobie najpierw od czasu do czasu, by wkrótce potem częściej myśleć, niż nie myśleć, aż wreszcie pojął, że całkowicie opanowałaś jego świadomość?

– Och! – wykrzyknęła.

Przecież to samo działo się z nią, gdy chodziło o niego! Ale on nie może mówić tego szczerze! Nie bądź śmieszna!

– strofował ją rozum, wzmagając jej opór.

– I pomyślałeś, iż to będzie takie zabawne, jeśli zasugerujesz mi, że uważasz mnie za złodziejkę? – szydziła.

– Nie, wcale nie – zaprzeczył natychmiast.

– Czyżby? Z mojego punktu widzenia wydaje się, że jednak tak! – Max poruszył się, jakby zamierzał wstać i podejść do niej. Zaniepokoiła się tym, zarówno ze względu na niego, jak i na siebie. – Dobrze słyszę z tego miejsca – powiedziała, podrywając się gwałtownie.

Przez moment sprawiał wrażenie pokonanego, ale po chwili spytał:

– Chyba nie mogę liczyć na to, że podejdziesz tu do mnie?

– Nie możesz.

– Bardzo utrudniasz mi sytuację. Czy wiesz o tym, Elyn?

– Wiem – odparła.

Przez długą chwilę Max wpatrywał się uważnie w jej zbuntowaną twarz. Wtem jego napięcie zniknęło i oświadczył ponurym głosem:

– Być może już w chwili, kiedy po raz pierwszy spojrzałem w te uparte, zielone oczy, powinienem był dostrzec twój nieujarzmiony charakter i przewidzieć udrękę, której źródłem miałaś się stać.

Elyn czuła, że wola oporu ostatecznie ją opuszcza, tymczasem on ciągnął dalej:

– Ale nawet gdybym przewidział cierpienia, których przysporzy mi ta wyniosła, elegancka kobieta, figurująca na liście moich pracowników, nie sądzę, bym zachował się inaczej.

Cierpienia?! Rozum podpowiadał jej, że zapewne ma na myśli ból, który sprawiała mu zwichnięta stopa. Lecz co innego mówiło jej serce, szalone serce – mogło przecież być inaczej. Może chodzi mu o coś zupełnie innego?