Выбрать главу

– Na przykład ukochaną, która do niego strzela. Albo do jego żony. Lub…

Obaj zamilkli.

– Tara – powiedział Tickner. – Jaką rolę odgrywa w tej sprawie dziewczynka?

– Narzędzia wykorzystywanego do wymuszania okupu…

Niezbyt podobało im się takie wyjaśnienie. Jednak wszystkie inne były jeszcze mniej przyjemne.

– Możemy dodać do tego jeszcze jeden fakt – powiedział

Tickner.

– Jaki?

– Zaginiona trzydziestka ósemka Seidmana.

– Co z nią?

– Broń była zamknięta w kasetce w jego szafie – przypomniał

Tickner. – Tylko ktoś z jego najbliższego otoczenia mógł wiedzieć, gdzie jest schowana. – Albo – dodał Regan, dostrzegając inną możliwość.

– Rachel Mills przyniosła swoją trzydziestkę ósemkę. Pamiętaj, że strzelano z dwóch.

– To rodzi kolejne pytanie: dlaczego potrzebowała dwóch rewolwerów?

Obaj zastanowili się, rozważyli kilka nowych teorii, a potem doszli do tego samego wniosku. – Wciąż czegoś nam brakuje – orzekł Regan.

– Taa.

– Musimy zacząć od początku i poszukać odpowiedzi na kilka pytań.

– Na przykład?

– Na przykład jak Rachel uniknęła oskarżenia o zabójstwo męża.

– Mogę popytać – zaproponował Tickner.

– Zrób to. I niech ktoś pilnuje Seidmana. Ona ma teraz cztery miliony dolarów. Niewykluczone, że zechce pozbyć się jedynej osoby, która może powiązać ją z tą sprawą.

30

Zia wyjęła z szafy moje ubranie. Dżinsy były poplamione krwią, więc zdecydowaliśmy wykorzystać fartuch chirurga. Wyszła na korytarz i po chwili znalazła mi go. Krzywiąc się z bólu, włożyłem fartuch i zawiązałem pasek. To będzie powolny marsz. Zia sprawdziła, czy horyzont jest czysty. Przygotowała awaryjny plan na wypadek, gdyby federalni obserwowali izolatkę. Jej przyjaciel, doktor David Beck, przed kilkoma laty był zamieszany w poważną sprawę. Wtedy poznał Ticknera. Beck miał właśnie dyżur. Teraz czekał w pobliżu, żeby w razie potrzeby podejść do agenta i odwrócić jego uwagę, nawiązując rozmowę. Jednak nie musieliśmy korzystać z pomocy doktora Becka. Po prostu wyszliśmy. Nikt nas nie zatrzymał. Przeszliśmy przez Harkness Pavillon i na dziedziniec, na północ od Fort Washington Avenue. Samochód Zii stał na parkingu na rogu Sto Sześćdziesiątej Piątej i Fort Washington. Poruszałem się ostrożnie. Byłem piekielnie obolały, ale w zasadzie cały. Nie wziąłbym udziału w maratonie ani zawodach w podnoszeniu ciężarów, ale byłem w stanie jakoś znieść ten ból i w miarę swobodnie się poruszać. Zia wsunęła mi do kieszeni fiolkę z tabletkami przeciwbólowymi w pięćdziesięciomiligramowych dawkach, dla dużych chłopców. Vioxx bardzo mi się przyda, bo nie powoduje senności.

– Gdyby ktoś pytał – oznajmiła – powiem, że zostawiłam samochód pod domem i skorzystałam z komunikacji miejskiej. W ten sposób zyskasz trochę czasu.

– Dzięki -odparłem. -Czy moglibyśmy jeszcze zamienić się na telefony komórkowe?

– Jasne, tylko po co?

– Nie jestem pewien, ale mogą próbować namierzyć mój aparat.

– Da się to zrobić?

– Nie mam pojęcia.

Wzruszyła ramionami i wyjęła swoją komórkę. Była maleńka, wielkości puderniczki. – Naprawdę sądzisz, że Tara żyje?

– Nie wiem.

Pospiesznie weszliśmy po cementowych schodach parkingu. Klatka schodowa jak zwykle cuchnęła uryną. – To szaleństwo – mruknęła Zia. – Wiesz o tym, prawda?

– Taak.

– Mam jeszcze pager. Gdybyś chciał, żebym cię gdzieś podwiozła lub cokolwiek, daj znać.

– Pewnie.

Przystanęliśmy przy samochodzie. Zia wręczyła mi kluczyki – No co? – spytałem, widząc jej minę.

– Masz cholernie wielkie ego, Marc.

– To ma być czułe pożegnanie?

– Nie chcę, żeby coś ci się stało – odparła. – Potrzebuję cię.

Uściskałem ją i usiadłem za kierownicą. Pojechałem na północ w kierunku Henry'ego Hudsona i wybrałem numer Rachel. Niebo było czyste i spokojne. Światła mostu zmieniały ciemną toń rzeki w rozgwieżdżony nieboskłon. Rachel odebrała telefon po dwóch sygnałach. Nie odezwała się i natychmiast zrozumiałem dlaczego.

Zapewne zobaczyła numer rozmówcy i nie rozpoznała go. – To ja – powiedziałem. – Dzwonię z telefonu Zii.

– Gdzie jesteś? – spytała Rachel.

– Zaraz wjadę na Hudson.

– Jedź dalej na północ w kierunku Tappan Zee. Przejedź ją i skieruj się na zachód.

– Gdzie teraz jesteś?

– Przy tym wielkim kompleksie handlowym Palisades.

– W Nyack.

– Właśnie. Bądź pod telefonem. Znajdziemy jakieś dogodne miejsce na spotkanie.

– Jadę.

Tickner rozmawiał przez telefon komórkowy, instruując O'Malleya.

Regan wpadł do saloniku. – Seidmana nie ma w pokoju.

Tickner posłał mu gniewne spojrzenie.

– Jak to, nie ma go w pokoju?

– A jak chcesz to zrozumieć, Lloyd?

– Może pojechał na prześwietlenie albo coś takiego?

– Pielęgniarka mówi, że nie.

– Do diabła. W tym szpitalu mają kamery, no nie?

– Nie we wszystkich pomieszczeniach.

– Na pewno przy każdym wyjściu.

– Tych jest tutaj co najmniej tuzin. Zanim zbierzemy taśmy i przejrzymy je…

– Tak, tak, tak. – Tickner zastanowił się. Ponownie przyłożył komórkę do ucha. – O'Malley?

– Przy telefonie.

– Słyszałeś?

– Taak.

– Ile czasu zajmie ci zdobycie wykazu rozmów z telefonu komórkowego i izolatki Seidmana? – zapytał Tickner.

– Ostatnich rozmów?

– Tak, przeprowadzonych w ciągu ostatniego kwadransa.

– Niech mi pan da pięć minut.

Tickner rozłączył się.

– Gdzie jest adwokat Seidmana?

– Nie wiem. Zdaje się, że poszedł sobie.

– Może powinniśmy do niego zadzwonić.

– Nie wyglądał mi na skorego do współpracy – zauważył Regan.

– To było jeszcze wtedy, kiedy uważaliśmy jego klienta za żono- i dzieciobójcę. Teraz zakładamy, że jest niewinny i jego życiu grozi niebezpieczeństwo.

Tickner wręczył Reganowi wizytówkę, którą otrzymał od Lenny'ego.

– Warto spróbować – mruknął Regan i zaczął dzwonić.

Dogoniłem Rachel tuż za Ramsey, będącym północnym przedmieściem New Jersey i południowym Nowego Jorku. Przez telefon uzgodniliśmy, że spotkamy się w Ramsey, na parkingu motelu „Fair” przy szosie numer siedemnaście. Motel był typowy, z tablicą dumnie głoszącą, że w pokojach są kolorowe telewizory (jakby w większości moteli nadal używano czarno-białych), przy czym każda litera tego napisu (włącznie z wykrzyknikiem) miała inną barwę na wypadek, gdyby ktoś nie wiedział, co oznacza słowo „kolorowe”.

Zawsze podobała mi się ta nazwa. Motel „Fair”. Nie jestem wielki ani wspaniały. Jestem po prostu „Fair” *. Uczciwe stawianie sprawy. Wjechałem na parking. Bałem się. Chciałem zadać Rachel milion pytań, ale wszystkie sprowadzały się do jednego.

Oczywiście, pragnąłem poznać prawdę o śmierci jej męża, ale jeszcze bardziej dowiedzieć się, co oznaczają te przeklęte zdjęcia zrobione przez prywatnego detektywa. Parking był pogrążony w ciemności rozpraszanej jedynie przez światła pojazdów przejeżdżających autostradą. Skradziona furgonetka zarządu zieleni miejskiej stała przy automacie z pepsi, na drugim końcu po prawej. Podjechałem do niej. Nie widziałem, jak Rachel wysiadła z furgonetki, ale po chwili opadła na fotel obok mnie. – Ruszaj – powiedziała.

Obróciłem się do niej i kiedy zobaczyłem jej twarz, odruchowo zahamowałem. – Jezu, co ci się stało?

вернуться

* * Fair (j. ang.) – uczciwy, sprawiedliwy: fair play (j. ang.) – uczciwe postępowanie.