Выбрать главу

— Prawie kazdego, kto tu umarl — poinformowal go Johnny. — Jesli znajdziemy kogos slynnego, kto tu zyl, a potem znajdziemy go na cmentarzu, to bedzie wtedy znane miejsce. W Londynie jest slynny cmentarz, bo tam lezy Karol Marks, i nikt go nie zamierza zabudowywac.

— Karol Marks? A czym on zaslynal? — zainteresowal sie Bigmac.

— To ten niemowa, co gral na harfie, ty ignorancie jeden — oburzyl sie Wobbler.

— Sam jestes ignorant — wtracil sie Yo-less. — Tamten to Harpo, Karol to ten z cygarem.

— Koniec wyglupow! — podsumowal Johnny. — Karol Marks wynalazl socjalizm, w filmach wystepowali bracia Marks, jakby jeszcze ktorys nie pamietal. Szukamy w „Blackbury Guardian” gora sto lat wstecz, ale tylko na pierwszych stronach. Jak umiera ktos slawny, to musza o tym napisac na pierwszej stronie. Inaczej nie byl wystarczajaco znany.

— A na ostatniej stronie? — Bigmac byl tego dnia zadny wiedzy.

— Po co ci ostatnie strony? — zdziwil sie Johnny.

— Bo tam zawsze jest sport.

— Nie pomyslalem o tym. Slynny sportowiec tez moze byc. Dobra, zaczynamy…

— Dobra, tylko…

— No, wykrztus, Bigmac — zachecil go Johnny. — Ten Karol Marks… to z czego on wlasciwie jest znany?

— On dowodzil rosyjska rewolucja — odparl z pewna desperacja Johnny.

— Niczym nie dowodzil! — sprzeciwil sie Wobbler. — On tylko napisal ksiazke o tym, ze najwyzszy czas zrobic rewolucje, i opisal jak. Ruski tylko wykonali instrukcje, a dowodzil nimi taki facet, maly, lysy, co to inaczej sie nazywal, a inaczej do niego mowili. A w ogole to ta cala rewolucja nazywa sie pazdziernikowa, a byla w listopadzie.

— Ten facet nazywal sie Uljanow, a mowili mu Lenin — dodal Yo-less. — Zreszta bylo ich dwoch. Drugi byl Stalin.

— We dwoch dowodzili rewolucja? — zdziwil sie Bigmac. — To cud, ze sie nie poklocili.

— Rewolucja dowodzil Lenin, Stalin byl pozniej — w glosie Yo-lessa tez pojawila sie desperacja. — Ale on tez inaczej sie nazywal, a inaczej mu mowili.

— A jak sie nazywal?

— Bigmac! Co ja jestem, chodzaca encyklopedia rewolucji?! Jakos sie nazywal. Tak, ze wymowic sie nie dalo. A Stalin po angielsku to „czlowiek ze stali”.

— Tez ladnie — przyznal Bigmac. — A co on mogl?

— Co mial moc? Rzadzil calym krajem, rozwalal, kogo chcial, i robil, co mu sie podobalo — jeknal Yo-less.

— Tylko tyle? — Bigmac byl zawiedziony. — Myslalem, ze latal albo skakal przez budynki, albo widzial przez sciany…

— Bigmac, Stalin to nie jest odmiana Supermana! — Johnny pierwszy sie polapal, o co tamtemu chodzi.

— Aha — Bigmac wciaz byl zawiedziony.

— Swoja droga zawsze uwazalem za niesprawiedliwosc, ze tylko Amerykanie maja Supermana i innych — wtracil z przekonaniem Wobbler. — My tez powinnismy miec chocby jednego.

Zapadla pelna zgody cisza.

— Chociaz, prawde mowiac — dodal Wobbler — to u nas mialby klopoty, zeby byc chociaz Clarkiem Kentem.

W milczeniu skryli sie pod kapturami czytnikow.

— Jak bylo Aldermanowi? — spytal po chwili Wobbler.

— Alderman Thomas Bowler, bo co?

— Bo tu pisze, ze zmusil wladze miasta do wybudowania w 1905 na rynku poidla dla koni, ktore bardzo szybko wielce sie przydalo.

— Dlaczego?

— Bo nastepnego dnia rozbil sie o nie pierwszy samochod, jaki w ogole wjechal do Blackbury. I zapalil. A oni woda z poidla go ugasili… Tu pisze, ze wladze miasta chwalily Aldermana Bowlera za przyszlosciowe myslenie.

— Co to jest poidlo dla koni? — Bigmac byl niepoprawny.

— Ta wielka kamienna skrzynia przed budynkiem Towarzystwa Loggitt and Burnetfs — wyjasnil Johnny. — Pelna ziemi, zeslych kwiatow i puszek po piwie. Dawniej byla pelna wody, zeby konie od dorozek czy dylizansow mialy gdzie pic.

— Zaraz… skoro pojawily sie samochody, to po co bylo budowac cos dla koni…

— Brawo, Bigmac! Jestes lepszy od wladz miejskich Blackbury z 1905 roku! — westchnal z uznaniem Yo-less.

— A teraz dosc gadania i do roboty! — zakonczyl Johnny.

* * *

…Wiuuut… zbudowalismy to miasto na… wiiiuuu… aktualnie telefonuje… szszszszsz… to na Numer Dwa… wiiii… spotkanie w Kijowie… szszszszsz… pranie… wszszwiuuu… dzisiaj…zzzzbz… czy moglaby pani… wzzzzet…

Potencjometr malego radia tranzystorowego spoczywajacego za grobem pana Vicentiego obracal sie naprawde powoli, jakby krecono nim z duzym wysilkiem. Od czasu do czasu nieruchomial i wtedy w glosniku cos gadalo albo szumialo, wylo czy zawodzilo.

…szszzzwiuuu… nasz nastepny rozmowca… wzzziuut… Babilon…

Wokol radioodbiornika na sporej przestrzeni powietrze bylo lodowate.

* * *

W czytelni biblioteki miejskiej panowalo pelne zaciecia milczenie, ktore personel, czyli asystentki informacyjne, przyprawialo o stan zblizony do zalamania nerwowego. Podejrzewaly Wobblera o jak najgorsze pomysly, a im dluzej owe podejrzenia kwitly w spokoju, tym stan nerwowy podejrzewajacych stawal sie gorszy — jedna nawet na wszelki wypadek miala w pogotowiu szmatke do scierania czekolady z klawiatury.

Wobbler i pozostali nie mieli o tym zielonego pojecia.

— Spojrzmy prawdzie w oczy — odezwal sie Wobbler. — Z tego miasta nie pochodzi nikt slawny. I tylko z tego jest znane!

— Tu pisze — odezwal sie po chwili Yo-less — ze Addison Vincent Fletcher z Alma Terrace wynalazl odmiane telefonu w 1922 roku.

— Wspaniale! — jeknal Wobbler. — Tyle ze telefon wymyslili znacznie wczesniej.

— Tu pisze, ze jego byl lepszy.

— Pewnie — mruknal Wobbler z przekasem. — A tak w ogole to kto wymyslil telefon?

— Thomas Eddison — oswiecil go Yo-less.

— Sir Humphrey Telephone — powiedzial rownoczesnie Bigmac.

— Aleksander Graham Bell — dolaczyl do choru Johnny. — Jaki znowu Humphrey Telephone?!

— Halo, panie Bell! — Wobbler nie dal sie zbic z tropu. — Tu Fletcher z Blackbury. Wiem, ze pan wczesniej wymyslil telefon, ale moj jest lepszy. I mam zamiar odkryc Ameryke. Co? Wiem, ze Kolumb juz to zrobil, ale mam zamiar zrobic to lepiej.

— To ma sens — poparl go Bigmac. — Jak juz cos odkrywac, to lepiej, jak ma hotele, hamburgery i reszte.

— A ten Kolumb to kiedy odkryl Ameryke? — zaciekawil sie Wobbler.

— W 1492 — odparl Johnny — tylko podobno przed nim zrobili to wikingowie.

Cala trojka popatrzyla na niego w niemym podziwie.

— No co? Tak pisalo w jakiejs ksiazce… Bigmac, co to za sir Humphrey Telephone?!

— Tak sie powinien nazywac ten, co wymyslil telefon — wyjasnil Bigmac. — Wymysly, to jest te… wynalazki nazywa sie od wynalazcow, nie?

— Fakt, nie nazwali telefonu: bell — przyznal Wobbler. — Ale nazwali tak to, co w nim dzwoni — wskazal Yo-less.

— No dobrze, ale teraz w telefonie nic nie dzwoni. — Wobbler nie ustepowal. — I to od lat.

— A to dzieki slynnemu wynalazkowi Freda Buzzera zwanego Brzeczykiem — odparl z kamienna mina Yo-less.

— Cos mi sie wydaje, ze jest niemozliwe, by ktos znany stad pochodzil. — Wobbler przestal miec zludzenia. — A to dlatego, ze tu wszyscy sa psychiczni.

— Mam jednego! — ucieszyl sie Bigmac.

— Chorego?

— Pilkarza. Stanley „Bladzacy” Roundway. Gral w druzynie Blackbury Wanderers. Tu jest nekrolog prawie na pol strony.

— Dobry byl? Pilkarz, nie nekrolog.

— Pisze, ze strzelil rekordowa ilosc bramek.

— Brzmi niezle — ocenil Wobbler.

— Samobojczych.

— Co?!