Выбрать главу

– Czytałam, że koło dwustu – odparła Ania.

– To znaczy, że sto! – zawyrokował bez wahania Rotmistrz.

– Dlaczego akurat sto? – zdziwił się Kargul, a wówczas napotkał zaskoczone jego naiwnością spojrzenie Rotmistrza.

– Bo wiadomo, że komuna zawyża statystykę o 50 procent! Na miejsce Rotmistrza wcisnął się prezydent Towarzystwa Synów Piasta, domagając się wiarygodnej odpowiedzi na pytanie: ile jest u nich kanałów na ti-vi? -Telewizja jedna, za to kanałów dużo! – wyjaśnił Kargul, czując się coraz bardziej ważny w tym gronie.

– Mnie to nie eksajtuje! – skrzywił się lekceważąco Steve Fay. Gdy tylko się pojawił w towarzystwie katastrofistki, traktował Anię i Kargula jak swoich starych znajomych. Joanna Osowiecka miała usztywnione lakierem białe włosy, które sterczały spiralnie ku górze niczym krem na torcie. Choć była dopiero kilkadziesiąt godzin w Ameryce, to każde jej zdanie zawierało co najmniej jedno angielskie słow Robiła wszystko, by nikt nie mógł ją posądzić, że jeszcze miesiąc temu prowadziła w Koninie kiosk z gazetami.

– Proszę wpaść do nas do klubu Wiernych Polek na zabawę stoliczkową! – zapraszała Anię prezeska Wiernych Polek, falując obfitym biustem.

– John Pawlak nas odwiedzał! Poproszę tylko przynieść swoje fanty! – No, no, no – zaprotestował żywiołowo Steve Fay, ciągnąc Kargula za łokieć ku sobie.

– Oni w sobotę zaproszone na wesele! – A gdzie to wesele? – zainteresowała się żona prezydenta rzeźników. Steve wskazał wielką jak szafa Gardnerową.

– Ten sam plejs. U niej, jak ta dzisiejsza stypa! – I będzie tak samo wesoło – zapewniła Gardnerowa.

– Tyż piknie – ucieszył się Steve, domagając się od Kargula obietnicy, że go nie zawiedzie. W tym momencie kto inny już zadał Kargulowi pytanie, czy by nie włożył kilku dolarów do kopertki na bankiet z okazji instalacji nowego proboszcza w starej parafii. Od tego natręta uwolnił Kargula przygarbiony mężczyzna z siwym wąsikiem, który miał w klapie harcerską lilijkę a w ręku szklankę z mlekiem. Przedstawił się jako sekretarz koła Skautów II Rzeczypospolitej, który słyszał wczorajsze wystąpienie rodziny Pawlaków w „Chicagowskim Kogutku” i dlatego zwraca się teraz do Kargula jako do kolegi z pytaniem; jak wejść w posiadanie ziemi w Polsce.

– Taż jakie my kolegi? – zdziwił się Kargul.

– Ja też uprawiałem ziemię – zapewnił go zreumatyzowany Skaut.

– Jeszcze za sanacji.

– Ile pan miał tej ziemi? -

Osiemnaście tysięcy mórg. Moje nazwisko Kozieł-Potocki…

– Ot, kolega się trafił! Taż u nas tyle nawet PGR nie ma! – A ile by kosztował cały FGR? – dopytywał się dociekliwie Skaut, który najwyraźniej śnił o powrocie do rodzinnych tradycji.

– Z tym to kłopot serdeczny. PGR-y rządowe są.

– Ja tam do waszego rządu nic nie mam – stwierdził pojednawczo sekretarz Skautów II Rzeczypospolitej.

– Tylko żeby tych komunistów rząd nie dopuszczał do władzy.

– Aj, mądrego przyjemnie posłuchać – Kargul pokiwał głową, ale w głębi duszy pomyślał, że tak bezlitośnie ciemnych politycznie ludzi jak w tej Ameryce to u nich w całym powiecie ze świecą by szukać.

– My tu ze sobą mamy woreczek naszej ziemi – głową wskazał stroiciela, który snuł się pod ścianami z workiem przy piersi. Skaut założył okulary i przyjrzał się uważnie workowi.

– To wyście przyjechali chyba na deka sprzedawać tę ziemię. A po ile cenicie? Kargul zmierzył rozmówcę pełnym oburzenia spojrzeniem: ktoś taki śmiał zwracać się do niego jako do swego kolegi-rolnika! – Aj, Bożeńciu, czego to ludzie z głodu nie wymyślą – westchnął.

– Taż niech wam wreszcie zaświta w tej łepecie, że nie wszystko jest do sprzedania… Słońce zaczynało już chylić się ku zachodowi, a Kaźmierz wciąż kręcił się po podjeździe Funeral Home braci Malec, nie tracąc nadziei, że FBI pomoże im jakoś spełnić ostatnią wolę Johna. -Kaźmierz – usłyszał za plecami bas Kargula.

– Czas zaczynać! -Aj, Władek, miej sumienie. Ta Sirley to jedynaczka. Należy sia na najbliższą rodzinę zaczekać.

– Kaźmierz, taż ona nic o pogrzebie nie wie! – Obiecał ten mały September dziewuchnę odnaleźć.

– Potrzebne nam to jak zającowi dzwonek przy ogonie -mruknął Kargul.

– Majątek byłby większy do podziału…

– Żeby jego wilcy, no! – rozsierdził się Pawlak tym cynicznym przejawem materializmu.

– Mnie dusza omal że z zawiasa nie wyrwie sia, a ten cudze majątki liczy! Wziął zamach, jakby chciał łokciem ugodzić w żebra Kargula, ale w tym momencie w drzwiach Funeral Home stanął Malec One; i z ponurym uśmiechem równie życzliwie co stanowczo zaprosił ich na rozpoczęcie ceremonii. Z niewidocznych głośników sączy się niesłyszalnie – słyszalna muzyka, na ścianach holu wisi kilkanaście zegarów, z których każdy wskazuje inną godzinę, by uprzytomnić tym, którzy przyszli tu spotkać się z drogim nieboszczykiem, że i dla nich jest już gdzieś ustalona godzina, na której zatrzyma się zegar ich życia; złocone litery – A, B, C, D, E, F – pokazują wejścia do poszczególnych parlorów; w każdym z tych saloników przyjmuje swych gości inny nieboszczyk. Ponieważ w Ameryce życie winno zawsze zwyciężać śmierć, a smutek jest czymś niestosownym, to uczestnicy ceremonii nie są traktowani jak żałobnicy, a raczej jako grono przyjaciół które zebrało się, by spotkać się z kimś, kto udaje się tylko w dłuższą od innych podróż. Było to ostatnie party przed długą wycieczką w nieznane… Jeśli na tym ostatnim party było dużo gości, bracia Malcowie bez trudności pozbywali się dzielących parlor składanych ścian. Powstawało wówczas coś w rodzaju dużego living-roomu, pełnego wygodnych kanapek i foteli, pokrytych sztuczną skórą. Po ścianach wiła się sztuczna zieleń, tworząc nastrój rajskiej gęstwiny. Obrazy w złoconych ramach przedstawiały zachodzące nad morzem słońce lub szczyty gór pokryte wiecznym lodowcem… Lada chwila Malec One wskaże gościom wejście do parloru, gdzie będą mogli spotkać się po raz ostatni z Johnem Pawlakiem i przekonać się naocznie, że nieboszczyk, który wychodzi spod ręki braci Malec wygląda jak żywy! Pawlak przeciskał się wśród ciżby stłoczonych w przedsionku gości, gorączkowo szukając stroiciela z workiem ziemi. Jeśli nie mógł zapewnić swemu bratu obecności córki, to przynajmniej niech ta ziemia z Polski zapewni mu spokój w mogile i połączy z rodziną. Po drodze musiał się wymówić od roli „toastmistrza” na weselu Steve'a, a prezesce klubu Wiernych Polek odmówić udziału w „karciance” pod pretekstem, że nie mają jak dojechać.