Mamy wasze eolity, wasze mezolity i wasze neolity. Mamy wasze Babilony i wasze Pompeje, waszych cesarzy i chromowane (nieszkodliwe dla zdrowia) wytwory waszych rąk.
Mamy wasze zakrwawione topory i wasze Hiroszimy. Maszerujemy wbrew piekłu, my
Atrofia, entropia i Proteus vulgaris,
opowiadając sprośne dowcipy o wiejskiej dziewczynie
imieniem Ewa
i domokrążcy zwanym Lucyferem,
grzebiemy waszych zmarłych wraz z ich sławą.
Grzebiemy was. Jesteśmy stuleciami.
Przyjdź więc na świat, zachłyśnij się powietrzem, wrzaśnij, kiedy lekarz klepnie cię w pośladek, dorastaj, zakosztuj szczypty bóstwa, czuj ból, wydawaj na świat, prowadź walkę, by na koniec umrzeć:
(Umierający, proszę wyjść po cichu tylnymi drzwiami).
Rodzenie, odrodzenie — znowu i znowu, jakby w rytualnym tańcu, szaty splamione krwią i dłonie rozdarte gwoździami, dzieci Merlina ścigające płomyk światła. Także dzieci Ewy, bez ustanku budujące Edeny i jednym kopniakiem niweczące je w obłędnej furii, bo okazały się nie takie. (Au! Au! Au! — wyje wśród ruin jakiś idiota ogarnięty bezrozumną trwogą. Szybko, szybko! Niech zagłuszy go chór śpiewający Alleluja na dziewięćdziesiąt decybeli).
Wysłuchaj wiec ostatniego kantyku braci z zakonu świętego Leibowitza — w tej postaci, w jakiej śpiewały ją wieki, które pochłonęły jego tytuł:
LUCYFER SPADŁ. Zaszyfrowane słowa, które elektryczność niesie na cały kontynent, szeptem powtarzano sobie w salach konferencyjnych, przekazywano w formie lapidarnych not ostemplowanych SUPREMESECRETISSIMO, przezornie wycofywano z prasy. Słowa tworzyły groźne spiętrzenie za groblą urzędowej tajności. W grobli były liczne dziury, ale te dziury nieustraszenie zatykali biurokratyczni chłopcy holenderscy, których palce okropnie napuchły, kiedy robili uniki przed słownymi pociskami, jakimi strzelała prasa.
Pierwszy dziennikarz: Jak ekscelencja skomentuje oświadczenie thona Rische'a Berkera, że poziom promieniowania na północno-zachodnim wybrzeżu przewyższa dziesięciokrotnie normę?
Minister obrony: Nie czytałem tego oświadczenia.
Pierwszy dziennikarz: Jeśli jednak założymy, że jest zgodne z prawdą, to kto mógłby być odpowiedzialny za ten wzrost?
Minister obrony: To pytanie wymaga zapuszczenia się przeze mnie w domysły. Może sir Rische odkrył bogate złoża uranu. Nie, proszę to wykreślić. Bez komentarzy.
Drugi dziennikarz: Czy ekscelencja uważa sir Rische'a za kompetentnego i odpowiedzialnego naukowca?
Minister obrony: Nigdy nie był zatrudniony przez mój departament.
Drugi dziennikarz: To odpowiedź wymijająca.
Minister obrony: Wcale nie. Skoro nigdy nie był zatrudniony przez mój departament, skąd mam wiedzieć, do jakiego stopnia jest kompetentny i odpowiedzialny? Nie jestem przecież naukowcem.
Dziennikarka: Czy jest prawdą, że gdzieś po drugiej stronie Pacyfiku miała miejsce eksplozja nuklearna?
Minister obrony: Jak doskonale pani wie, próby z wszelkiego rodzaju bronią atomową są uznane za przestępstwo i akt wojny w świetle obowiązującego prawa międzynarodowego. Nie prowadzimy wojny. Czy to wystarczająca odpowiedź na pani pytanie?
Dziennikarka: Nie, ekscelencjo, niedostateczna. Nie pytałam, czy dokonano próby. Pytałam, czy była eksplozja.
Minister obrony: Nie dokonaliśmy takiej eksplozji. Czy sądzi pani, że oni poinformowaliby o tym nasz rząd, gdyby jej dokonali?
(Uprzejme śmiechy).
Dziennikarka: To nie jest odpowiedź na moje…
Pierwszy dziennikarz: Ekscelencjo, delegat Jerulian oskarża koalicję azjatycką o gromadzenie broni wodorowej w przestrzeni kosmicznej i twierdzi, że nasza Rada Wykonawcza wie o tym, ale nic w tej sprawie nie robi. Czy to prawda?
Minister obrony: Wierzę, że prawdą jest, iż „Trybuna Opozycyjna” wysunęła takie śmieszne oskarżenie, owszem.
Pierwszy dziennikarz: Dlaczego to oskarżenie jest śmieszne? Dlatego, że oni nie produkują w przestrzeni kosmicznej rakiet kosmos-Ziemia? Czy też dlatego, że my przedsięwzięliśmy w związku z tym jakieś kroki?
Minister obrony: Śmieszne jest i to, i to. Chciałbym jednak wskazać, że wytwarzanie broni nuklearnej jest zakazane przez układ od chwili, kiedy ta broń rozwinęła się na nowo. Zakazane wszędzie, w kosmosie tak samo jak na Ziemi.
Drugi dziennikarz: Ale nie ma układu, który zakazywałby wysyłania na orbitę materiałów rozszczepialnych, prawda?
Minister obrony: Oczywiście nie ma. Wszystkie statki kosmiczne są napędzane paliwem nuklearnym. Czymś muszą być napędzane.
Drugi dziennikarz: I nie ma układu zakazującego wysyłania na orbitę innych materiałów, z których można wyprodukować broń nuklearną?
Minister obrony (z irytacją): Zgodnie z moją wiedzą istnienie materii poza atmosferą nie zostało wyjęte spod prawa przez żaden układ ani uchwałę parlamentu. Domyślam się, że kosmos jest wypełniony po brzegi takimi rzeczami jak księżyce i asteroidy, które nie są przecież zrobione z zielonego sera.
Dziennikarka: Czy ekscelencja sugeruje, że broń nuklearną można wyprodukować, obywając się bez surowców pochodzących z Ziemi?
Minister obrony: Nie, wcale tego nie sugerowałem. Oczywiście jest to teoretycznie możliwe. Powiedziałem tylko, że żaden układ i żadna ustawa nie zakazuje wynoszenia na orbitę surowców specjalnych, lecz tylko broni nuklearnej.
Dziennikarka: Jeśli na Wschodzie wykonano próbne odpalenie, co uważa pan za prawdopodobniejsze: eksplozję podziemną, która przebiła się na powierzchnię, czy też uszkodzoną rakietę kosmos-Ziemia z uzbrojoną głowicą?
Minister obrony: Proszę pani, w tym pytaniu mieści się tyle domysłów, że mogę powiedzieć tylko: bez komentarzy.
Dziennikarka: Powtórzyłam tylko słowa sir Rische'a i delegata Jeruliana.
Minister obrony: Im wolno oddawać się fantastycznym spekulacjom. Mnie nie.
Drugi dziennikarz: Ryzykując, że zostanę oskarżony o złośliwość: jaka jest opinia ekscelencji o pogodzie?
Minister obrony: W Teksarkanie jest dosyć ciepło, prawda?
Wiem, że na południowym zachodzie mieli paskudne burze piaskowe. Coś z tego dotarło i do nas.
Dziennikarka: Panie Ragelle, czy jest pan zwolennikiem Macierzyństwa?
Minister obrony: Jestem mu stanowczo przeciwny, proszę pani. Wywiera zły wpływ na młodzież, zwłaszcza na młodych rekrutów. Wojsko dostawałoby lepszych żołnierzy, gdyby Macierzyństwo nie mieszało im w głowach.
Dziennikarka: Czy mogę zacytować pańską wypowiedź?
Minister obrony: Z pewnością, proszę pani… ale na moim pogrzebie, nie wcześniej.
Dziennikarka: Dziękuję. Z góry przygotuję sobie tekst.