Выбрать главу

– Gdy poznałem cię przed laty, pomyślałem od razu, że niezwykle przypominasz mi Dantego.

– Ja? – spytał doktor, udając skromność. – Ja i Dante?

Zauważył jednak, że Lowell mówi serio.

– Tak, Wendell. Dante zgłębił każdą dziedzinę nauki znaną w jego czasach: astronomię, filozofię, prawo, teologię i poezję. Niektórzy mówią, że ukończył szkołę medyczną i stąd wiedział tak wiele o cierpieniach ludzkiego ciała. Podobnie jak ty, wszystko, co robił, robił dobrze. Nawet za dobrze, jak uważali niektórzy.

– Zawsze miałem poczucie, że wygrałem los, przynajmniej pięciodolarowy, na intelektualnej loterii życia. – Holmes odwrócił się tyłem do kominka i domyśliwszy się, do czego zmierza Lowell, odłożył pozostałe odbitki tłumaczenia na półkę z książkami. – Może i jestem leniwy, Jamey, może jestem obojętny, a może nieśmiały. Ale z całą pewnością nie jestem jednym z tych ludzi, którzy… Nie wierzę po prostu, że zdołamy zapobiec wszystkiemu.

– Wystrzał korka od butelki ma w pierwszej chwili bardzo silny wpływ na wyobraźnię – powiedział zamyślony Lowell. – Wydaje mi się, że przez to wszystko na parę godzin kompletnie zapomniałem, że jestem profesorem, i czułem się, jakbym był kimś rzeczywistym. Przyznaję, że przykazanie „postępuj właściwie, choćbyś musiał poruszyć niebo i ziemię", jest słuszne, ale tylko dopóty, dopóki niebo i ziemia nie wezmą cię za słowo. Wiem, jak to jest, kiedy się wątpi, najdroższy przyjacielu. Ale jeśli wyrzekniesz się Dantego, to i my będziemy musieli się go wyrzec.

– Gdybyś wiedział, jak żywy jest przed moimi oczami obraz Phineasa Jennisona… Strzęp człowieka… To konsekwencja tego, że nie udało nam się…

– Istnieje rzecz jeszcze gorsza od największej klęski, Wendell. Jest nią strach przed klęską – powiedział Lowell i ruszył w stronę drzwi. – Cóż, chciałem cię przede wszystkim przeprosić. Fields oczywiście nalegał, bym to zrobił. Najbardziej cieszy mnie, że mimo wszystkich moich wad nadal mam w tobie przyjaciela.

Sięgnął do klamki, ale zmienił zdanie, odwrócił się i dodał:

– I podobają mi się twoje wiersze. Wiesz o tym, Holmes.

– Naprawdę? Dziękuję… Być może są zbyt nieogarnięte. Wydaje mi się, że ja po prostu lubię zebrać wszystkie owoce wiedzy, odgryźć to, co najlepsze, a resztę rzucić świniom. Jestem jak wahadło o zbyt krótkim zasięgu.

Holmes spojrzał uważnie w duże, rozwarte oczy przyjaciela.

– Jak się miewasz ostatnio, Lowell?

Lowell wzruszył tylko ramionami, ale Holmes nie miał zamiaru dać za wygraną.

– Nie powiem „bądź dobrej myśli", gdyż ludzie nauki nie załamują się pod wpływem wypadków jednego dnia czy roku.

– Sądzę, że wszyscy, niczym planety, krążymy wokół boskiego światła, Wendell. Czasami oświetla ono jedną naszą połówkę, innym razem drugą, ale są ludzie, którzy zdają się być cały czas w cieniu. Jesteś jedną z niewielu osób, przed którymi mogę się otworzyć… – Poeta odchrząknął i zniżył głos. – Cóż, muszę iść. Mam ważną konferencję na zamku Craigie.

– A co z aresztowaniem Burndy'ego? – spytał Holmes ostrożnie, z udawaną obojętnością, zanim Lowell zdążył wyjść.

– Posterunkowy Rey właśnie się tym zajmuje. Myślisz, że to farsa?

– To wszystko bzdury. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości – oświadczył Holmes. – Gazety piszą, że prokurator żąda kary śmierci.

Lowell upchnął niesforne loki pod jedwabny kapelusz.

– No to mamy kolejnego grzesznika do zbawienia.

Holmes jeszcze długo po tym, jak ucichły kroki Lowella, siedział nad pudłem z papierami. Znów zaczął wrzucać kartki w ogień, chcąc jak najszybciej uporać się z tym nieprzyjemnym zadaniem, ale jednocześnie nie mógł się powstrzymać od czytania Dantego. Z początku czytał bez emocji. Potem zaczął czytać szybko i zachłannie, połykając całe akapity, nawet gdy były tak rozmazane, że prawie nic nie było widać. Przypomniał sobie czasy, kiedy po raz pierwszy słyszał, jak profesor Ticknor z ogromną pewnością siebie mówił o tym, jaki wpływ pewnego dnia wywrze na Amerykę podróż Dantego.

Do Dantego i Wergiliusza podchodzą demony zwane Malebranche – „Złe Szpony"… Poeta wspomina: „Pamiętam twierdzy poddaną załogę: / śród wrogich szyków, pod paktem z Kaprony / wychodząc, równą czuć musiała trwogę" [63].

Dante opisywał bitwę pod Kaproną, w której sam brał udział. Holmesowi przyszło do głowy coś, o czym Lowell nie wspomniał, mówiąc o talentach Florentyńczyka: Alighieri był nie tylko astronomem, znawcą prawa i teologiem. Był również żołnierzem: „Podobnie jak ty, wszystko, co robił, robił dobrze". „Iw przeciwieństwie do mnie" – pomyślał Holmes. Żołnierzowi nie wolno mieć poczucia winy, żołnierz musi wykonywać rozkazy bez szemrania. Doktor usiłował dociec, czy to, że Dante widział bezsensowną śmierć swoich przyjaciół, którzy ginęli za Florencję i za jakiś głupi sztandar gwelfów, uczyniło go lepszym poetą.

Wendell junior wystąpił jako poeta podczas uroczystości wręczania dyplomów na Harvardzie (wielu twierdziło, że zawdzięcza to nazwisku), ale Holmes wątpił, czy po wojnie jego syn będzie jeszcze zdolny zajmować się poezją. Na polu walki bowiem zobaczył coś, czego Dante widzieć nie mógł, i to zabiło w nim poetę.

Holmes przez godzinę kartkował i czytał kopie. Bardzo pragnął jeszcze raz przeczytać Pieśń drugą Piekła, w której Wergiliusz namawia Dantego do rozpoczęcia pielgrzymki i w której poeta zwierza mu się z obaw o własne bezpieczeństwo. Niezwykły akt odwagi: stykać się ze śmiercią innych i zastanawiać się nad uczuciami napotkanych osób. Niestety, ta część przekładu Longfellowa już spłonęła. Znalazł egzemplarz Komedii po włosku i zaczął czytać:

– „Lo giorno se n'andava… " – Już dzień uchodził… [64]

Dante spowalnia rozważania, gdy po raz pierwszy przygotowuje się do zejścia w piekielne otchłanie. „E io sol uno" – „I ja sam, tylko ja" – jakże czuł się samotny! Musi to powiedzieć trzy razy. „Io, sol, uno… m'apparecchiava a sostener la Guerra, si del camino e si de la pietate" – Holmes nie pamiętał, jak Longfellow przetłumaczył ten wers, więc opierając się o kominek, zrobił to sam. Miał wrażenie, że trzaskający ogień przemawia głosami Lowella, Greene'a, Fieldsa i Longfellowa, wygłaszających zachęcające uwagi.

„I ja sam, tylko ja" – Holmes zauważył, że musi mówić na głos, by móc tłumaczyć – „przygotowałem się, by przetrwać bitwę… ". Nie: „guerra… " – „by przetrwać wojnę… zarówno drogę, jak i litość" [65].

Holmes zerwał się z fotela i pobiegł na trzecie piętro, powtarzając po drodze słowa: „I ja sam, tylko ja".

Wendell junior dyskutował o przydatności metafizyki z Williamem Jamesem, Johnem Grayem i Minny Tempie, popijając grzany dżin i paląc cygara. W trakcie jednego z zawiłych wywodów Jamesa usłyszał słabe odgłosy kroków ojca, wbiegającego po schodach. Skulił się. Ojciec wyglądał ostatnio na zajętego czymś zupełnie innym niż, jak zazwyczaj, samym sobą. Prawdopodobnie było to coś poważnego. Profesor James Lowell nie pojawiał się zbyt często na wydziale prawa, pewnie zajęty tym samym, co dręczyło ojca. Na początku Junior myślał, że to ojciec nakazał swemu przyjacielowi, by trzymał się od niego z daleka, ale wiedział też, że Lowell nie posłuchałby go, a doktor z kolei nie miałby na tyle odwagi, żeby mu rozkazywać.

Nie powinien był mówić ojcu o swoich kontaktach z profesorem. Nie wspominał oczywiście o tym, jak jego rozmówca rozpływał się w pochwałach nad doktorem: „On nie tylko podpowiedział nam «Atlantica» – mówił Lowell, nawiązując do czasów, gdy Holmes zasugerował tytuł «Atlantic Monthly» – ale również wymyślił chwytliwy tytuł swojej książki". Juniora nie dziwił ów słowotwórczy talent, doktor bowiem był mistrzem w kategoryzowaniu rzeczy. Ileż to razy musiał przy gościach wysłuchać historii o tym, jak Holmes podsunął nazwę „narkoza" dentyście, który ją wynalazł. Junior zastanawiał się, dlaczego ojciec nie postarał się bardziej, kiedy wymyślał imię dla niego.

вернуться

[63] Piekło, Pieśń dwudziesta pierwsza, w. 94 – 95.

вернуться

[64] Piekło, Pieśń druga, w. 1.

вернуться

[65] Piekło, Pieśń druga, w. 3-5; w przekładzie Porębowicza: „… ja jedyny / gotowałem się na bój, nie na święta, / z trudem podróży, z litości katuszą".