Выбрать главу

– Słyszałem, że się zraniłaś.

Dziewczynka pośpiesznie chowa zwinięte piąstki za plecy.

– Nie chcę już z panem rozmawiać.

– Dlaczego? Bo zapytałem o twoje dłonie?

– Będzie się pan ze mnie śmiał – szepcze Faith.

– Prawdę mówiąc – odpowiada Rampini łagodnie – widziałem innych ludzi, którzy mieli takie same rany jak ty.

To zwraca uwagę Faith.

– Naprawdę?

– Jeśli pozwolisz mi je obejrzeć, powiem ci, czy twoje są takie same, czy się różnią od tamtych.

Faith kładzie jedną dłoń na podłodze między nimi, rozchylając palce niczym płatki róży. Drugą ręką odrywa plaster. W środku jej dłoni widnieje maleńki otwór. Ciało po obu stronach nie jest pokaleczone, nie ma też zgrubień jak u świętego Franciszka z Asyżu, jakby paznokcie naciągały skórę.

– Bolą cię? – pyta Rampini.

– Teraz nie.

– A kiedy twoje dłonie krwawią – pyta ksiądz wolno – czy myślisz czasami o Jezusie?

Faith marszczy czoło.

– Nie znam nikogo, kto tak się nazywa.

– To imię Boga – wyjaśnia Rampini.

– Nieprawda.

Siedmiolatki potrafią być bardzo dosłowne. Czy Faith tak mówi, bo Bóg wyraźnie powiedział jej, że nie jest Jezusem? A może dlatego, że wcale nie wymienił swojego imienia? Albo też dlatego, że ta wizja nie jest niebiańska, tylko sataniczna?

Rampiniemu cisną się na usta kolejne pytania o imię Boga, jak w tej baśni o Rumpelstiltskinie będzie zgadywał, aż trafi na właściwą odpowiedź. Nie Maria, nie Jezus. Ale czy jest to Belzebub? Jahwe? Allah? Zamiast tego słyszy własny głos:

– Możesz mi powiedzieć, co czujesz, kiedy Bóg do ciebie mówi?

Faith patrzy na swoje kolana w milczeniu.

Rampini patrzy na nią i myśli o chwili, gdy po raz pierwszy zobaczył swojego syna. Pamięta, jak paluszki noworodka rozpostarty się na piersi Anny, gdy go kołysała. Chociaż podczas studiów ascetycznej teologii nauczył się, że ziemskie uczucia nie są ważne, że odprawianie mszy i udzielanie sakramentów najbardziej zbliża go do Boga, teraz o tym nie myśli. Tylko dwa razy w trakcie swojego pięćdziesięciotrzyletniego życia poczuł, że serce ma przepełnione boskością. Raz, gdy patrzył na swoją żonę i nowo narodzonego syna. A potem sześć lat później, kiedy Duch Święty zstąpił na niego niczym jedna z tych pierwszych zamieci śnieżnych na środkowym wschodzie, tłumiąc ból po wypadku samochodowym, który zabrał jego rodzinę, i napełniając serce przebaczeniem.

Mija chwila, nim Rampini dostrzega, że Faith wzięła jeden z kołeczków, czerwony, i prawą dłonią wpycha go w otwór. Kołeczek utyka w połowie drogi. Faith napina mięśnie, ale rana się nie otwiera, a kołeczek wypada. W końcu udaje jej się wsunąć go na miejsce. Rampini czuje wstrząs na widok jaskrawego kwiatu.

– Kiedy Ona do mnie mówi, czuję to tutaj. – Faith przytyka zwiniętą w pięść dłoń do jego serca.

Rampini od dawna wie, że porusza się w świecie, który sceptycy uważają za nieprawdopodobny, ale dla niego katolicyzm, a mówiąc ściślej, teologia katolicka to królestwo logiki. „Świat” pozbawiony jest sensu, bo z jakiego innego powodu pijany kierowca miałby zderzyć się z samochodem jego rodziny, a nie z którymś z pozostałych trzystu pojazdów, mijanych przez niego tej nocy? Religia ze swym bóstwem, porządkiem i zbawieniem dosłownie okazała się dla Rampiniego łaską.

Odkręca zimną wodę w łazience i pryska sobie na twarz. Wycierając się, spogląda na swoje odbicie w lustrze szafki z lekarstwami i chwilę się waha. Co powie o Faith White? Z jednej strony, dziewczynka odznacza się pokorą błogosławionych i nie zyskuje nic poza rozgłosem, którego najwyraźniej wcale nie pragnie. Z drugiej strony, głosi herezję.

Rampini w myślach porządkuje argumenty za i przeciw. Jeszcze nie widział zweryfikowanego przypadku, ale niewykluczone, że Faith istotnie ma stygmaty.

Jednakże widzi także coś, czego nikt poza nią nigdy nie widział. Formalnie rzecz biorąc, Bóg jest mężczyzną. Ale to wcale nie oznacza, że nie jest kobietą.

Siada na pokrywie sedesu i pustym wzrokiem wpatruje się. w kolekcję nagich Barbie w brodziku prysznica. Faith White pod każdym względem jest absolutnie zwyczajną świecką dziewczynką. Nie buduje swojego życia na modlitwie, przypuszczalnie nie potrafiłaby odróżnić „Zdrowaś Maria” od Przysięgi na Wierność Sztandarowi. Na jej korzyść świadczy fakt, że uznani wizjonerzy, tacy jak dzieci z Fatimy i święta Bernadetta, także wydawali się mało prawdopodobnymi kandydatami do objawień.

Ale oni przynajmniej byli chrześcijanami.

Rampini wzdycha. MacReady miał rację – w sprawie Faith White wiele jest elementów, które trudno odrzucić. W ostatecznym rozrachunku jednak jej wizja do nich nie należy. To, co Faith mówi, jest niezgodne z przyjętym porządkiem.

Rampini otwiera łazienkę i rusza po schodach do holu. Podjął już decyzję. A mimo to myśli o świętych z szesnastego stulecia, których potępiono i szkalowano z powodu radykalnych przekonań. Świętych, których sekcje zwłok wykonywane wiele lat po egzekucji ujawniały dziwne blizny na sercu – wyglądały one jak litery składające się na imię Jezusa.

Malcolm Metz spogląda na poobijaną hondę Lacey Rodriguez, jednej z armii doskonałych prywatnych detektywów, z których usług jego kancelaria od lat korzysta. Wskazuje maleńką figurkę Matki Boskiej, przymocowaną do deski rozdzielczej dwustronną taśmą klejącą.

– Ładny chwyt.

– No tak. – Lacey wzrusza ramionami. – A nuż ktoś zwróci uwagę na samochód.

– Z tego, co słyszałem, przypuszczalnie będziesz musiała zaparkować półtora kilometra dalej. Odezwiesz się później?

– Po południu, jak tam dojadę. A potem dwa razy na dzień.

Metz opiera się o zardzewiałą maskę.

– Nie muszę ci mówić, jak ważne jest to, żebyś wygrzebała jakieś brudy o matce.

Lacey zapala papierosa, po czym częstuje Metza, który kręci głową.

– To nie może być trudne – mówi, wydmuchując dym. – Ta kobieta była w pieprzonym wariatkowie.

– Na nieszczęście posiadanie to dziewięć dziesiątych prawa, a dziecko wciąż mieszka z matką. Chcę wiedzieć, czy matka pozwala małej chodzić spać późno, karmi ją chemicznymi świństwami albo rozmawia przez przenośny telefon zbyt blisko wanny, kiedy dziecko się kąpie. Chcę wiedzieć, co, do diabła, mówi tym wszystkim księżom i rabinom, którzy ciągle przychodzą do domu.

– Załatwione.

– Nie rób nic, czego sąd nie przyjmie. Żadnych przebieranek za pomocnika hydraulika, wchodzenia do domu pod pretekstem sprawdzenia rur i zdobywania dowodów bez nakazu.

– Tylko raz tak zrobiłam – mówi Lacey wzburzona. – Będziesz mi to wiecznie wypominał?

– Całkiem możliwe. – Metz klepie ją po ramieniu. – Zabieraj się do roboty.

Odprowadza wzrokiem odjeżdżającą hondę, potem idzie w stronę budynku, w którym jest jego kancelaria. Spogląda na swoje nazwisko, wyryte na kamiennej tabliczce. Drzwi ze szkła i chromu na komórkę otwierają się, jakby przez cały czas na niego czekały.

Mariah chowa się w swoim warsztacie w piwnicy. Podnosi z determinacją klonowy klocek, zamierzając przekształcić go w stół jadalny, ale jest zbyt roztrzęsiona, żeby zrobić to dobrze. Sfrustrowana, siada koło na wpół wykończonego domku dla lalek i opiera głowę na dłoni.

Widzi miniaturową armaturę w łazience, podłogę z sękatego sosnowego drewna w sypialni i wciąż otwarty kuchenny kredens. Widzi najbardziej intymne części domu, choć wcale się nie stara.

Tak to jest być Bogiem, myśli.

Zastanawia się nad tym przez chwilę, myśląc o wszystkich małych dziewczynkach, które z taką łatwością odgrywają rolę bóstwa – gotowe poddać swoje rodziny z domków dla lalek wszelkim próbom. Mariah patrzy w sufit i zastanawia się, czy Bóg nie postępuje tak samo z nią i Faith.