– Jest? – z nadzieją spytał Kargul.
– Była tu pół godziny temu! Wyrzucili ją! Wskazywał na zegarek, gestami odtwarzając scenę wyrzucenia Ani za drzwi hotelu.
– Aj, Bożeńciu! Może to i lepiej – stwierdził Pawlak.
– Taż tu sami mężczyźni! – I dlatego była bezpieczna -September-Junior starał się im wytłumaczyć, że w „Columbus-Hotel” mieszkają sami homoseksualiści. Pawlak zdębiał, a Kargul westchnął: – Czego to ludzie z głodu nie wymyślą…
Rozdział 45
Lincoln stał pod kamienicą, która wyglądała jak świeżo po pożarze: wybite okna, na miejsce szyb wklejone tekturyi gazety: pod domem piętrzyły się wyrzucone wprost przez okna stare lodówki, wypalone materace, rozbite telewizory i stosy tekturowych pudeł; na wydeptanej ziemi tkwiły wypalone wraki samochodów… Pawlak i Kargul z nie skrywanym przerażeniem przyglądali się twarzom małych Murzynków, którzy rozpłaszczali swoje nosy i wargi na szybach samochodu. Przyglądali się jego pasażerom i głośno wymieniali uwagi, jakby rozważając, czy lepiej będzie ich zlinczować, czy wystarczy podpalić samochód. Niektórzy nawet już pstrykali zapalniczkami, gromadząc jakieś papiery pod silnikiem samochodu. Disater area – rejon klęski. Tak nazwał to miejsce September-Junior, wioząc ich pod adres Shirley, który uzyskał od dyrektora Columbus-Hotel”. Jadąc w stronę Near West znaleźli się wśród ruder, pustych placów po wyburzonych domach, gdzie chodniki zawalały stosy gnijących odpadów.
– Aj, Władyś, jakby my już we Wrocławiu byli – delektował się Pawlak znajomym widokiem, ale w miarę jak posuwali się West Madison street, opuszczało go poczucie swojskości. Kiedy w rejonie Skid Row September zatrzymał się pod ponurą kamienicą, Kaźmierz poczuł się jak w zasadzce: mieli tu czekać na powrót Juniora, a tymczasem stado czarnych podrostków chciało ich upiec w środku lincolna. Na razie starali się urwać wszystko, co tylko się dało. Kiedy limuzyna została pozbawiona anteny, kołpaków na kołach i jednego lusterka, z bramy wyskoczył Junior. Tuż za nim wylądowało wielkie pudło pełne puszek po coca-coli zrzucone z dziesiątego piętra. Zasłaniając sobie głowę chłopak dopadł samochodu i nie czekając, aż z maski zeskoczy czarna dziewczynka z kijem od baseballa w ręku, ruszył ostro przed siebie. Dziewczynka leżała rozpłaszczona na masce i wymachując kijem szczerzyła zęby do Pawlaka.
– Co z Anią? Junior, mieszając słowa polskie i angielskie, wyjaśnił, że wczoraj wyprowadziła się stąd razem z Shirley! Kiedy zatrzymał się na światłach, czarna dziewczynka zeskoczyła z maski i grzmotnęła kijem w dach Lincolna. Rozległ się huk, jakby wybuchł granat i Pawlak skurczył się,: zasłaniając głowę.
– Ot, wpadli my w kałabanię – mruknął Kargul.
– Mówiłem, że z czarnymi nie wyjdziemy na swoje.
– Żeby on tej Sirlej-Oll-rajt nie znalazł, nie byłoby kłopotu. Nauczyła ta czekolada Anię amerykańskiej wolności, że teraz tylko siadłszy – płacz… Pawlak tym razem nie wystąpił w obronie nowego członka rodziny Pawlaków. Jechał zgnębiony i smętny. Nic go nie obchodziło, że w powrotnej drodze September-Junior pokazuje im pomnik Kościuszki i Humboldtpark, który kiedyś był polski, a teraz przeszedł pod władanie
Portorykańców. Nawet nie dotarło do niego, że z powodu Ani ten chłopak, który jeszcze tydzień temu odcinał się od swego pochodzenia teraz chce im pokazać polskie pomniki. Ocknął się dopiero z tego stanu gdy za szybą ujrzał niespodziewanie łeb konia. Pomyślał, że to przywidzenie: skąd w tym korku na moście mógłby wśród setek aut pojawić się koń? A jednak patrzyły na niego aksamitne oczy, widział kształtny łeb, grzywę, rozdęte chrapy, wszystko, co mu przypominało jego ogierka…
– Ki czort?! – powiedział do siebie.
– Konie tu taksówkami jeżdżą?! Łeb konia, wieńczący smukłą szyję, obrócił się w stronę Pawlaka. Wystawał z przyczepy, którą ciągnął samochód. Kaźmierz gwałtownie odkręcił szybę. Jakieś ciepło rozlało się wokółjego serca. Trącił Kargula łokciem pod żebro, by zwrócić jego uwagę na ten cud: wśród tych warczących blaszanych pojazdów pojawia się prawdziwy żywy koń! I to jako pasażer samochodu! Kargul ze wzruszenia przełknął ślinę, jakby nagle w obcym milionowym tłumie spotkał kogoś zza miedzy. Kiedy lincoln zrównał się z samochodem, który po sąsiednim pasie ciągnął przyczepę z koniem, zaskoczony Kargul przeczytał napis na samochodzie: Police Department.
– A jego za co aresztowali?! Pawlak pokiwał głową, wyraźnie litując się nad dolą ogiera w tym nieludzkim świecie.
– U nas przynajmniej do koni nie czepiają sia.
– Pora nam wracać, Kaźmierz. Jak u nich konie taksówkami jeżdżą, a lochy w muzeum parsiuki rodzą, tak tu uczciwy człowiek nie ma życia!
Rozdział 46
– Aj, Bożeńciu! Mieli my wrócić, póki Wisienka nie wycieli się a my tu jak gówno w przerąblu kręcim sia! – westchnął Kargul. -Taż ja by zarutko wracał, choćby i na kolanach, ale bez Ani -Pawlak rozłożył ręce w bezradnym geście. Wygniatali kanapę w living-roomie, gapiąc się bezmyślnie w migające na ekranie obrazki. Bez marynarek, bez krawatów wyglądali na zdemobilizowanych weteranów, którzy przegrali wojnę…
– Może Ania się zjawi na otwarcie klubu? – starał się ich pocieszyć Franio Przyklęk, który ostatnio żył tym nadchodzącym wydarzeniem.
– Ot, dziermoli pan Przyklęk-zgasił jego nadzieję Kargul. -Kto tu w ogóle przyjdzie, jak każdy może sobie w domu lepsze głupoty pooglądać? W tej chwili patrzył właśnie na ekran telewizora, na którym w szalonym pędzie mknęły po torze zawodniczki roller-skatingu: nogi na rolkach śmigały wzdłuż bandy, zawodniczki w hełmach, z numerami na plecach, doganiały jedna drugą, starając się za wszelką cenę dobić rywalkę hokejowym „bodiczkiem” do drewnianej bandy i połamać jej wszystkie żebra; dziki wyraz twarzy mknących po pochyłym torze białych i czarnych dziewczyn wskazywał na to, że nikt na torze nie może liczyć na odruch litości; ich długie pazury wyciągały się drapieżnie. twarzy prawadzącej w tym szaleńczym wyścigu zawodniczki, jakby każda była gotowa zedrzeć jej z głowy hełn wraz ze skalpem.
– Czego to ludzie z głodu nie wymyślą – westchnął Kargul.
– Pościg za pieniądzem, panie Władysławie – stroiciel patrzył na te zmagania z nie mniejszym obrzydzeniem niż dziadkowie Ani.
– W jednym to socjalizm ma wyższość nad imperializmem, że nie każe kobitom tak za groszem ganiać sia! – stwierdził Pawlak, ze zgrozą patrząc na ekran.
– Niech no tylko socjalizm dolarami zacznie płacić, to i u nas taki wyścig zacznie sia, że tylko żebra będą trzeszczeć! Kargul dalej sięgał wyobraźnią niż Pawlak, ale ten jak zwykle musiał mieć ostatnie słowo: – U nas to prosto niemożliwe, bo skąd ty u nas takie rolki wytrzepiesz, a?
W tej chwili przed dom Johna Pawlaka zajechał taksówką September-Junior. Zaskoczony dostrzegł swój czerwony kabriolet. Jeśli jest mustang, znaczy, że znalazła się ta cholerna ciocia Shirley, a wraz z nią Ania! Dopadł do mustanga. W stacyjce tkwiły kluczyki. Dotknął maski: była jeszcze ciepła. Jednym susem pokonał schodki i wpadł prosto do livingu. Rozejrzał się naokoło. Zobaczył tylko siedzących w białych koszulach obu dziadków Ani oraz stroiciela. Wszyscy wpatrywali się w ekran telewizora na reklamy nadawane w przerwie sprawozdania z zawodów roller-skatingu.