Выбрать главу

– Dużo panowie mają pieniędzy? – dopytywała się życzliwie katastrofistka. – A na cóż nam dolary? – Kaźmierz opadł na leżak jak człowiek, który nie musi się martwić o jutro.

– Tai brat mój, Dżonu, po nas wyjdzie.

– Pewnie zazdrości pan bratu, że on w Ameryce żył…

– Ot tobie na! – zdziwił się Kaźmierz.

– Taż sama dopierutko co powiedziawszy, że tam tydzień przeżyć to większe szczęście, jak u nas cały okres socjalizma!

Rozdział 14

Ręka Ani po raz piąty z rzędu szarpnęła dźwignię. Zgrzytnęły tryby. Zamigotały obrazki, ale dzwoneczki, gruszki i jabłuszka ani rusz nie chciały się ustawić w jednym rzędzie. Skończyły się drobne, na które barman rozmienił jej jednodolarowy banknot. Chciała porzucić 'jednorękiego bandytę' i opuścić bar, kiedy prezydent Stowarzyszenia Polskich Rzeźników podsunął jej z uśmiechem pełną dziesięciocentówek garść. Ania zawahała się. Już sięgała po monety, kiedy między nią a Szafrankiem wyrósł jak spod ziemi Pawlak. Przeszył ją groźnym spojrzeniem. – Ot, koczerbicha! Co by Zenek powiedział, jakby ty od obcych grosz brała?! Wypchnął Anię z baru. Sam też był gotów opuścić tę jaskinię hazardu, gdy nagle coś zazgrzytało pod podkówką jego buta. Zauważył leżącą tuż przy nodze fotela dziesięciocentówkę. Rozejrzał się, jakby chciał ustalić, kto też mógł ją zgubić. Wszyscy wokół zajęci byli obserwacją wysiłków prezydenta rzeźników; który trzymając cygaro w zębach właśnie wrzucił dziesiątą z rzędu monetę. „Jednoręki bandyta” chętnie połknął datek, ale nie odwdzięczył się dzwoneczkami, które obwieszczały wygraną. – Ot, kapitalizm-rzucił Kaźmierz, obserwując z boku Szafranka.

– Ty wrzucasz, ktoś wyjmuje.

– Socjalizm tym się różni od kapitalizmu, że tam są sami przegrani, a tu przynajmniej ktoś może wygrać – stwierdził prezydent, obsypując się kolejną warstwą popiołu z cygara. Pawlak ściskał w spoconej dłoni znalezioną monetę. Obszedł maszynę ostrożnie, jakby się bał, że 'jednoręki bandyta' sam wyciągnie rękę po dziesięciocentówkę. Coś go kusiło, by spróbować szczęścia. Może ta znaleziona moneta jest znakiem niebios? Kiedyś, dzięki srebrnej pięciozłotówce z wizerunkiem marszałka Piłsudskiego ocalił życie: uciekał przed obławą NKWD, która wyciągała z chałup ludzi do wywózki; biegł miedzą, dzielącą jego pole od ziemi Karguli; za nim rozległy się krzyki: 'Staj! Staj! Budu strielat!'; w tym momencie w blasku księżyca coś zalśniło na zmarzłej ziemi niczym łuska rybia; schylił się po srebrną pięciozłotówkę, gdy padł strzał; kula przeleciała z gwizdem nad schylonym ku ziemi Pawlakiem. Czy mógł mieć wątpliwości, że to niebo zesłało mu tę pięciozłotówkę? Pawlak wcisnął dziesięciocentówkę w gardło maszyny i szarpnął za dźwignię. Rozległ się najpierw stuk wpadającej w trzewia maszyny monety. Ruszył bęben, zamigotały światełka. Pawlak wytrzeszczył oczy i odstąpił o krok do tyłu, jakby chyłkiem szykując się do odejścia. Nagle rozległy się przeraźliwe dzwonki, zamigotały czerwone światła, rejwach się zrobił w całym barze, jakby wybuchł pożar. W czterech okienkach ustawiły się w jednym rzędzie cztery czerwone jabłuszka! Maszyna rzygnęła strumieniem dziesięciocentówek. Ich grzechot poderwał wszystkich obecnych w barze. Barman wyskoczył zza lady. – Rozbił pan bank! Kaźmierz odebrał to jako oskarżenie o przestępstwo. – Taż gdzie – schował ręce do kieszeni marynarki.

– Ja tylko za tą rączkę pociągnął! Zanurzył obie ręce w rynience, w której wciąż aż kipiało od wysypujących się z brzucha maszyny monet. Poczuł, że ktoś stoi tuż za jego plecami. Nie był to jednak żaden gangster, przed którym ostrzegała ich pasażerka, lecz Władysław Kargul. Patrzył w osłupieniu na garście Kaźmierza pełne dziesięciocentówek.

– A coż jemu tak oczy dęba stanęli? Dolarów nie widział? Zbieraj! Barman gotów był zmienić im drobne na banknoty. Wysypali z garści monety na bar. Kiedy Kargul zaczął mozolnie liczyć każdą dziesięciocentówkę, barman zgarnął kupę monet do szuflady i położył na ladzie 50-dolarowy banknot. -Szkoda fatygi! Wypłaca jak w banku! Kargul sięgnął swoją wielką łapą po banknot, ale Pawlak jak zwykle był szybszy. – Ty rozbił bank? – nakrył dolary dłonią.

– Ot, patrzaj jego, jaki to „gangster” znalazłszy sia – sapnął niechętnie Kargul.

– Teraz trzeba nam uszyć taki sam woreczek na pieniądze, jak ta wdowa ma! – Nawet i ekonomicznie ty pomyślał, tylko ciekawość, kto jego będzie na szyi nosił? – Ja! Bom większy i silniejszy.

– Ot, wymyślił. Ja za to szybszy w nogach! Trudniej mnie dogonić! – Ale wystraszyć łatwiej. I tak spierając się zmierzali do kajuty, by z bliska obejrzeć zielony banknot z wizerunkiem Waszyngtona. – Za to u nas w Peweksie możesz telewizora kupić – obliczał Kargul.

– Albo i dwa.

– A po jaką zarazę tobie dwa telewizory? Taż u nas jeden program, bo partia jedna. – Kto ma szczęście, temu i wół cielę urodzi -westchnął Kargul z wyraźną pretensją do losu, że nagrodził Pawlaka, o nim całkiem zapominając.

– Tyle, że kto ma wiele szczęścia, ten rozumu mało! – Ot, pomorek – Kaźmierz wyrwał mu z palców banknot.

– Znaczy, że ty bezlitośnie szczęśliwy powinien być! Nie wiedział, co zrobić z tym banknotem, który niczym magnes przyciągał pożądliwe spojrzenie Kargula i Ani. Przypomniał sobie ostrzeżenia katastrofistki, wedle której każdy posiadacz cnoty lub pieniędzy był w Ameryce narażony na bezustanne zagrożenia. Nie było innego wyjścia, tylko skorzystać z doświadczeń tej, dla której świat nie miał tajemnic, i umieścić wygraną w takim samym woreczku, jaki ona nosiła na piersi. Tylko z czego Ania ma go uszyć? Zamknięci w ciasnej kabinie rozpatrywali wspólnie różne możliwości. Chustka do nosa była za mała, jedwabny szalik Ani zbyt cienki. Pawlak rozglądał się z rozpaczą po ciasnej kajucie i nagle zatrzymał wzrok na ręce Kargula, który wyciągał właśnie z kieszeni scyzoryk, by sobie jego ostrzem wyczyścić brud zza paznokci.