Выбрать главу

Arabella zawahała się.

— Nie odejdzie pan daleko? — spytała doktora Greysteela.

— Frank i ja tu poczekamy — zapewnił ją doktor Greysteel. — Nie ruszymy się z tego miejsca. Wystarczy, że pani nas zawoła.

Poszła zatem sama. Człowiek pod łukiem czytał. Gdy podchodziła, uniósł wzrok, a na twarzy miał ten dawny, tak dobrze jej znany wyraz, świadczący o tym, że nie pamięta, gdzie jest i co ma wspólnego ze światem.

— Tym razem nie towarzyszy ci burza — powiedziała.

— Słyszałaś już o tym, tak? — Strange roześmiał się z zakłopotaniem. — Chyba trochę przesadziłem. Nie było to w najlepszym guście. Podczas pobytu w Wenecji spędziłem zbyt dużo czasu w towarzystwie lorda Byrona i przesiąknąłem jego stylem.

Ruszyli razem przed siebie, a nad ich głowami co chwila pojawiał się nowy wzór z gwiazd.

— Dobrze wyglądasz, Arabello — powiedział. — Obawiałem się… Czego to ja się obawiałem? Och, tysiąca rozmaitych rzeczy. Obawiałem się, że się do mnie nie odezwiesz. Ale jesteś tutaj. Bardzo się cieszę, że cię widzę.

— I teraz możesz pozbyć się tych lęków — oświadczyła. — Przynajmniej tych związanych ze mną. Czy już wiesz, jak przepędzić ciemność?

— Nie, jeszcze nie. Chociaż, prawdę mówiąc, ostatnio byliśmy tak zajęci nowymi spekulacjami na temat najad, że nie mieliśmy czasu zająć się poważnie tym problemem. Ale w Strażniku apolińskim Gouberta jest kilka informacji, które wydają się obiecujące.

— Cieszę się. Okropnie się czuję, kiedy myślę o tym, jak cierpisz.

— Nie trap się, bardzo proszę. Przede wszystkim nie cierpię. Może trochę, na początku, ale nie teraz. Norrell i ja nie jesteśmy pierwszymi angielskimi magami, których zaklęto. W XII wieku Robert Dymoke naraził się elfowi i od tamtego czasu nie mógł mówić, jedynie śpiewać, co na pewno nie było tak przyjemne, jak może się wydawać. W XIV wieku żył mag o stopie ze srebra. Musiało to być bardzo kłopotliwe. Poza tym kto mówi, że ciemność nie może przynieść nam korzyści? Zamierzamy opuścić Anglię, spotkamy więc rozmaite podstępne istoty. Angielski mag robi wrażenie. Dwóch angielskich magów robi zapewne dwa razy większe wrażenie, a jeśli do tego tych magów spowija niezgłębiona ciemność? Och, myślę, że wzbudzi to strach w każdym poza półbogami!

— Dokąd się udacie?

— O, mamy mnóstwo miejsc do wyboru. Ten świat jest jednym z wielu, a poza tym… Hm, jak to nazwać? Zaściankowość nie przystoi magowi.

— Ale co na to pan Norrell? — Nie wydawała się przekonana. — Nigdy nie przepadał za podróżami, nawet krótkimi, jak ta do Portsmouth.

— Ach! To jedna z zalet naszego szczególnego sposobu podróżowania. Nie musi wychodzić z domu, jeśli nie chce. Świat — światy — przybędą do nas. — Urwał i rozejrzał się dookoła. — Lepiej nie będę dalej szedł. Norrell jest niedaleko. Z rozmaitych przyczyn, związanych z zaklęciem, nie powinniśmy się zbytnio oddalać od siebie, Arabello — powiedział z nietypową dla siebie powagą. — Nie masz pojęcia, jak cierpiałem na myśl o tym, że tkwisz pod ziemią. Zrobiłbym wszystko, naprawdę wszystko, by cię stamtąd wydostać.

Ujęła go za rękę. Jej oczy błyszczały.

— I zrobiłeś — wyszeptała.

Patrzyli na siebie przez długą chwilę i w tamtym momencie wszystko było tak jak kiedyś, jakby nigdy się nie rozstali. Ona jednak nie zaproponowała, że wejdzie wraz z nim w ciemność, a on jej o to nie poprosił.

— Pewnego dnia odnajdę właściwe zaklęcie i pokonam ciemność — powiedział. — Tego dnia do ciebie wrócę.

— Tak. Pewnego dnia. Będę czekała.

Pokiwał głową i już miał odejść, kiedy nagle się zawahał.

— Bell, nie noś się na czarno — powiedział. — Nie bądź wdową. Bądź szczęśliwa. Taką chcę cię pamiętać.

— Obiecuję. A jak ja mam ciebie pamiętać?

Zastanawiał się przez chwilę, a potem wybuchnął śmiechem.

— Pamiętaj mnie z nosem w książce.

Pocałowali się, a potem on obrócił się na pięcie i zniknął w ciemnościach.

KONIEC

Podziękowania

Podziękowania w pierwszej kolejności kieruję pod adresem cudownego, nieocenionego Gilesa Gordona. Z dumą mówiłam, że jest moim agentem. Wciąż się tym szczycę.

Na szczególne wyrazy wdzięczności za pomoc, udzielaną mi po odejściu Gilesa Gordona, zasługuje Jonny Geller.

Dziękuję Geoff’owi Rymanowi za słowa zachęty na początku pisania tej książki, dziękuję Alison Paice (której również bardzo mi brakuje) oraz Tinch Minter i jej grupie pisarskiej. W tym gronie znalazła się też tak ważna dla mnie osoba, jak Julian Hall.

Za zachętę w trakcie pracy dziękuję: moim rodzicom, Janet i Stuartowi, Patrickowi i Teresie Nielsen Hayden, Ellen Datlow, Terri Windling oraz Neilowi Gaimanowi, którego życzliwość dla innych pisarzy nie przestaje mnie zadziwiać.

Dziękuję wszystkim, którzy zajmowali się sprawami językowymi; na wyrazy wdzięczności zasługują zwłaszcza: Stuart Clarke, Samantha Evans, Patrick Marcel i Giorgia Grilli. Za pomoc w rozwikływaniu pogmatwanych kwestii związanych z historią wojska i marynarki wojennej w czasach Napoleona dziękuję Nicholasowi Blake’owi (wszelkie pozostałe w książce błędy wynikają wyłącznie z mojej winy). Za niebywałą spostrzegawczość oraz przenikliwe komentarze i sugestie dziękuję Antonii Till. Za napisanie niezwykle przydatnych książek podziękowania składam Elizabeth Longford (Wellington) oraz Christopherowi Hibbertowi i Benowi Weinrebowi (The London Encyclopedia).

Dziękuję Jonathanowi Whitelandowi, który ochoczo poświęca swój czas i dzieli się swą wiedzą, dzięki czemu komputery działają bez zarzutu i można na nich pisać książki.

Przede wszystkim jednak dziękuję Colinowi, który robił wszystko, bym mogła pisać, nigdy się nie skarżył — bez niego ta książka najprawdopodobniej nigdy by się nie ukazała.