– Gdybyś nawet zdołała zebrać nowy pentakl [23], dziecinko, nic z tego nie będzie!
Sama bym tego trafniej nie ujęła.
– Wiesz równie dobrze jak ja, że po to, żeby nowa piątka nabrała Mocy i przekazała ją Kręgowi, potrzeba trzech godzin. I że tych trzech godzin nie masz, zgadza się? Odejdź, mała. Przegrałaś.
W głowie zalęgła mi się szalona myśl, która w mgnieniu oka zamieniła się w pewność.
– Czyżby? – Pokręciłam głową. – Nie tak szybko. Nie wytrzymałaś, zgadza się? Ta moc to łakomy kąsek. Zabrałaś ją dla siebie. Czyli mam jeszcze szansę. Jeśli zniszczę to ciało, w którym siedzisz, moc uwolni się i rytuał zostanie dopełniony. Tak czy nie?
– Tak – odpowiedziała ku mojemu zdziwieniu. – Kwestionujesz moje prawo?
– Chciałabyś! – uśmiechnęłam się. – Uznaję twoje prawo, Księżniczko.
Tego się nie spodziewała. Podobnie zresztą jak tego, co jeszcze miałam do powiedzenia:
– Wyzywam cię, zabójczyni mego ojca. Wyzywam cię, albowiem i ja mam prawo do zemsty. Mam gdzieś ten świat, Żywioły, chrzanię Chaos i Ład, za dużo już dla nich poświęciłam. Ale śmierci ojca ci nie wybaczę i zaprawdę powiadam ci, że choćbym przegrała, zabiorę cię ze sobą.
To, co proponowałam, było wśród starszych tradycją. Prawo krwawej zemsty w całej okazałości. Krew za krew. Walka bez zasad, ona albo ja – trup zostanie na miejscu walki.
– A czemuż by nie, głuptasku? Cóż przyjemniejszego, niż własnoręcznie załatwić ciebie i twojego sunner-warrena? To będzie po mojemu właściwa waluta, z gatunku tych, którymi ten świat odpłaca się za jego śmierć.
Dwa pióra pojawiły się w mojej dłoni, wydłużyły się i przybrały kształt mieczy.
– Żal mi ciebie… was.
Rozpostarłam skrzydła i nieco odchyliłam się do tyłu, rozpościerając ręce na boki. Ostrza mieczy dotknęły czarnej, spieczonej ziemi.
– Sama sprowadziłaś na siebie zgubę. Zgubiłaś ojca i wszystkich, którzy cię kochali. Zgubiłaś jego przyszłość, jego dzieci, jego ród! Dziewczyna, w której ciele teraz się znajdujesz, to jego potomek. Myślisz, że twój podopieczny by tego chciał? Myślisz, że to o tym marzył?
Nie odpowiedziała mi. Ryknęła złowrogo i zakręciła nad głową kijem. Na jego końcach pojawił się błękitny blask, zamieniający się w cienkie sierpowate ostrza.
Kes zagryzł wargi. Nawet jemu, wyszkolonemu żołnierzowi, to, co się wyrabiało w Kręgu, nie mieściło się w głowie. Taka szybkość, taka zręczność, taka koordynacja ruchów – to niemożliwe, to po prostu nie miało prawa istnieć. I pomyśleć, że dziwił się, jakim cudem Książęta, których jest tak niewielu, mogli w pojedynkę przeciwstawiać się Chaosowi. Nie wierzył dotąd, że jeden wyższy feyr jest wart dziesięciu wojowników Wielolicego. Błąd.
Ale z drugiej strony mag zdał też sobie sprawę, że Rey trafiła na lepszą od siebie. Jakkolwiek ciało należało do Anni, która była człowiekiem, Księżniczka zdrajczyni czuła się o wiele pewniej niż Rey po przemianie w swoją prawdziwą postać, przeznaczoną do walki. Kes, który w międzyczasie nauczył się wykorzystywać związek podopiecznego i Księżniczki, wiedział, że Rey balansuje na granicy swoich sił, które stopniowo ją opuszczają, że każdy ruch powoduje ból ramienia, że z każdą kroplą złotej krwi jest o krok bliżej śmierci… że przegra.
Chyba że zdarzy się cud.
Wiedział to wszystko i nic nie mógł zrobić. Atak magią uderzyłby w obie walczące feyriny. Przyłączyć się do walki? Był w stanie trzeźwo ocenić swoje możliwości. Pożytku z niego nie będzie żadnego, przeciwnie, Rey będzie jeszcze musiała bronić jego, zamiast skupić się na walce z przeciwniczką.
Magu! Słyszysz mnie, magu?
Wzdrygnął się, ale oprócz nich trojga w Kręgu nie było nikogo. Już był gotów uznać, że wskutek przemęczenia nerwowego słyszy głosy, których nie ma, ale…
Pójdź, magu. Pójdź tutaj, magu…
Zmarszczył brwi, próbując pozbyć się obcego zaklęcia, ale się spóźnił. Coś mu przeszkadzało, trzymało go, jakby szedł przez bagno. Został wyrwany z rzeczywistości. Z przerażeniem patrzył, jak granice Kręgu rozpływają się niczym dym, jak topnieją w oczach wieże Podwalin. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał, był syk płomieni.
– Nie! – oprzytomniał. – Nie! Zatrzepotał w więzach zaklęcia, jednak z każdym szarpnięciem oplątywało go mocniej. Rzucał się jak mucha, która wpadła w pajęczynę – z takim samym skutkiem.
Stop. Pajęczyna? Och, rzeczywiście…
– Nie rzucaj się, magu – usłyszał pobłażliwy głos. Wreszcie poznał, do kogo należy. – Z mojej pajęczyny bogowie nie są w stanie się wyrwać, a co dopiero ty.
– Po czyjej stronie jesteś? – rzucił. – Spodziewałem się, że cię spotkam na polu walki, ale na pewno nie tu. Co jest? Stchórzyłaś?
Tkaczka siedziała w swoim hamaku i trącała nici, jak zamyślony gitarzysta struny. Kes zagryzł wargi do krwi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest całkowicie i bez ograniczeń w mocy Tkaczki. Nikt i nic nie broni go tu przed Księżniczką panią.
– Głupi chłopczyk – uśmiechnęła się Tkaczka, nawet nie robiła wrażenia zagniewanej. – Jakbyś nie wiedział, że o wyniku wojny wcale nie decydują ci, którzy machają żelastwem. Jakbyś nie wiedział, że każdy z nas ma swoją drogę i swoją bitwę. Moje miejsce jest tutaj, magu. Tu i teraz.
– Dlaczego mnie… zaprosiłaś? – spytał. – O co grasz?
– Pewien jesteś, że właśnie o to chcesz spytać? – Pokręciła głową i mocno szarpnęła jedną z nici, zrywając ją. – Słuchaj uważnie, magu, bo nie będę powtarzać. Mamy dużo czasu, w realnym świecie nie minęła nawet sekunda, to miejsce rządzi się własnymi prawami. Ale ja nie o tym. Ja o pytaniach. O co prosiłeś? Żeby dać ci szansę. Żeby dać szansę Rey-line. Położyć kres historii, która połączyła w jedno wszystkie nici i zniszczyła mój piękny wzór. Nie mam prawa ci pomóc, magu. Nie mam takiej mocy i nie mam takiej władzy. Niemniej coś jednak zrobię. Odpowiem na twoje pytanie. Oczywiście pod warunkiem, że zdołasz je zadać. Zastanów się, magu. Jedno pytanie – odpowiedź na nie jest warta całego świata. Jedno pytanie. Dokładnie jedno. Nie pomyl się, magu, bo drugiej szansy nie będzie.
Kes już otwierał usta, żeby spytać, jak może pomóc Rey albo jak to się wszystko skończy, ale w porę się powstrzymał. Gdyby Tkaczka chciała właśnie to usłyszeć, nie uprzedzałaby go. Była panią losów i mogła opowiedzieć konkretnie o czyimś losie.
– Bardzo słusznie, magu – uśmiechnęła się Księżniczka. – Nie spiesz się. Nie pomyliłam się co do ciebie. Podpowiem ci, na jakie konkretnie pytanie mogę ci odpowiedzieć. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Pamiętał aż za dobrze. To, co wtedy powiedziała Tkaczka, stało mu w uszach:
Wiesz, pierwszy raz odkąd istnieje, pierwszy raz, odkąd pierwsze promienie słońca zabarwiły pierwsze niebo pierwszego świata na kolor przelanej jesiennej krwi, widzę kogoś takiego jak ty. Dziwny jesteś, ale nie wiem, co w tobie jest nie tak. Widzę, że masz krew śmiertelnika, ale zamiast duszy widzę w tobie gorycz piołunu i niekończącą się drogę przez światy.
– Powiedz, Księżniczko, co wtedy miałaś na myśli. Co ze mną jest nie tak? Gdzie straciłem duszę, kiedy urwał się mój los?
Poczuł, że pajęczyna już go nie trzyma. Tkaczka przywołała go do siebie. Kes z niedowierzaniem pokręcił głową, niemniej podszedł do feyriny leżącej w swoim hamaku.
[23] Pentakl – tutaj rytualne połączenie pięciu osób, z których cztery tworzy krąg wokół piątej, zwanej ogniskiem. Przy tworzeniu Podwaliny ogniskiem jest Prządka. Ogólnie pentakle są znakami kabalistycznymi, niekoniecznie w kształcie najpopularniejszego z nich – pentagramu, [przypis autorki i red.]