– Ja to biorę na siebie, Pawlak! Rozwiodę Anię.
– Żeby jego wilcy! A na coż jej taki kłopot? – No problem! Żaden kłopot. Pojadą do stanu Nevada i wezmą z Bobem ślub od ręki! – Czy mister kołowaty, czy jak? – Pawlak patrzył na Septembra wzrokiem, jakim zwykle mierzył Kargula na chwilę przed podjęciem zdecydowanego ataku. September, licząc na patriotyzm Kaźmierza, postanowił pierwszy przystąpić do ofensywy. Przywołał syna i powiedział: – Przedstaw się dziadkom Ani. Jak ty się nazywasz? – Fseszeń Junior – powiedział.
– On chce teraz wrócić do nazwiska Wrzesień! -zakomunikował z dumą mister September.
– Bądźcie patriotami i dajcie mu wnuczkę! To dzięki niej przekonał się do polskości! -Niech mnie lepiej mister w denerwację nie prowadza – ostrzegł go Kaźmierz.
– U mnie dusza omal z zawiasa nie wyskoczy, że my wnusię zgubiwszy, a on mnie do grzechu namawia! – Take it easy, Pawlak – September klepnął przyjacielsko Pawlaka po plecach z miną hurtownika, który dobrze wie, że kupiec-detalista i tak jest zależny od niego.
– Niech ona sama zadecyduje! – Ot tobie na! Taż to durna bździągwa! – zaoponował gwałtownie Kargul.
– Kto wie, co takiej do łba strzeli! – Na tym w amerykańskiej demokracji polega wolność, że nawet głupi ma prawo decydować o sobie -przekonywał ich September nabijając fajkę tytoniem.
– Czego to ludzie z głodu nie wymyślą – westchnął Kargul.
– U nas w socjalizmie tylko partyjne nawet za mądrzejszych od siebie decydują! – Jak wy się zgodzicie, to mój syn postara się ściągnąć na otwarcie klubu Bobby Vintona! – pertraktował September w imię powrotu swego syna do korzeni.
– It's wonderfull! – słysząc to ucieszyła się katastrofistka, ubrana w bluzkę z nadrukiem l like Carter! – To byłby hit! Przyszłyby tłum – What wont you drink? Whisky? Gin and soda? Burbon? Schotch? Podczas kiedy przyszła żona Steve'a Faya szykowała im drinki, Kargul półgłosem poinformował Septembra, że ich znajoma chyba ma sklerozę, skoro tak prędko zapomniała polskiego języka.
– Tu ci, co są najkrócej chcą być bardziej amerykańscy niż Amerykanie! Nie znacie tutejszych Polaków.
– Wskazał fajką kłócących się przy fortepianie prezesów, prezydentów i komisarki różnych kół i klubów.
– Awo! Kiedy wam tu zaświta historyczne myślenie, że Polacy nie dzielą się na tutejszych i krajowych, tylko na mądrych i głupich! Wy tu macie te durackie Fahrenheity, co wyżej stoją od naszego Celsjusza, a temperatura w końcu ta sama! W tej chwili wśród skupionych przy fortepianie organizatorów powstało zamieszanie. Mike Kuper przytknął do ust blaszanego kogutka, zapiał chrypliwie i zaczął na głos układać swój scenariusz: najpierw pan Przyklęk zagra hymn i wszyscy się popłaczą, potem zabrzmią tony poloneza, dzieci ruszą od drzwi ku estradzie i tam zastygną w patriotycznej pozie z rękami złożonymi jak do modlitwy, a wówczas on dokona uroczystego otwarcia…
– Tyż piknie! – wykrzywił się szyderczo prezydent Związku Podhalan. -Tylko dlaczego akurat ty, Mike?! – A kto odkrył, że w tym domu ćwiczył Paderewski? – Ja! – niespodziewanie odezwał się od fortepianu stroiciel, co wcale nie spotkało się z uznaniem organizatorów.
– Ale- ja nadałem to on the air! – Mike nie myślał ustąpić komukolwiek pierwszeństwa.
– Po mnie przemówi ktoś z rodziny! Wyciągnął rękę i przywołał na estradkę Kargula. Kiedy ten ociężale ruszył od baru w stronę mikrofonu, Pawlak odstawił szklankę i doskoczył do Mike'a.
– Ot, pomorek! Taż on dla Jaśka nie rodzina! Mike zmierzył spojrzeniem mikrą postać Pawlaka i bez wahania odsunął go na bok jak zawadzający na scenie rekwizyt. -W Ameryce liczy się format i prezencja! Kargul skwapliwie potwierdził gestem głowy zgodność swoich poglądów ze zdaniem Mike'a.
– Niech on mnie w denerwację nie wprowadza – zapienił się Pawlak, doskakując do Mike'a i oskarżycielsko wyciągając palec w stronę Kargula.
– Przez niego świętej pamięci brat mój do Ameryki musiał uciekać! – All right! – ucieszył się Mike, któremu oświadczenie Pawlaka dało argument do ręki.
– Więc właśnie przemówi człowiek, któremu John tak wiele zawdzięczał! Kargul poczuł wielką satysfakcję, że oto sprawdziło się jego przekonanie, że John dlatego zaprosił właśnie jego, że mikra postura rodzonego brata wydała mu się zbyt nędzna jak na obowiązujący w Ameryce format. Ten cały Mike zna się na ludziach, skoro nie do Kaźmierza lecz do niego zwrócił się z pytaniem, czy znajakąś piosenkę, którą lubił w młodości John Pawlak.
– Znam! – Zagramy, żeby mu zrobić przyjemność – oświadczył Mike, notując coś na kartce.
– Taż on nie żyje! – wyrwał się Pawlak, ale stojący obok Steve Fay rozproszył jego obiekcje: – Dont worry! Przez tę piosenkę on będzie tu z nami! Twarz prezydenta Podhalan wyrażała niewzruszone przekonanie, że zaśpiewanie ulubionej piosenki zrobi Johnowi niebywałą frajdę. Ale Kaźmierz nie mógł sobie jakoś przypomnieć żadnej wzniosłej pieśni, dzięki której Jaśko już w młodości mógłby nabrać odpowiedniego dla Ameryki formatu. A wtedy Kargul, rozgrzany coctailami, zapowiedział wykonanie utworu, który Jaśko najchętniej śpiewał na wygonie przy pasionce. Nabrał powietrza, przytupnął dziarsko i trzymając za statyw mikrofonu jak za kibić dziewczyny, wykonał pół obrotu i huknął dziarsko: Hej, kochałem cię dziewczę, Oj, kochałem skrycie, Hej, chciałem pożartować, A zrobiło się dziecię! Rozległ się śmiech i oklaski. Pawlak swoją interwencją przerwał karierę Kargula jako showmana: wskoczył na estradkę i chwycił go za klapy.