– Chciałam narysować zupełnie co innego – wyznała artystka. – Ale ręka jakby mi się zbuntowała. Chciałam księcia, a wyszedł…
– Feyr – uśmiechnęłam się. – Pamiętam wielu twórców, którzy próbowali narysować feyra. Letni chętnie pozują, bardzo popierają sztukę. W ich rodzie są setki obrazów… ale żaden z nich nie może się równać z twoim. Tamci malarze rysowali feyrów, ale wychodzili im po prostu ładni ludzie. A tutaj… tutaj ja widzę duszę i istotę feyra. Jakby miał zaraz ożyć i zejść z obrazu. Gratuluję!
Leyri zarumieniła się, speszona moją pochwałą. Cóż… Zasłużyła. Nigdy nie prawię pustych komplementów – to byłoby obrazą sztuki.
– Jesteś pewna, że twój brat niedługo wróci? Mam mało czasu.
– Myślę, że tylko go patrzeć. A ty… Ty idziesz na Północne Ziemie, prawda? Mówią, że będzie wojna. Opowiesz mi? Brat tylko się ogania, mówi, że nie ma sobie co zawracać głowy, co będzie to będzie.
– Z całym szacunkiem, on ma rację. Nie jesteś żołnierzem, więc twoje miejsce jest tutaj. Nie ma się co bać tego, czego i tak nie zmienisz – odparłam ponuro. – A swoją drogą nie masz się czego bać, bo ciebie ma kto obronić, cokolwiek by się stało. Twój brat…
– …bardzo cieszy się, że widzi Księżniczkę w dobrym zdrowiu – wpadł mi w słowo Rin, który właśnie wszedł do pracowni, a za nim drobnymi krokami dreptała Wieta. – Siostrzyczko, zostaw nas samych.
Leyri parsknęła, ale wzięła z sobą pomocnicę i wyszła, oświadczając, że skoro aż tak jej nie ufają, to ona idzie do tawerny. Wieta wzruszyła ramionami, przepraszając za fochy przyjaciółki, i wyszła za nią.
– Zatem słucham, Księżniczko. Jak rozumiem, mogę poinformować swojego stwórcę, że w dniu swojej mocy będziecie przy Granicy. Czy umowa pozostaje w mocy? – spytał, rozkładając się na atłasowych poduszkach, podpierając głowę ręką i przeciągając się jak kot.
– Możesz, Rin. Będę wdzięczna. Ale ja tu przyszłam z… prośbą. W tej całej historii jest za dużo niejasności, może będziesz w stanie mi wyjaśnić to i owo.
– Bardzo możliwe, Walkirio. Wszystko możliwe. Pytaj. Mój stwórca nie zabraniał mi odpowiadać na pytania, powiem więcej, sądzę, że sam jest ci gotów pomóc.
Zamyśliłam się. Nieprzyjemne wątpliwości męczyły mnie już od Wołogrodu, za dużo było tu zbiegów okoliczności. A teraz, po opowieści Helego o fałszywych Książętach, wątpliwości przerodziły się w pewność. Bałam się potwierdzenia podejrzeń, ale musiałam wiedzieć dokładnie, jak się sprawy mają.
– Co wiesz o En-ne Dennar, siostrze mojego ojca? Jak się jej udało nie odejść w Chaos? Gdzie ona teraz jest? Wiem, że to właśnie ona kiedyś zesłała zarazę na ziemie śmiertelnych i ustawiła wszystko tak, żeby zaraził się sunner-warren mojego ojca. To ona podpuściła magów i przez nią Lisa spalili na stosie w dniu mojej mocy. To ona namówiła Łowca, by zagrał pieśń szaleństwa, i to ona na wszystkie sposoby przeszkadzała nam w drodze do Wołogrodu. Jak? Jak jej się udało zachować magię, skoro nie ma ciała?
– Stop! – Rin podniósł rękę, przerywając tę lawinę pytań. – Zaraz, nie wszystko naraz, Walkirio. Poza tym, czy mi się zdaje, czy ty sama znasz odpowiedzi? Tylko związawszy się z kimś z tego świata Książę może się tu zakotwiczyć, na pewien czas uciec Chaosowi. Zakotwiczyć się w ciele.
– Ale to nie może być jaki bądź śmiertelny, tylko ten, z którym feyr był związany… – zaczęłam i urwałam, ukrywając twarz w dłoniach. – O, Żywioły! Coś ty narobił, dziadku!
– Tyś powiedziała – skinął głową. – Jej podopieczny nie żył, ale jego żona nosiła już w sobie jego córkę, krew z jego krwi i kość z jego kości. W każdym pokoleniu wybierała sobie nową ofiarę. Dziewczyny niemiały pojęcia, co się z nimi dzieje. Księżniczka dobrze się nauczyła kryć.
– Czyli teraz jest w Północnych Ziemiach. Ale jako kto? W kogo się wcieliła?
– Nie wiem, Walkirio. – Bard wzruszył ramionami. – Nie znam dróg śmiertelnych, nie widzę nici ich losów. Tkaczka pewnie je zna, ale ona też ci nie odpowie. Nie ma prawa pokazywać cudzych losów. Raz złamała tę zasadę, pokazała twojemu podopiecznemu o wiele więcej, nie tylko jego własną nić, ale na twoim miejscu nie liczyłbym, że taka okazja się powtórzy.
– Chaos! – warknęłam przez zaciśnięte zęby. Tylko tego mi do kompletu brakowało. Zdrajca we własnych szeregach. Zbyt wiele zależało teraz od tego, czy ludzie i feyry będą w stanie razem walczyć. Nowej Granicy nie da się stworzyć natychmiast z chwilą upadku starej, trzeba powstrzymać Chaos na czas rytuału. Jeśli dotrze tam, gdzie będą powstawały zaklęte Zapory… nie chciałam myśleć, co się wtedy stanie.
– Do usług! – uśmiechnął się Rin. – Co tobie, Kiri [21]?
– Jeszcze się nabija – burknęłam, nie wytrzymawszy ironii. – Doskonale wiesz, że nikogo nie wołałam, tylko klęłam. Ludzie sobie wycierają gębę mitycznymi diabłami, a ja jakoś się przyzwyczaiłam od czasu do czasu wspominać o twoim stwórcy, żeby miał czkawkę…
Śmialiśmy się. I dobrze. Na chwilę można było zapomnieć o wszystkich problemach. Wyobraziłam sobie, jak wyglądamy z boku. Obłęd. Gdyby ktoś mi powiedział, że pewnego dnia Ład i Chaos będą siedzieć w pracowni śmiertelnego artysty i analizować losy świata, wysłałabym go do Wieży Głupców. Obłęd.
– Świetnie – znowu spochmurniałam. – Dzięki za szczerość. Na mnie czas…
– To do następnego razu, Walkirio. Niestety, nie mogę ci życzyć powodzenia, ale mam nadzieję, że to będzie uczciwa walka. Chciałbym tam być.
– A nie możesz? – prychnęłam, wstając. – W szeregach Ładu zawsze się dla ciebie znajdzie miejsce, żołnierzy nigdy za wiele.
– Żeby mój stwórca mnie wypatroszył? – przeraził się nie na żarty. – Nie, nie, już ja jakoś tutaj tę waszą rozgrywkę przeżyję…
Kiwnęłam mu ręką na pożegnanie i już miałam wyjść, kiedy Rin złapał mnie za rękę.
– Powodzenia, Walkirio. Wierzę, że jeszcze się spotkamy, w nowym świecie albo w niebycie, ale nasze drogi jeszcze się zejdą. Będziesz pamiętać?
Nachyliłam się i dotknęłam ustami jego czoła.
– Będę. Ja też wierzę. Jesteś mi winien pieśń, mistrzu. Kiedy się spotkamy następny raz, zaśpiewasz?
– O czym?
– O tym świecie. O głupim Księciu, który zabił ukochanego swojej córki. O różnookim magu i ognistych wojownikach. O Księżniczce wariatce, która postanowiła zniszczyć Ład, rzucić wyzwanie wszystkim prawom. Zaśpiewasz?
Zanim pojawiłam się w pschowskim oddziale Akademii, Rada zebrała się w komplecie. Wielka Rada, do której należeli wszyscy mistrzowie, czyli prawie tysiąc osób. Nie miałam pojęcia, jak Kes i Hele zdołali się ze wszystkim uwinąć. Musiały to być… jakieś czary? Tak, magia wiele ułatwia, nie wyobrażam sobie świata bez magii. Z drugiej strony – czy to nie było światów, które nie znały sztuki i nie wierzyły w magię? Były. Całe setki. I setki jeszcze będą.
Sala Rady została magicznie powiększona. Zamieniłam parę słów z Neką i Branem, odszukałam wzrokiem Kesa, który skinął mi nieznacznie, że wszystko w porządku. Magowie powoli zajmowali miejsca. Ktoś, kto widocznie nie lubił drewnianych krzeseł, nie żałując magii stworzył sobie miękki fotel. Inny, wzorem Kesa, po prostu bujał w powietrzu. Byłam zadziwiająco spokojna, w spojrzeniach, które czułam na sobie, nie było wrogości. Jakiś cień niedowierzania tak, ale bez złości. Nie mogłam się nie cieszyć.
Chrząknęłam i poczekałam, aż się uciszą. No, tak… Nie ubrałam się stosownie do okoliczności. Żenujące, ni wielkości, ni majestatu – jak pierwsza lepsza najemniczka. Za późno przypomniałam sobie, że w bagażu mam suknię, i teraz mogłam tylko w duchu wymyślać sobie od idiotek, bo nie pomyślałam, a Kesowi od kretynów, bo mi nie przypomniał.