Выбрать главу
***

Nakazy były gotowe w ciągu godziny, ale przygotowania do aresztowania zajęły kolejne trzy. Najpierw detektywi w cywilnych ubraniach potwierdzili, że Barr jest w domu. Mieszkał w niczym niewyróżniającym się, wolno stojącym domku. Ani odpicowanym, ani zaniedbanym. Stara farba na sidingu, nowy asfalt na podjeździe. W domu paliły się światła i gtał telewizor, zapewne w salonie. Przez moment w jednym z okien widziano Barra. Wyglądało na to, że jest sam. Potem chyba poszedł spać. Zgasły światła i w domu zrobiło się cicho. Jeszcze przez chwilę trwały przygotowania. Do akcji weszli policyjni antyterroryści. Obejrzeli mapy terenu i za-plasowali akcję. Otoczyć po cichu, główne siły rozmieścić przy frontowych i tylnych drzwiach, a potem przypuścić jednoczesny atak od frontu i od tyłu. Emerson, w kuloodpornej kamizelce i pożyczonym hełmie, miał dokonać formalnego aresztowania. Towarzyszył mu zastępca prokuratora okręgowego, pilnujący przestrzegania przepisów. Nikt nie chciał dostarczyć obronie czegoś, czego mogłaby się później czepiać. Ambulans czekał w pogotowiu. Antyterrorystom towarzyszyli dwaj policjanci z sekcji K9, ze względu na sugerowaną przez kryminalistyków obecność psa w domu podejrzanego. Łącznie w akcji brało udział trzydzieści osiem osób i wszyscy byli zmęczeni. Większość miała służbę już od dziewiętnastu godzin. Całą zmianę i nadgodziny. Dawało się więc wyczuć nerwowe napięcie. Wszyscy wiedzieli, że przestępca

rzadko dysponuje tylko jedną sztuką broni. Jeśli ma jedną, zwykle znajduje się więcej. Może mieć broń automatyczną albo granaty lub bomby.

***

Jednak aresztowanie okazało się łatwizną. James Barr nawet się nie obudził. O trzeciej rano wyłamali drzwi jego domu i znaleźli go śpiącego w łóżku, samego. Nadal spał, gdy piętnastu uzbrojonych mężczyzn wpadło do jego sypialni, oświetlając go latarkami i mierząc do niego z pistoletów maszynowych. Poruszył się, kiedy dowódca oddziału antyterrorystycznego ściągnął na podłogę kołdrę i poduszkę, szukając ukrytej broni. Nie znalazł. Barr otworzył oczy. Wymamrotał coś, co zabrzmiało jak „co?”, a potem znowu zasnął, kuląc się na materacu. Był mocno zbudowany, o jasnej karnacji i czarnych włosach, mocno siwiejących na całym ciele. Piżama była na niego odrobinę za ciasna. Wyglądał na sflaczałego i trochę starszego, niż był w rzeczywistości.

Jego pies był starym kundlem, który niechętnie się zbudził i przyczłapał z kuchni. Policjanci z sekcji K9 natychmiast złapali go i zabrali do swojej furgonetki. Emerson zdjął hełm i przecisnął się przez zgromadzony w maleńkiej sypialni tłum. Zobaczył opróżnioną w jednej czwartej butelkę jacka danielsa na nocnym stoliku, obok pomarańczowego słoiczka, również prawie pełnego. Pochylił się i spojrzał. Tabletki nasenne. Przepisane na receptę. Niedawno, niejakiej Rosemary Barr. Napis na etykiecie głosił: Rosemary Barr. Brać jedną w razie bezsenności.

– Kim jest Rosemary Barr? – zapytał wiceprokurator. -

Czy on jest żonaty?

Emerson rozejrzał się po pokoju.

– Nie wygląda na to.

– Próba samobójstwa? – spytał dowódca oddziału antyterrorystycznego.

Emerson pokręcił głową.

– W takim wypadku połknąłby wszystkie. I wypił całą butelkę jacka danielsa. Domyślam się, że pan Barr po prostu miał dziś problemy z zaśnięciem. Po bardzo pracowitym i owocnym dniu.

Powietrze w sypialni było nieświeże. Czuć w nim było odór brudnej pościeli i niemytego ciała.

– Musimy uważać – powiedział wiceprokurator. – Facet jest półprzytomny. Jego adwokat będzie twierdził, że nie był w stanie zrozumieć odczytywanych mu praw. Dlatego nie możemy pozwolić mu gadać. A jeśli coś powie, nie możemy słuchać.

Emerson wezwał sanitariuszy. Kazał im sprawdzić, czy Barr naprawdę jest nieprzytomny, czy nie udaje, a także czy im tu nie umrze. Krzątali się przy nim przez kilka minut, słuchając bicia serca, sprawdzając puls, czytając napis na opakowaniu z tabletkami. Potem oznajmili, że jest cały i zdrowy, tylko mocno śpi.

– Psychopata – orzekł dowódca oddziału antyterrorystycznego. – Żadnych wyrzutów sumienia.

– Czy mamy pewność, że to właściwy facet? – zapytał wiceprokurator.

Emerson znalazł wiszące na poręczy krzesła spodnie i sprawdził kieszenie. Znalazł niewielki portfel. W nim prawo jazdy. Nazwisko się zgadzało, adres również. I fotografia.

– To nasz człowiek – powiedział.

– Nie możemy pozwolić mu mówić – powtórzył wiceprokurator. – Musimy rozgrywać to ostrożnie.

– Mimo wszystko odczytam mu jego prawa – rzekł Emerson. – Zapamiętajcie to, ludzie.

Chwycił Barra za ramię i potrząsnął nim. Śpiący spojrzał na niego półotwartymi oczami. Emerson wyrecytował mu formułkę Mirandy. Prawo do zachowania milczenia, prawo do adwokata. Barr próbował się skupić, ale nie zdołał. Znów zasnął.

– W porządku, zabierzcie go – polecił Emerson.

Dwaj policjanci owinęli go kocem i wynieśli z domu do radiowozu. Jeden sanitariusz i wiceprokurator pojechali razem z nim. Emerson został w domu i zaczął poszukiwania. W szafie w sypialni znalazł parę niebieskich dżinsów z otarciami na

kolanach. Buty z kauczukowymi podeszwami były równo ustawione na podłodze pod spodniami. Były zakurzone. Prochowiec wisiał w szafie w przedpokoju. Beżowy dodge cara-van stał w garażu. Karabin z podrapanym łożem był w piwnicy -jeden z kilku umieszczonych w stojaku przyśrubowanym do ściany. Na półce pod nim było pięć pistoletów kalibru dziewięć milimetrów. Oraz pudełka z amunicją, w tym w połowie puste opakowanie Lake City M852 – stu sześćdziesięciu ośmiugranowych pocisków typu BT z wklęsłymi czubkami kalibru.308. Obok pudełek stały szklane słoiki z łuskami. Gotowe do recyklingu, pomyślał Emerson. Przygotowane do ręcznego napełniania. Słoik stojący najbliżej przedniej krawędzi półki zawierał tylko pięć łusek. Mosiądz Lake City. Pokrywka była zdjęta, jakby te pięć ostatnich łusek wrzucono do niego niedawno i w pośpiechu. Emerson pochylił się i powąchał. Powietrze w słoiku miało zapach prochu. Zimny i stary, ale nie bardzo.

***

Emerson opuścił dom Jamesa Barra o czwartej rano. Zastąpili go kryminalistycy, którzy mieli dokładnie przeszukać cały dom. Zadzwonił do dyżurnego sierżanta i upewnił się, że Barr śpi spokojnie w celi, a stan jego zdrowia jest regularnie sprawdzany. Potem pojechał do domu i zdrzemnął się dwie godziny, po czym wziął prysznic i ubrał się na konferencję prasową.

***

Konferencja prasowa uśmierciła sensację w zarodku. Sensacyjna wiadomość wymaga, aby sprawca pozostawał na wolności. Powinien być zuchwały, posępny, skryty, tajemniczy, niebezpieczny. Ma budzić strach. Powinien sprawiać, że codzienne czynności, takie jak tankowanie benzyny, zakupy w centrum handlowym czy wyjście do kościoła staną się aktami odwagi. Dlatego komunikat o wykryciu i aresztowaniu sprawcy przed następnym cyklem wiadomości był dla Ann Yanni kata-strofą. Natychmiast pojęła, co pomyślą w redakcji naczelnej. Po zawodach, koniec bajki, prehistoria. Wczorajsza nowość -

dosłownie. Zapewne i tak żadna sensacja. Po prostu jakiś prowincjonalny świr, za głupi nawet, by choć przez jedną noc wymykać się stróżom prawa. Pewnie sypia z kuzynką i pija tanią whisky. Nic ciekawego. Jeszcze raz wejdzie na antenę podczas ogólnokrajowych wiadomości, żeby przypomnieć o zbrodni i zawiadomić o aresztowaniu sprawcy, a potem koniec. Z powrotem w niebyt.

Tak więc Yanni była rozczarowana, ale dobrze to ukrywała. Pełnym podziwu tonem zadała kilka pytań. Mniej więcej w połowie konferencji wpadła na nowy temat. Inne jego ujęcie. Trzeba przyznać, że praca policji robiła wrażenie. A sprawca nie był świrem. Wcale nie. Zatem bardzo zły facet został schwytany przez naprawdę bardzo dobrych policjantów. I to tutaj, na prowincji. Podczas gdy na wybrzeżu w poprzednich takich słynnych sprawach zajęło to sporo czasu. Czy to da się sprzedać? W myślach zaczęła układać nagłówki. Najszybsi w Ameryce? A może Najlepsi?