Выбрать главу

Owszem, wiedziałem. Przy rozległych uszkodzeniach skóra okrywająca czaszkę potrafi krwawić równie obficie jak przecięte tętnice. W porządku, pomyślałem, to wyjaśnia swędzenie głowy.

Kiedy Ruth Heller zawahała się, zachęciłem: – A druga kula?

Heller westchnęła.

– To trochę bardziej skomplikowane.

Czekałem.

– Pocisk trafił w pierś i lekko skaleczył worek osierdziowy. To spowodowało obfity krwotok do przestrzeni okołoosierdziowej.

Sanitariusze z trudem doszukali się oznak życia. Musieliśmy rozciąć klatkę piersiową i…

– Doktorze? – przerwał jej oparty o ścianę mężczyzna i przez moment wydawało mi się, że mówi do mnie. Ruth Heller zamilkła, wyraźnie zirytowana. Mężczyzna odsunął się od ściany. – Może pani zostawić szczegóły na później? Czas odgrywa tu decydującą rolę.

Gniewnie zmarszczyła brwi, ale bez większego przekonania. – Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, zostanę tu, żeby obserwować pacjenta – powiedziała.

Doktor Heller cofnęła się, a mężczyzna stanął przy moim łóżku.

Wydawało się, że szyja nie utrzyma ciężaru jego dużej głowy.

Włosy miał ostrzyżone krótko, z wyjątkiem grzywki, która opadała mu na oczy. Czarny pasek zarostu, szeroki i brzydki, siedział mu na brodzie niczym pijący krew owad. Krótko mówiąc, facet wyglądał jak członek boys bandu, który zabrał się do poważnej roboty.

Uśmiechnął się do mnie chłodno. – Jestem detektyw Bob Regan z wydziału policji w Kasselton – oznajmił. – Wiem, że trudno panu zebrać myśli.

– Moja rodzina… – zacząłem.

– Dojdę do tego – przerwał mi. – Teraz jednak chcę zadać panu kilka pytań, dobrze? Zanim przejdziemy do szczegółów tego, co się stało.

Czekał na moją odpowiedź. Spróbowałem wziąć się w garść i powiedziałem:

– Dobrze.

– Jakie jest pańskie ostatnie wspomnienie?

Przejrzałem banki pamięci. Pamiętałem, że wstałem rano i się ubrałem. Potem zajrzałem do Tary. Przekręciłem gałkę jej czarno-białej grzechotki, prezentu od kolegi, który twierdził, że stymuluje rozwój umysłowy dziecka czy coś tam. Zabawka nie poruszyła się i nie zagrała cichej melodii. Baterie były wyczerpane. Zanotowałem w myślach, żeby włożyć nowe. Potem zszedłem po schodach. – Jadłem batonik z muesli – powiedziałem.

Regan kiwnął głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi. – Był pan w kuchni?

– Tak. Przy zlewie.

– A potem?

Usiłowałem sobie przypomnieć, ale na próżno. Pokręciłem głową.

– Obudziłem się. W nocy. Myślę, że już tutaj.

– Nic więcej?

Spróbowałem ponownie, bez skutku.

– Nie, nic.

Regan wyjął notes.

– Jak powiedziała pani doktor, został pan postrzelony dwukrotnie.

Nie pamięta pan wycelowanej w pana broni, huku wystrzału ani niczego takiego?

– Nie.

– To chyba zrozumiałe. Był pan w kiepskim stanie, Marc. Ci z pogotowia myśleli, że już po panu.

Znów zaschło mi w gardle.

– Gdzie Tara i Monica?

– Skup się, Marc. – Regan spoglądał w notes, nie na mnie. Strach powoli zaczął ściskać żelazną obręczą moją pierś. – Czy słyszał pan brzęk wybijanego okna?

Byłem oszołomiony. Próbowałem odczytać etykietę na pojemniku z płynem infuzyjnym, żeby dowiedzieć się, co mi dają. Nie zdołałem.

Na pewno jakiś środek przeciwbólowy. Zapewne pochodna morfiny podawana dożylnie. Usiłowałem zwalczyć senność. – Nie – odparłem.

– Jest pan pewny? Znaleźliśmy wybite okno na tyłach domu. Może w ten sposób sprawca dostał się do środka.

– Nie pamiętam brzęku rozbijanej szyby – powiedziałem. – Czy wiecie kto…

Regan znów mi przerwał:

– Nie, jeszcze nie. Właśnie dlatego zadaję te pytania. Chcę się dowiedzieć, kto to zrobił. – Oderwał wzrok od notesu. – Czy ma pan wrogów?

Czy on naprawdę zadał to pytanie? Spróbowałem usiąść, chcąc zyskać nad nim choć odrobinę przewagi, lecz okazało się to niewykonalne. Nie podobała mi się rola pacjenta albo – inaczej mówiąc – to że znalazłem się po niewłaściwej stronie. Powiada się, że lekarze są najgorszymi pacjentami. Zapewne z powodu tej nagłej zamiany ról.

– Chcę wiedzieć, jak się ma moja żona i córka.

– Rozumiem to – odparł Regan i coś w tonie jego głosu sprawiło, że zimne palce strachu zacisnęły się na moim sercu.

– Jednak nie może się pan teraz rozpraszać, Marc. Jeszcze nie. Przecież chce nam pan pomóc, prawda? Musisz więc się skupić.

Znów wbił wzrok w notes.

– Co z tymi wrogami?

Dalsze spieranie się z nim byłoby daremne, a nawet szkodliwe, niechętnie więc ustąpiłem. – Czy ktoś mógł chcieć mojej śmierci?

– Tak.

– Nie, nikt.

– A pańska żona? – Przywarł do mnie spojrzeniem. Niczym zjawa przed oczami stanął mi ulubiony obraz Moniki: jej rozpromienionej twarzy, gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy Raymondkill Falls, jak objęła mnie z udawanym przestrachem, gdy staliśmy w huku wodospadu. – Czy ona miała wrogów?

Spojrzałem na niego.

– Monica?

Ruth Heller podeszła bliżej.

– Myślę, że to na razie wystarczy.

– Co się stało z Monicą? – zapytałem.

Doktor Heller zatrzymała się przy detektywie Reganie, stając z nim ramię w ramię. Oboje patrzyli na mnie. Heller znów chciała zaprotestować, ale jej przerwałem. – Niech pani da spokój z tymi bzdurami o trosce o dobro pacjenta! – spróbowałem krzyknąć.

Strach i gniew zmagały się z lękiem, który zasnuwał gęstą mgłą moje myśli. – Powiedzcie mi, co się stało z żoną.

– Nie żyje – rzekł detektyw Regan.

Tak po prostu. Nie żyje. Moja żona. Monica. Jakbym go nie usłyszał. Jego słowa nie dochodziły do mnie. – Kiedy policja dostała się do środka, znalazła was oboje. Pana zdołali uratować.

Jednak dla pańskiej żony było już za późno. Przykro mi.

Teraz ujrzałem następny obraz: Monica w Martha's Vineyard, na plaży, w żółtym kostiumie kąpielowym, z rozwianymi czarnymi włosami smagającymi kości policzkowe, posyłająca mi ten zabójczy uśmiech. Zamrugałem, odpędzając tę wizję. – A Tara?

– Pana córka – zaczął Regan i odkaszlnął. Znów spojrzał w notes, ale nie sądzę, żeby zamierzał coś w nim zapisać. – Tego ranka była w domu, zgadza się? W chwili gdy to się zdarzyło.

– Tak, oczywiście. Gdzie ona jest?

Regan z trzaskiem zamknął notes.

– Nie zastaliśmy jej po przybyciu na miejsce zbrodni.

Zaparło mi dech.

– Nie rozumiem.

– Początkowo mieliśmy nadzieję, że jest pod opieką któregoś z krewnych lub przyjaciół. Może nawet opiekunki, ale… Zamilkł.

– Chce mi pan powiedzieć, że nie wiecie, gdzie jest Tara? Tym razem odparł bez wahania:

– Tak, zgadza się.

Miałem wrażenie, że olbrzymia dłoń zaciska się na mojej piersi.

Zamknąłem oczy i opadłem na łóżko. – Jak długo? – zapytałem.

– Pyta pan, kiedy zaginęła?

– Tak.

Doktor Heller wtrąciła pospiesznie:

– Musi pan zrozumieć. Był pan ciężko ranny. Pańskie rokowania nie były pomyślne. Leżał pan podłączony do respiratora.

Niewydolność lewego płuca. Ponadto wywiązała się sepsa. Jest pan lekarzem, więc wiem, że nie muszę wyjaśniać, jak poważny był pański stan. Próbowaliśmy zmniejszyć dawkowanie, pomóc panu odzyskać…

– Jak długo? – spytałem ponownie.

Znów wymienili spojrzenia, a potem Heller powiedziała coś, co sprawiło, że znowu zaparło mi dech. – Był pan nieprzytomny przez dwanaście dni.

– Robimy wszystko co w naszej mocy – powiedział Regan zbyt gładko, jakby ćwiczył to zdanie, stojąc przy moim łóżku, kiedy byłem nieprzytomny. – Jak już mówiłem, z początku nie byliśmy pewni, że mamy do czynienia z zaginięciem dziecka.