Выбрать главу

No a kiedy dziewczyna pochowała swego oficera, to już do wszystkich, nawet do tych najgłupszych, dotarło: coś z nią jest nie w porządku. I wtedy zmieniono jej przezwisko.

W rodzinne strony nie mogła wrócić, a zresztą nie chciała. Jej życie całkiem się teraz odmieniło. Ludzie usuwali się dziewczynie z drogi, unikali z nią wszelkich kontaktów. Kiedy przeszła obok, żegnali się krzyżem świętym i spluwali przez ramię. A lgnął do niej wiadomo kto – złodzieje, bandyci, tacy, co śmierć mają za nic. Widziałeś przecie, jak rozkwitła, kiedy ze swego oficera wszystkie soki wyssała. Cóż, najpierwsza moskiewska piękność. Bez dwóch zdań.

No i dalej już poszło. Kolka Czop (słynny w złodziejskim fachu, jego rewir to Mieszczany) pożył z nią dwa miesiące, zabawił się – i swoi ludzie go zadźgali, o łup poszło.

Potem był Jaszka z Kostromy, koniokrad. Kłusaki czystej krwi wyprowadzał prosto ze stajni i Cyganom sprzedawał za ogromne pieniądze. Nieraz po parę tysięcy miewał w kieszeni. Niczego jej nie żałował, obsypywał ją złotem. Zastrzelili Jaszkę psy, policaje, będzie temu z pół roku.

Teraz jest z nią Książę. Już trzy miesiące. Awanturuje się, szaleje. Dla popisu. Dawniej był zwyczajnym złodziejem, dziś dla niego wykończyć człowieka to tyle, co zgnieść muchę. Wszystko przez to, że się ze Śmiercią związał i wie: niedługie mu życie pisane. Jak mówią: prosisz śmierć w gości, nie czekaj litości. Przezwiska nie nadaje się ot, tak sobie, i to jeszcze takiego.

– Ale jakiego? – nie wytrzymał Sieńka, słuchający opowieści z otwartymi ustami. – W końcu żeś, Procha, nie powiedział.

Procha wytrzeszczył na niego oczy i postukał się w czoło. Ach, żeż ty, powiada, głupolu nierozgarnięty! Że też cię przezwali Skorik! Toż, mówi, od godziny ci tłumaczę. Śmierć – taką ma ksywkę. Wszyscy tak ją wołają. A ona nic, przywykła do tego imienia. I zawsze, jak je słyszy, to się odzywa.

Jak Sieńka został swojakiem Chitrowki

Procha myślał, że Sieńka ma taką ksywkę – Skorik. Chłopak żwawy, bystry, wyszczekany – stąd przezwisko *. Naprawdę zaś ksywka pochodziła od nazwiska. Ojciec Sieńki zwał się Trifon Stiepanowicz Skorikow. A jak się zwie teraz, jeden Bóg wie. Może wcale nie Trifon Stiepanycz, tylko jakiś anioł Trifaniel. Wątpliwe jednak, czy ojczulek powiększył grono aniołów – bądź co bądź, mocno popijał, chociaż dobry był z niego człowiek. Ale mamusia… ta to już na pewno nieopodal tronu Najwyższego miejsce znalazła.

Sieńka często rozmyślał o tym, kto z bliskich dokąd trafił. Co do ojca, nie był pewien, jednak matka, a także braciszkowie i siostrzyczki, którzy pomarli na cholerę razem z rodzicami, z pewnością przebywają w królestwie niebieskim. Nawet się o to dla nich nie modlił, bo wiedział, że i tak się tam znaleźli.

Cholera trzy łata temu nawiedziła ich osadę i wielu zabrała ze sobą. Ze wszystkich Skorikowów tylko Sieńka i jego brat Wania zostali na tym świecie bożym. Dobrze to czy źle? Zależy, jak na rzecz spojrzeć.

Dla Sieńki wszystko się raczej na złe obróciło, gdyż od tamtego czasu zmieniło się całkiem jego życie. Ojczulek był subiektem w dużym sklepie tytoniowym. Wynagrodzenie pobierał przyzwoite, tytoń dostawał za darmo. Jako mały chłopak Sieńka nigdy nie chodził goły i bosy. Jak to się mówi, był i syty, i umyty. W porę nauczony czytać, pisać i liczyć, przez pół roku zdążył jeszcze pochodzić do szkoły handlowej, kiedy jednak osierociał, edukacja się skończyła. No cóż, trudno, mała strata, krótki żal.

Bratu Wańce się poszczęściło, wziął go do siebie sędzia pokoju Kiiwszynnikow, który u ojczulka zawsze kupował angielski tytoń. Sędzia i jego żona nie mieli dzieci, dlatego przygarnęli Waniatkę, który był maleńki i pulchny. A Sieńka – duży, kościsty – nie mógł liczyć na względy sędziego. Wziął chłopca do siebie daleki krewny, wuj Zot Łarionycz z Suchariewki. Tam też Skorik nauczył się nieposłuszeństwa i samowoli.

Bo i nie mógł inaczej.

Wuj, bydlę brzuchate, głodem go morzył, do wspólnego stołu nie pozwalał siadać, choć przecie Sieńka to ta sama krew, rodzina. W soboty Zot go bijał – nieraz sprawiedliwie, ale najczęściej ot tak, bez powodu. Grosza mu nie płacił, chociaż Sieńka tyrał w sklepie niezgorzej, tak jak inni chłopcy na posyłki, których zarobek wynosił osiem rubli. A najgorsze, że co dzień rano Sieńka musiał za swoim kuzynem Griszką nosić tornister do gimnazjum. Griszką kroczył dumnie przodem, zajadając landrynki, a Sieńka postępował za nim niczym dawny chłop pańszczyźniany, dźwigając ciężki tornister (psotny kuzyn czasami specjalnie wkładał tam cegłę). Ach, dobrze byłoby tego Griszkę wycisnąć jak czyrak, żeby nie zadzierał nosa i podzielił się landrynami, albo walnąć go cegłą w łeb. Ale nic z tego, musiał Sieńka znosić udrękę.

I znosił, dopóki mógł. Czyli całe trzy lata.

Oczywiście niekiedy się odgrywał za swoje krzywdy. Wtedy lżej mu się robiło na duszy.

Pewnego razu wpuścił Griszce mysz do poduszki. Ta w nocy wydostała się na zewnątrz i zaplątała we włosy kuzyna. Krzyku było co niemiara. Ale nikomu nie przyszło do głowy, że to sprawka Sieńki.

Albo w ostatnie zapusty, kiedy w domu napiekli, nagotowali, nasmażyli różności, a sierocie dostały się dwa dziurawe bliny i kapka oleju, Skorik się wściekł i do saganka z gęstym kapuśniakiem wlał wywaru owsianego, który zalecają jako środek przeciw zaparciom. Pobiegajcie sobie, obżartuchy, przetrząśnijcie tyłki. I wtedy też mu się upiekło – uznali, że to pewnie nieświeża śmietana im zaszkodziła.

Kiedy się tylko dawało, podbierał ze sklepu różne drobiazgi – nici, nożyczki, guziki. Co było można, sprzedawał na rynku Suchariewskim, co nie – wyrzucał. Nieraz, gdy coś zginęło, dostawał wciry, ale tylko jako podejrzany – za rękę nikt go nigdy nie złapał.

Za to kiedy już wpadł, to na dobre, z hukiem. A wszystko przez litościwe serce. Przez nie Sieńka zapomniał o ostrożności.

Pewnego dnia dostał wiadomość od brata Wani, o którym od trzech lat nie słyszał. Nieraz cieszył się w duchu, wyobrażając sobie, jak to szczęściarzowi Waniuszy musi być dobrze u sędziego Kuwszynnikowa, nie to co jemu, Sieńce. Aż tu nagle list.

Dziw, że doszedł. Na kopercie napisano: Do Moskwy na Suchariewkę dla braciszka Sieni, co mieszka u wuja Zota. Zot Łarionycz miał znajomego na pobliskiej poczcie, który domyślił się i przyniósł przesyłkę, daj mu Boże zdrowie.

Oto co było w liście:

Kochany braciszku Sienia, co u ciebie słychać. U mie bardzo źle. Karzo mi pisać litery krzyczo i dokuczajo, chociaż niedługo moje imieniny. Prosiłem o konika a oni nie i nie. Pszyjedź i zabierz mie od tych nie dobrych ludzi. Twuj braciszek Waniusza.

Sieńka przeczytał – ręce mu się zatrzęsły i łzy polały z oczu. A to ci szczęściarz! Sędzia też dobry. Małego dzieciaka dręczy, żałuje mu na zabawkę. Po co sierotę brał na wychowanie?

Słowem, poczuł się dotknięty do żywego i uznał, że byłby ostatnim łajdakiem, gdyby zostawił brata na pastwę losu w takim nieszczęściu.

Adresu zwrotnego na kopercie nie było, ale poczciarz powiedział, że stempel jest z Tiopłych Stanów, to miejscowość pod Moskwą, jakieś dziesięć wiorst za rogatką kałuską. A gdzie konkretnie sędzia mieszka, z pewnością można się dowiedzieć na miejscu.

Skorik niedługo się namyślał. Nazajutrz akurat wypadało świętego Jana, imieniny Waniuszki.

Wyruszył Sieńka z odsieczą dla brata. Jeżeli Wańce jest naprawdę źle, zabierze go ze sobą. Lepsza już wspólna poniewierka. Po co każdy ma się męczyć sam?

вернуться

* Od ros. skoryj – szybki, bystry.