Выбрать главу

— Ostatni człowiek z miseczką miał pół heklo złota ukryte w butach. Rozbieraj się.

Brat Franciszek, który nie miał na nogach butów, pełen dobrej woli, pokazał swoje sandały, ale zbójca żachnął się niecierpliwie. Mnich rozwiązał tobołek, rozsypał zawartość, żeby ją pokazać, i zaczął się rozbierać. Zbójca przeszukał ubranie, nic nie znalazł, więc rzucił je z powrotem właścicielowi, który dobył z siebie bezgłośne słowa podziękowania. Obawiał się, że zostanie porzucony nago na szlaku.

— Teraz zobaczymy drugi pakunek.

— Tam są tylko dokumenty, panie — zaprotestował mnich. — Nie mają wartości dla nikogo poza właścicielem.

— Otwórz.

Brat Franciszek w milczeniu rozwiązał pakunek, rozwinął oryginalną odbitkę i następnie jej iluminowaną kopię. Złota inkrustacja i barwny rysunek zajaśniały w słońcu, które przenikało przez listowie. Ciężka jak głaz szczęka zbójcy opadła kilka centymetrów. Gwizdnął cicho.

— Ale ładne! Jaka kobieta nie chciałaby zawiesić tego na ścianie swojej chaty!

Franciszek poczuł mdłości.

— Złoto! — wrzasnął zbój do swoich wspólników na wzgórzu.

— Jeść? Jeść? — padła rechotliwa, gardłowa odpowiedź.

— Będziemy jeść, nic się nie bójcie! — krzyknął zbójca, a następnie wyjaśnił gawędziarskim tonem Franciszkowi: — Po kilku dniach siedzenia tutaj zgłodnieliśmy. Interesy źle idą. Ruch jest bardzo mały w naszych czasach.

Franciszek skinął. Zbójca znowu zaczął wpatrywać się z podziwem w iluminowaną kopię.

„Panie, jeśli posłałeś mnie, by mnie wypróbować, pomóż mi umrzeć jak człowiek, by odebrał to dopiero martwemu ciału Twojego sługi. Święty Leibowitzu, spójrz na to dzieło i módl się za mnie…”

— Co to jest? — spytał zbójca. — Talizman? — Zaczął przyglądać się to jednemu, to drugiemu z dokumentów. — Och, jeden jest duchem drugiego. Co to za czary? — Przyglądał się bratu Franciszkowi swoimi podejrzliwymi, szarymi oczami. — Jak się to nazywa?

— Ee… tranzystorowy układ sterujący zespołu sześć-B — wyjąkał mnich.

Zbójca, który przyglądał się dokumentowi, trzymając go do góry nogami, dostrzegł jednak, że jeden stanowi odbicie drugiego i ten fakt zirytował go tak samo jak złoty płatek. Swoim krótkim i brudnym palcem wskazującym wodził po rysunkach, wyszukując podobieństwa i zostawiając słabą smugę na iluminowanej skórze jagnięcej. Franciszek przełknął łzy.

— Proszę cię! — jęknął mnich. — Złoto jest takie cienkie, że nawet nie ma o czym mówić. Zważ to w dłoni. Wszystko ciąży nie więcej niż papier. Nic ci z tego nie przyjdzie. Proszę cię, panie, zabierz mi zamiast tego ubranie. Zabierz osła, zabierz tobołek. Zabierz, co chcesz, ale to mi zostaw. Przecież ta rzecz jest dla ciebie bez wartości.

Spojrzenie szarych oczu świadczyło o tym, że zbójca popadł w zadumę. Patrzył na zaniepokojenie mnicha i pocierał szczękę.

— Zostawię ci osła i ubranie, i wszystko, ale to wezmę — zaproponował. — Wezmę tylko talizman.

— Na miłość Boga, panie, więc zabij także mnie! — zawodził brat Franciszek.

Zbójca parsknął:

— Zobaczymy. Powiedz mi, do czego to służy.

— Do niczego. To pamiątka po człowieku, który umarł dawno temu. W starożytności. To drugie to tylko kopia.

— Co z nich masz?

Franciszek na chwilę zamknął oczy i zastanawiał się, jak to wytłumaczyć.

— Znasz plemiona leśne? Wiesz, że czczą swoich przodków? Szare oczy zbójcy rozbłysły na moment gniewem.

— My gardzimy naszymi przodkami — warknął. — Niech przeklęci będą ci, którzy wydali nas na świat.

— Niech będą przeklęci, niech będą przeklęci! — odezwał się jak echo jeden z opatulonych łuczników, którzy stali nadal powyżej.

— Czy wiesz, kim jesteśmy? Skąd przybywamy? Franciszek skinął potakująco.

— Nie chciałem was obrazić. Starożytny, po którym została ta pamiątka, nie jest naszym przodkiem. Był naszym nauczycielem w dawnych czasach. Czcimy jego pamięć. To tylko coś w rodzaju przypomnienia.

— A kopia?

— Ja sam ją zrobiłem. Proszę cię, panie, zajęło mi to piętnaście lat. Dla ciebie jest niczym. Proszę cię… nie zabierzesz piętnastu lat czyjegoś życia… bez żadnego powodu.

— Piętnaście lat? — Zbójca odrzucił głowę do tyłu i zaniósł się skowyczącym śmiechem. — Robiłeś to przez piętnaście lat?

— Tak, ale… — Franciszek nagle zamilkł. Jego spojrzenie powędrowało ku sękatemu wskazującemu palcu zbójcy. Palec stukał w oryginalną odbitkę.

— To zajęło piętnaście lat? Jest prawie brzydkie w porównaniu z tamtym, — Poklepał się po brzuchu i między jednym a drugim wybuchem rubasznego śmiechu wskazywał na relikwię. — Ha, ha! Piętnaście lat! Więc tym się tam, u siebie, zajmujecie!

Po co? Po co ci ten ciemny duch? Piętnaście lat, żeby zrobić coś takiego! No, no! Takie kobiece zajęcie!

Brat Franciszek przyglądał się w milczeniu, oszołomiony. To, że zbójca pomylił świętą pamiątkę z kopią, wstrząsnęło nim do tego stopnia, iż nie potrafił nic powiedzieć.

Nadal śmiejąc się, zbójca wziął dokumenty w obie ręce, jakby miał zamiar przedrzeć je na pół.

— Jezus, Maryja, Józefie święty! — krzyknął mnich i padł na kolana. — Na miłość Boga żywego, panie! Zbójca rzucił dokumenty na ziemię.

— Będziemy się o nie siłować — zaproponował uczciwy układ. — Ta rzecz przeciwko mojemu sztyletowi.

— Niechaj będzie — powiedział Franciszek pod wpływem impulsu, uznając, że walka da przynajmniej niebiosom okazję do dyskretnej interwencji. O Boże, Ty, któryś dał Jakubowi siłę, by przemógł anioła…

Stanęli naprzeciwko siebie. Brat Franciszek przeżegnał się. Zbójca wydobył nóż zza pasa i rzucił go obok papierów.

Trzy sekundy później mnich leżał na plecach, jęcząc, przywalony górą mięśni. Miał wrażenie, że ostry odłam skalny rozdziera mu kręgosłup.

— Hę, hę — rzekł zbójca i wstał, żeby wziąć swój nóż i zwinąć dokumenty.

Z rękoma złożonymi do modlitwy brat Franciszek poczołgał się za nim na kolanach, błagając ile sił w płucach:

— Proszę cię więc, weź jeden z nich, nie oba! Błagam!

— Musisz je teraz odkupić — zarechotał zbójca. — Przecież wygrałem je uczciwie.

— Nie mam nic. Jestem biedny.

— Skoro tak bardzo ci na nich zależy, zdobędziesz złoto. Dwa heklo złota, oto okup. Możesz je przynieść, kiedy tylko zechcesz, Schowam twoje rzeczy w mojej chacie. Jeśli chcesz je odzyskać, przynieś złoto.

— Posłuchaj, te rzeczy są ważne dla innych ludzi, nie dla mnie. Wiozłem je dla papieża. Może zapłacą ci za ten ważny dokument. Ale zostaw mi ten drugi, żebym im go pokazał. On nie ma najmniejszej wartości.

Zbójca zaśmiał się przez ramię.

— Chyba gotów byłbyś całować moje buty, żeby go odzyskać.

Brat Franciszek uczepił się go i zaczął żarliwie całować jego buty.

To okazało się za dużo dla takiego człowieka jak zbójca. Odepchnął mnicha nogą, rozdzielił dwa dokumenty i cisnął jeden z nich Franciszkowi w twarz wraz z przekleństwem. Wskoczył na osła i ruszył zboczem pod górę, w stronę zasadzki. Brat Franciszek porwał cenny dokument i powlókł się za zbójcą, dziękując mu wylewnie i błogosławiąc go raz po razie, podczas kiedy tamten jechał w stronę opatulonych łuczników.

— Piętnaście lat! — sapnął zbójca i raz jeszcze odepchnął nogą Franciszka. — Precz! — Wymachiwał wspaniale iluminowanym pergaminem, trzymając go wysoko w świetle słońca. — Pamiętaj, dwa heklo złota jako okup za twoje rzeczy. I powiedz swojemu papieżowi, że zdobyłem to uczciwie.