Выбрать главу

Nikt też nie nosił już spodenek. Cała młódź paradowała w niebieskich i czarnych dżinsach, zjeżdżających nisko w stronę ziemi jak pantalony, które cyrkowi klauni wkładają dla większego śmiechu. W pasie opadały im na jaja, odsłaniając szpanerskie markowe bokserki. Myron nie chciał uchodzić za zgreda, który zrzędzi na modę młodego pokolenia, lecz przy niej spodnie dzwony i buty na platformach wydawały się całkiem praktyczne. Jak możesz dać z siebie wszystko, skoro bez przerwy musisz podciągać opadające sztany?

Ale największa zmiana zaszła w spojrzeniach. Kiedy przyjechał tu po raz pierwszy jako piętnastoletni uczeń szkoły średniej, był wystraszony, jednakże wiedział, że jeśli chce się wznieść na wyższy poziom, musi zmierzyć się z najlepszymi rywalami. A to oznaczało grę tutaj. Nie powitano go z otwartymi rękami. Skądże. Połączona z zaciekawieniem niechęć w oczach tamtych chłopców była niczym w porównaniu ze śmiertelną wrogością, z jaką patrzyli na niego ci. Ich nienawiść była jawna, bezpośrednia, pełna zimnej rezygnacji. Pewnie to banał, ale wówczas – niespełna dwadzieścia lat temu – było tu nieco inaczej. Może więcej nadziei. Trudno powiedzieć.

– Nawet ja bałabym się tu grać – odezwała się Brenda, jakby czytając w jego myślach.

Myron skinął głową.

– Nie było ci łatwo, co? Przyjeżdżać tutaj, żeby grać w kosza.

– Twój ojciec mi to ułatwił – odparł.

Uśmiechnęła się.

– Nie mogłam pojąć, dlaczego tak cię polubił. W zasadzie nienawidził białych.

– To ja jestem biały? – spytał Myron, udając, że wzdycha.

– Jak Pat Buchanan.

Zaśmiali się z przymusem.

– Opowiedz mi o tych groźbach – ponowił prośbę Myron.

Brenda spojrzała w szybę. Minęli plac usłany kołpakami samochodowymi. W słońcu lśniły setki, może tysiące dekli. Osobliwy interes. Ludzie kupują nowe dekle tylko wtedy, kiedy im je ukradną. Kradzione dekle lądują w miejscu takim jak to. Tak się nakręca koniunkturę.

– Dostaję telefony – zaczęła. – Głównie w nocy. Raz zagrozili mi, że mnie uszkodzą, jeśli nie znajdę ojca. Innym razem powiedzieli, że lepiej dla mnie, by pozostał moim menedżerem. – Zamilkła.

– Podejrzewasz, co to za jedni?

– Nie.

– Nie domyślasz się, dlaczego ktoś chce znaleźć twojego ojca?

– Nie.

– Ani dlaczego zniknął?

Potrząsnęła głową.

– Norm wspomniał, że jeździ za tobą jakiś samochód.

– Nic o tym nie wiem.

– A ten głos w telefonie. Jest zawsze ten sam?

– Nie.

– Męski, żeński?

– Męski. Głos białego. W każdym razie tak brzmi.

– Czy Horace uprawia hazard?

– Nie. Hazard uprawiał mój dziadek. Przegrał wszystko, co miał, czyli niewiele. Tata się w to nie bawił.

– Pożyczał pieniądze?

– Nie.

– Na pewno? Nawet jeśli otrzymywał pomoc finansową, twoje wykształcenie musiało sporo kosztować.

– Od dwunastego roku życia dostawałam stypendium.

Myron skinął głową. Na chodniku przed nimi potknął się mężczyzna w bieliźnie od Calvina Kleina, butach narciarskich nie do pary i wielkiej rosyjskiej czapie uszance w stylu doktora Żywago. Nie miał na sobie nic poza tym. Żadnej koszuli ani spodni. W dłoni ściskał brązową torbę w taki sposób, jakby pomagał jej przejść przez ulicę.

– Kiedy zaczęły się te telefony?

– Tydzień temu.

– Po zniknięciu twojego taty?

Brenda skinęła głową. Z jej spojrzenia wyczytał, że ma więcej do powiedzenia. W końcu doczekał się odpowiedzi.

– Za pierwszym razem kazano mi zadzwonić do matki – powiedziała cicho.

Myron czekał na dalszy ciąg, a kiedy zrozumiał, że nie nastąpi, spytał:

– Zadzwoniłaś?

– Nie.

Uśmiechnęła się smutno.

– Gdzie mieszka twoja matka?

– Nie wiem. Ostatni raz widziałam ją, kiedy miałam pięć lat.

– Mówiąc, „ostatni raz”…

– Dobrze usłyszałeś. Porzuciła nas dwadzieścia lat temu. – Brenda wreszcie na niego spojrzała. – Wyglądasz na zaskoczonego.

– Bo jestem.

– Dlaczego? Czy wiesz, ilu chłopaków z tamtego boiska porzucili ojcowie? Myślisz, że matka nie może zrobić tego samego?

Zabrzmiało to beznamiętnie, choć było stwierdzeniem faktu.

– Więc ostatni raz widziałaś ją, kiedy miałaś pięć lat?

– Tak.

– Czy wiesz, gdzie mieszka? W jakim mieście, stanie?

– Nie mam pojęcia – odparła, starając się zachować obojętny ton.

– Nie miałaś z nią żadnego kontaktu?

– Przysłała kilka listów.

– Był na nich jakiś adres?

Potrząsnęła głową.

– Wiem tylko tyle, że wysłano je z Nowego Jorku.

– Czy Horace wie, gdzie ona mieszka?

– Nie. Przez dwadzieścia lat nie wymienił jej imienia.

– W każdym razie przy tobie.

Brenda skinęła głową.

– Może ten dzwoniący mówił nie o twojej matce, tylko kimś innym. Masz macochę? Czy twój ojciec powtórnie się ożenił albo żyje z kimś…

– Nie. Od jej odejścia nie miał nikogo.

Zamilkli.

– Po co więc ktoś zainteresował się twoją matką po dwudziestu latach?

– Nie wiem.

– Nie masz żadnych domysłów?

– Żadnych. Przez dwadzieścia lat była dla mnie duchem. – Wskazała przed siebie. – W lewo.

– Mogę zamontować przy twoim aparacie identyfikator? Na wypadek, gdyby znowu zadzwonili?

Skinęła głową.

Jechał, kierując się jej wskazówkami.

– Opowiesz mi o swoich stosunkach z ojcem? – zagadnął.

– Nie.

– Nie pytam o to ze wścibstwa…

– To bez znaczenia. Czy go kochałam, czy nienawidziłam i tak będziesz musiał go znaleźć.

– Ale postarałaś się, żeby dostał zakaz zbliżania się do ciebie, tak?

Chwilę milczała.

– Pamiętasz, jak zachowywał się na boisku? – spytała.

Myron skinął głową.

– Jak wariat. I najlepszy trener, jakiego miałem.

– Najbardziej wymagający.

– Tak. Oduczył mnie grać zbyt finezyjnie. Nie zawsze były to łatwe lekcje.

– Właśnie, a byłeś tylko chłopakiem, którego polubił. Wyobraź więc sobie, co znaczyło być jego dzieckiem. Wyobraź sobie, czego wymagał ode mnie na boisku i jak bardzo się bał, że mnie straci. Że ucieknę i zostawię go.

– Jak twoja matka.

– Właśnie.

– Przytłaczał cię.

– Dusił – sprostowała. – Trzy tygodnie temu zagrałyśmy sparing w liceum w East Orange. Znasz je?