Tyle emocji u Manninga Lowell widział po raz pierwszy.
– Sędzia Healey był na moim seminarium magisterskim, profesorze. Był jednym z naszych najlepszych przewodniczących Rady Nadzorczej, a teraz został zamordowany przez bestię, która jedyne co potrafi, to zadawać śmierć! Tu, w Bostonie, jesteśmy niczym w oblężonej twierdzy. Harvard to ostatnia forteca chroniąca to, co wzniosłe. I ja nią dowodzę! – Manning był coraz bardziej wzburzony. – Pan, profesorze, buntuje się, pozwalając sobie na luksus braku odpowiedzialności. Prawdziwy z pana poeta.
Lowell poczuł, że po raz pierwszy od śmierci Phineasa Jennisona stoi wyprostowany. Dodało mu to sił.
– Przed stu laty zakuliśmy jedną z ras ludzkich w kajdany i było to przyczyną wojny. Ameryka będzie dalej rosła, bez względu na to, ile umysłów dziś pan więzi, doktorze Manning. Wiem, że groził pan Oscarowi Houghtonowi, iż poniesie konsekwencje, jeśli opublikuje tłumaczenie Longfellowa.
Skarbnik powrócił do okna i obserwował żywy, jasny płomień.
– I poniesie je z pewnością, profesorze Lowell. Italia to świat najgorszych namiętności i naj swobodniej szych obyczajów. A ja zachęcam pana, by ofiarował pan kilka egzemplarzy Dantego do Gore Hall, jak to już zrobił pewien błazen naukowiec z książkami Darwina. Niech pożre je ten sam ogień. Będzie to przykład dla wszystkich, którzy spróbują zmienić naszą instytucję w schronisko dla idei brutalnej przemocy.
– Nigdy panu na to nie pozwolę – odparł Lowell. – Dante jest pierwszym poetą chrześcijańskim, pierwszym, którego cały system myślowy jest zabarwiony czysto chrześcijańską teologią. Ale jego poemat jest nam bliski z jeszcze jednego powodu. To prawdziwa historia bliźniego, o wodzonej na pokuszenie, oczyszczonej i ostatecznie triumfującej ludzkiej duszy. Naucza, jak pokornie służyć smutkowi. Komedia to pierwszy okręt, jaki kiedykolwiek odważył się wpłynąć na ciche morze ludzkiej świadomości, by znaleźć nowy świat poezji. Dante trzymał na wodzy złamane serce przez dwadzieścia lat i nie pozwolił sobie umrzeć, dopóki nie dokończył swego zadania. Nie inaczej postąpi Longfellow. A ja wraz z nim.
Poeta odwrócił się i ruszył schodami w dół.
– Brawo, profesorze – Manning beznamiętnie spiorunował go wzrokiem. – Ale być może nie wszyscy podzielamy te poglądy. Miałem ostatnio szczególną wizytę policjanta, posterunkowego Reya. Zapytał mnie o pańską pracę nad Dantem. Nie wytłumaczył dlaczego i szybko wyszedł. Czy może mi pan wyjaśnić, czemu pańska praca przyciąga policję do naszej, jak pan to ujął, „instytucji, której zadaniem jest edukacja"?
Lowell zatrzymał się i spojrzał na Manninga. Skarbnik splótł długie palce ponad mostkiem.
– Niektórzy rozsądni ludzie wystąpią z pańskiego kręgu, profesorze Lowell. Mogę to panu obiecać. Żadne zrzeszenie buntowników nie utrzyma się zbyt długo. Jeżeli pan Houghton nie będzie z nami współpracował, by was zatrzymać, zrobi to ktoś inny. Na przykład doktor Holmes.
Lowell chciał wyjść, ale powstrzymał się, by usłyszeć więcej.
– Ostrzegałem go wiele miesięcy temu, by wyłączył się z waszego projektu translatorskiego, gdyż w przeciwnym razie poważnie zaszkodzi swojej reputacji. Jak pan myśli, co zrobił?
Lowell pokręcił głową.
– Odwiedził mnie w domu i wyznał, że zgadza się z moją oceną.
– Łżesz, Manning!
– O, więc doktor Holmes pozostał oddany sprawie? – zapytał skarbnik, jakby wiedział znacznie więcej, niż Lowell mógł sobie wyobrazić.
Poeta przygryzł drżącą wargę. Manning pokręcił lekko głową i uśmiechnął się.
– Ten żałosny manekin jest pańskim Benedictem Arnoldem [57], oczekującym poleceń, profesorze Lowell.
– Nie trzeba bardzo wielu starań, by zaskarbić sobie moją przyjaźń, lecz, proszę mi wierzyć, jeżeli już jestem czyimś przyjacielem, pozostaję nim zawsze. A jeśli ktoś chce być moim wrogiem, nie może sprawić, abym przestawał z nim dłużej, niż sam sobie tego życzę. Zegnam pana! – Lowell częstokończył rozmowę tak, że jego rozmówca pragnął słuchać go dalej.
Manning poszedł za Lowellem do czytelni i tam złapał go za ramię.
– Nie rozumiem, jak może pan rzucać na szalę swoje dobre imię, wszystko, na co pan pracował całe życie, dla czegoś takiego, profesorze.
Lowell odwrócił się gwałtownie.
– Myślę, doktorze Manning, że nieraz prosi pan niebiosa, by pozwoliły panu zaznać podobnego uczucia.
Poeta wrócił do sali wykładowej na czas, by zwolnić studentów.
Jeżeli morderca w jakiś sposób kontrolował postępy tłumaczenia Longfellowa i ponaglał go do jego ukończenia, Klub Dantego nie miał specjalnego wyboru, jak tylko przełożyć trzynaście pozostałych pieśni Piekła możliwie jak najszybciej. Członkowie Klubu zgodzili się podzielić na dwie grupy: zespół prowadzący śledztwo i zespół tłumaczy.
Lowell i Fields mieli się zajmować przeglądaniem materiału dowodowego, podczas gdy Longfellow i George Washington Greene trudzili się w gabinecie nad przekładem. Fields poinformował Greene'a, ku wielkiemu zadowoleniu starego pastora, że w celu jak najszybszego ukończenia przekładu został ustalony ścisły harmonogram prac. Było dziewięć nie omawianych pieśni, jedna częściowo tłumaczona, i dwie, z których Longfellow nie był w pełni zadowolony. Peter, służący Longfellowa, miał dostarczać do Riverside Press odbitki z naniesionymi korektami, w miarę jak Longfellow kończył kolejne partie materiału, i przy okazji zabierać Trapa na spacery.
– To nie ma sensu!
– Więc daj temu na razie spokój, Lowell – ripostował Fields z głębokiego bibliotecznego fotela, należącego niegdyś do dziadka Longfellowa, wielkiego generała z czasów wojny o niepodległość. Wydawca przyjrzał się uważnie poecie. – Usiądź. Masz jakieś niezdrowe rumieńce. Gzy ty w ogóle ostatnio sypiasz?
Lowell zignorował pytanie.
– Dlaczego Jennison został uznany za schizmatyka? Szczególnie w Złych Dołach każdy ze spotykanych przez Dantego cieni jednoznacznie obrazuje ten grzech.
– Nim dowiemy się, dlaczego Lucyfer wybrał Jennisona, musimy zebrać i zanalizować wszystkie szczegóły dotyczące samej zbrodni – stwierdził Fields.
– Cóż, z całą pewnością dowodzą one tego, że Lucyfer jest silny fizycznie. Jennison uprawiał wspinaczkę w Klubie Adirondack. Poza tym był sportowcem i myśliwym, a jednak napastnik z łatwością schwytał go i poszatkował.
– Bez wątpienia zagroził mu bronią – zauważył Fields. – Najsilniejszy człowiek może ulec z obawy przed pistoletem, Lowell. Wiadomo też, że naszego zabójcę trudno jest zauważyć. Od śmierci Talbota na tym obszarze przez całą dobę rozstawione były patrole. Poza tym uwaga, jaką przywiązuje Lucyfer do szczegółów pieśni Dantego: to również nie ulega wątpliwości.
– Gdy tak tu sobie rozmawiamy – powiedział Lowell nieobecnym głosem – a Longfellow przekłada nowy wers w pokoju obok, w każdej chwili może zdarzyć się kolejne morderstwo, a my nie jesteśmy w stanie mu zapobiec.
– Trzy zabójstwa i żadnego świadka. Precyzyjnie powiązane czasowo z postępami naszego przekładu. Co powinniśmy robić? Chodzić ulicami i czekać na następne? Gdybym był człowiekiem niewykształconym, mógłbym zacząć myśleć, że naprawdę jakiś zły duch uwziął się na nas.
– Musimy zawęzić nasze rozważania do związków mordercy z Klubem – stwierdził Lowell. – Skoncentrujmy się na ustaleniu wszystkich, którzy mogli w jakiś sposób poznać harmonogram tłumaczeń.
Kiedy poeta przerzucał kartki notatnika, w którym zapisywał postępy śledztwa, machinalnie pogładził jeden z eksponatów biblioteki, kulę armatnią wystrzeloną przez Brytyjczyków na Boston przeciw wojskom generała Waszyngtona.