Выбрать главу

Tylko to nam pozostało,

Tylko czekać – to tak mało –

Tego, co za górą jest.

Widzę elfi oddział, dowodzony przez Elgora. Wśród jasnowłosych łuczników miga czarna czupryna Elmira. Gdzieś dalej wśród zwierzołaków gotuje się do boju Akir. Jakoś sobie poradził, nie załamał się. Ciskał się w pijackim szale, zostawił Kesowi niejeden siniak. Walił łbem o ścianę, obwiniał wszystkich i wszystko. Ale poradził sobie. Może to właśnie jest miłość? Kiedy jesteś gotów zabić dziwostwora, byle uratować tę iskierkę, która jeszcze tli się gdzieś w środku zagrabionej duszy. Tak, na pewno, tak to właśnie wygląda. Ale nie zazdroszczę mu. Dzięki Żywiołom, że nigdy nie będę musiała zadawać sobie pytań, które obecnie dręczą Akira: Kogo ja właściwie kochałem? Czy ona w ogóle istniała? Może to wszystko było nieprawdziwe?

Kiedy wiary brakło mi,

Jakże ciebie czekać mam?

Zapal światło, otwórz drzwi,

Czy nie stuka ktoś do bram?

Może jeszcze cię usłyszę,

Może jeszcze się doczekam

Gdy wychodzę w nocnej ciszy.

Lodem stoi ciemna rzeka,

Nie wypatrzę cię w zamieci

Tylko śnieg na dachu świeci.

Powoli… Jak powoli wlecze się czas, jakby się czegoś bał. Czy chwila może zastygnąć, trwać bez końca? Kto to wie? Czy jest coś prostszego od czasu? I czy jest coś bardziej skomplikowanego? Czy jest coś równie niezbędnego i niepotrzebnego jednocześnie? Ciekawe, jaki on będzie w nowym świecie. Może będzie się ciągnął, jakby był z gumy, z każdą chwilą wolniej i wolniej? A może będzie pędził jak oszalały i wieki będą przelatywać obok nas, jakby były zaledwie godzinami?

Oczy pieką. Czarne sylwetki wycięte z nocy na tle krwawo zachodzącego słońca – tak pewnie wyglądamy – ja i Kes – jeśli ktoś na nas teraz patrzy. Musi to być piękny widok.

Ból. Moc okrywa mnie z głową, tonę w niej. Jest jej za dużo, śmiertelne ciało jest za małe, nie jest w stanie pomieścić w sobie całej mocy żywiołu. Jak tysiąc maleńkich śmierci. Jakby woda wdzierała się do płuc. Jak…

Zbiegłem z niewoli przez lodu okowy,

Ciepło na świecie jakby było snem,

Lecz się nie poddam, prosty szeregowy,

W wojnie światowej, tej dobra ze złem.

Runęła wojna na świat jak zaraza,

Ziemia w sekundzie ze snu wzniosła głowę.

A na tej ziemi co rok się to zdarza -

Raz mamy wiosnę, raz mrozy zimowe… [22]

Uniosłam rękę i szybko opuściłam, dając znak magom. W tej samej chwili w czarne, bezgwiezdne niebo wzbiły się pierwsze języki ognia, dziesiątki ognisk odgrodziły ludzi, starszych i feyry od bezkształtnych postaci, które runęły przez drżące opary przerwanej Granicy. Prowadził je czarnowłosy olbrzym. Nad ramionami Wielolicego łopotał na wietrze płaszcz utkany z nocnej ciemności. Wiedziałam, że mnie widzi. Mnie i nikogo poza mną. To był nasz spór. To nasza walka. Nasza wojna. Niczyja inna. Jest tylko on i ja. Jest tylko Chaos i Ład. Taki jest porządek tego świata – wieczne zmaganie dwóch sił, prawa i nicości, życia i nie-życia.

– W imię moje otwieram wam drogę!

Ściana ognia zasłania go przede mną, ale wiem, że czeka.

– Przybądźcie, wojownicy, przybądźcie na zew tej, która poprowadzi was do walki. Do ostatniej walki tego świata!

Pradawni wojownicy wychodzą z lawiny ognia i idą na spotkanie koszmarów Chaosu, a za nimi idą ludzie, starsi, idą wielcy Książęta…

* * *

Dwie godziny. Trzymaliśmy się prawie dwie godziny. Tej bitwy nie mogliśmy wygrać, zważywszy że na miejsce każdego zabitego wojownika Chaosu pojawiali się dwaj nowi. Jak zabić kogoś, kto i tak nie żyje? Można go tylko posłać z powrotem do Chaosu. A oni wracali.

Ale trzymaliśmy się. Cofaliśmy się, ale nie poddawali.

Walczyłam w największym wirze walki, z dala od Wielolicego, który wolał obserwować naszą dziecinną wojenkę z pobliskiego wzgórza. Próbowałam przebić się do niego, ale…

Boli! Co… co się dzieje?

– Nie!

Odrzuciłam jeden z koszmarów i myślą wezwałam do siebie Przewodniczkę. Pojawiła się przede mną natychmiast. Ogniści wojownicy okrążyli nas ciasnym pierścieniem.

– Co rozkażesz, pani? – spytała cicho Przewodniczka, zgiąwszy przede mną kolana.

– Poczułaś? – spytałam wzburzona. – Ujrzałam? Powiedz, co ujrzałam!

– Wybaczcie, pani – odparła, patrząc w bok. – Minutę temu rozpadł się Krąg Żywiołów. Prawdziwy Płomień wyjawił mi, że ci, którzy tworzyli nową Podwalinę Granicy, zginęli. Wszyscy pięcioro.

Zawyłam wściekle, rozpościerając skrzydła. Na Chaos i cały pomiot jego!

– Powstrzymajcie ich! – rzuciłam Przewodniczce. – Za wszelką cenę. Chaos nie może dotrzeć do Kręgu Ładu.

Skinęła głową. Kto może lepiej od niej, prawdziwej przewodniczki, która widziała setki bitew o ziemie śmiertelnych, wiedzieć, co się stanie, jeśli Chaos wedrze się do Kręgu Ładu i dotknie wzoru wyrytego na kamieniu Podwaliny?

Ale kto? Kto mógł wejść do Kręgu? Tylko Książęta są do tego zdolni, dlatego też nikogo ze sobą nie wzięłam. Próbowałam poradzić sobie z tym zadaniem, a na razie leciałam nad polem bitwy tam, gdzie strzelało w niebo pięć wież. Tam, gdzie czekał na mnie ktoś, kto zdołał unicestwić pięciu potężnych feyrów.

– Rey!

Odwróciłam się. To był Kes. Zauważył mnie na niebie i uznał, że widocznie potrzebuję pomocy. Bardzo słusznie. Mając go za plecami, będę się czuła zdecydowanie pewniej.

– Co jest?

– Krąg! – próbowałam przekrzyczeć wiatr. – Podwalina!

Nie wiem, jakim cudem Kes mnie usłyszał, ale usłyszał. Skinął głową. O dziwo, poczułam się spokojniejsza. Przestałam się bać. Wszystko będzie dobrze.

* * *

Wszystko było na swoim miejscu. Krąg z pięciu kamieni upstrzonych symbolami i czarno-biały obelisk

Podwaliny. Wszystko. Ale nie wszyscy. Gdzie jest tych pięciu, którzy powinni teraz tworzyć zaklęcie nowej Podwaliny? Gdzie są ci, którym zawierzyłam samo istnienie Ładu? Gdzie jest czworo Książąt? Gdzie jest Prządka?!

– Kes, czujesz Książęta? – spytałam, niespokojnie rozglądając się na boki.

– Jednego. Nawet widzę. Stoi tu koło mnie, Rey się nazywa – zaśmiał się Kes, ale nie brzmiało to wesoło.

– Kretyn! – syknęłam, rozdrażniona niewczesnymi żartami podopiecznego. – Dobrze wiesz, o co mi chodzi! Tu powinno być czworo Książąt i Prządka. Gdzie oni są?

– Martwi – przerwał nam cichy, zimny głos. – To przecież jasne.

Znałam ten głos. Aż za dobrze. Brzmiał w moich najstraszniejszych koszmarach, po których Kes długo aplikował mi jakieś zioła. Nie wiem, czy one pomagały ludziom, ale mnie osobiście nie.

– Cóż za spotkanie! – zwróciłam się do En-ne. – W sumie byłoby dziwne, gdybyś nie przyszła na ten balik, do którego tak się starałaś doprowadzić.

Kes co prawda wyrywał się do zdrajczyni, ale zdążyłam go złapać za ramię i potrząsnąć, tłumiąc jego podziwu godny poryw.

– Idź do Podwaliny! Tam na mnie czekaj! – warknęłam i pchnęłam go do Kręgu Ładu, do lśniącego nowością obelisku Podwaliny. Stare Prawo przestało istnieć jednocześnie z Granicą, a nowe… Nowego jeszcze nie było. I nie będzie. Przegraliśmy. Prze-gra-li-śmy!

вернуться

[22] Przywykłem chodzić sam Aleksiej Romanow, [przypis autorki]