Skorik zerknął na tamtego gniewnie. Chętnie by mu przyłożył za „patałacha”. Ale w tej samej chwili Oczko zrobił coś takiego, że Sieńka aż jęknął: machnął ręką, nożyk niczym srebrzysta iskierka przeleciał przez cały pokój i utkwił dokładnie w oku Najświętszej Dziewicy.
Dopiero teraz Sieńka dostrzegł, że wszyscy święci na ikonach mają wykłute oczy a z ciała Zbawiciela na krzyżu, wszędzie tam, gdzie powinny być gwoździe, sterczą również takie same nożyki.
Oczko wyjął z rękawa jeszcze jeden i wycelował w oko Dzieciątka, które trzymała w ramionach Maryja. Wreszcie odwrócił głowę w stronę znieruchomiałego Sieńki.
– Czego ci trzeba, młodzieńcze?
Skorik podszedł, oglądając się na chłopaka, który wciąż stał w drzwiach, i zgodnie z poleceniem powiedział cicho:
– Śmierć czeka, już nie może wytrzymać.
Wyrzekł te słowa i przestraszył się. A jeśli mężczyzna nie zrozumie? I zapyta: „Na co czeka?” Przecież on, Sieńka, tego nie wie.
Ale długowłosy o nic nie pytał, tylko zwrócił się do chłopaka z uprzejmą prośbą:
– Panie Kilka, zechce pan łaskawie zamknąć drzwi z drugiej strony.
Skorik zrozumiał, że Oczko każe się tamtemu wynosić, ale Kilka wcale go nie posłuchał – nie ruszył się z miejsca.
Wtedy Oczku wyślizgnął się z prawego rękawa kolejny nożyk i trafił prosto w futrynę, o werszek od ucha Kilki. Chłopak zmył się w mgnieniu oka.
Okularnik przyjrzał się Sieńce uważnie. Oczy za szkłami miał jasne i zimne niby dwie bryłki lodu. Wyjął z kieszeni papierowy kwadracik, podał go chłopcu i rzekł cichym, uprzejmym głosem:
– Proszę wziąć, młodzieńcze, i oddać. Zajrzę dziś koło ósmej… Chociaż nie, jeszcze chwileczkę…
I rzucił w stronę drzwi:
– Ej, panie Szóstka, jest pan tu jeszcze?
W szczelinę znowu wsunął się Kilka. Widać miał nie jedną ksywkę, lecz dwie. Pociągnął nosem i upewnił się:
– A nie będziesz ciskał piórkiem?
Oczko odpowiedział niezrozumiale:
– Mistrz pióra, słynny nasz Parny, już wyszedł z mody w nasze dni… Kiedy mamy rendez-vous, pardon, spotkanie z Wampirem?
Kilka-Szóstka wszakże pojął, o co tamtemu chodzi. Mówili, powiedział, że o siódmej.
– Dziękuję. – Oczko skinął głową i zwrócił się do Sieńki: – Nie, na ósmą nie zdążę. Proszę przekazać, że będę o dziewiątej lub nawet o dziesiątej.
Odwrócił głowę i znowu jął się wpatrywać w ikonostas. Sieńka zrozumiał: rozmowa skończona.
Z powrotem szedł przez Chitrowkę, podwórkami, na przełaj. Wciąż myślał: to dopiero chwaty! Nic dziwnego, że Książę, mając taką gwardię przy boku, został najsławniejszym moskiewskim bandytą. On, Skorik, rad by oddać wszystko, żeby tylko razem z nimi siedzieć na melinie – swój między swymi.
Za zaułkiem Chitrowskim, gdzie na skraju placu wyczekiwali robotnicy dniówkowi do wynajęcia, Sieńka stanął pod uschniętą topolą i rozwinął papierowy pakiecik. Ciekaw był, co też takiego drogocennego zawiera, że Śmierć gotowa była zapłacić za dostarczenie aż pięć rubli.
Biały proszek, przypominający sacharynę. Sieńka polizał go – był słodkawy, ale nie tak słodki jak sacharyna.
Zagapił się, nie widział, jak podeszła Taszka.
– Sieńka, co ty, narkomanem zostałeś? – zapytała. Wtedy dopiero go olśniło. No jasne, przecież to narkotyk!
Dlatego Śmierć miała źrenice czarniejsze niż noc… A więc to tak…
– Tego się nie liże, tylko wącha – wyjaśniła Taszka.
Teraz, rankiem, nie była wyszykowana i umalowana, w ręku trzymała koszyk – chyba wracała ze sklepu.
– Daj Sobie z tym spokój, Sieńka. Na mózg ci się rzuci, zobaczysz.
Mimo to wziął szczyptę, wsunął do nosa i wciągnął ile sił. Fu świństwo! Łzy pociekły mu z oczu, zaczął kichać i cały się usmarkał.
– No i co, durniu, musiałeś spróbować? – Taszka skrzywiła się. – Mówię ci, odpuść sobie. Powiedz lepiej, co tu mam. – I pokazała palcem swoje włosy, w które wetknęła rumianek i jeszcze jakieś dwa kwiatki, których Sieńka nie znał.
– No co? Krowią Łączkę.
– Nie żadną łączkę, tylko trzy przesłania. Majeranek znaczy „nienawidzę mężczyzn”, rumianek – „obojętność”, a srebrnik – „sercowa skłonność”. Idę sobie na przykład z jakimś klientem, którego nie znoszę. Wtykam we włosy majeranek, czyli okazuję mu pogardę, a ten żłób nawet o tym nie wie. Albo stoję teraz z tobą i we włosach mam srebrnik, bo jesteśmy przyjaciółmi.
Rzeczywiście zostawiła tylko srebrnik, żeby zrobić Sieńce przyjemność.
– A po co ci obojętność?
Taszka błysnęła oczami, oblizała spękane wargi.
– Może się we mnie zakocha jakiś kawaler, będzie przynosił cukierki, korale. Nie przegonię go, jeśli mi się spodoba, ale każda dziewczyna ma swoją dumę. Nic po sobie nie pokażę, tylko wepnę we włosy rumianek, niech się tamten dręczy niepewnością…
– Co znowu za kawaler! – prychnął Sieńka, zawijając z powrotem biały proszek w papierowy kwadracik. Wsunął go do kieszeni, a tam coś brzęknęło. Sznurek nefrytów, skradziony Chińczykowi. Więc dodał: – Jak chcesz, to ci podaruję korale bez żadnego zakochania.
Wyjął nefryty i pomachał nimi Taszce przed nosem, a ona aż się rozpromieniła z radości.
Och, powiada, jakie piękne! I w moim ulubionym kolorze, szmaragdowym. Naprawdę mi je podarujesz?
– A bierz na zdrowie.
I dał jej sznurek nefrytowych paciorków – niewielka strata, siedemdziesiąt kopiejek.
Taszka zaraz je włożyła na szyję, cmoknęła Sieńkę w policzek i popędziła do domu – czym prędzej przejrzeć się w lustrze. Skorik też pobiegł na bulwar Jauzański. Śmierć się przez niego długo naczekała.
Pokazał jej pakiecik z daleka i włożył z powrotem do kieszeni. Śmierć na to:
– Coś ty? Dawaj prędzej!
Ma łzy w oczach i głos jej drży. A Sieńka:
– Dobrze, zaraz. Coś obiecała? Pisz karteczkę do Księcia, żeby mnie przyjął do swojej bandy.
Śmierć rzuciła się do niego, chciała mu odebrać pakiecik siłą, ale gdzie tam – Sieńka zaczął się z nią gonić dookoła stołu. Pobawili się chwilę w berka, aż zaczęła go błagać:
– Daj, kacie, nie znęcaj się dłużej.
Sieńce zrobiło się jej żaclass="underline" taka piękna, a taka nieszczęśliwa. Żyć nie może bez tego ohydnego proszku. I nagle pomyślał: a może Książę nie ulegnie babskiej prośbie, choćby go błagała najbardziej ubóstwiana kochanka? Ale chyba nie, chłopaki mówili, że on nigdy niczego jej nie odmawia, ani w ważnych sprawach, ani w drobnych.
Kiedy się tak wahał, czy oddać jej narkotyk, czy nie, Śmierć z ponurą miną usiadła przy stole, oparła czoło na ręce i znużonym głosem wyrzekła:
– A niech cię diabli porwą, dzikusie. Tak czy siak, jak podrośniesz, bandytą zostaniesz.
I jęknęła cichutko, jakby z bólu. Potem wzięła kawałek papieru, coś na nim nagryzmoliła i pchnęła karteczkę w stronę Sieńki.
– Masz, udław się.
A on przeczytał i nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Na świstku Śmierć nakreśliła zamaszyście:
Książę weź chłopaka do siebie. Akurat taki ci się nada. Śmierć.
Jak Sieńka pokazał, na co go stać
– Mnie się nada? A na kiego grzyba ty mi jesteś potrzebny?
Rozzłoszczony Książę potarł podbródek z dołkiem i przeszył Sieńkę swoimi czarnymi oczami. Chłopaka aż dreszcz przeszedł, ale nie stracił kontenansu.
– Powiedziała: idź, Skorik, nic się nie bój, na pewno się przydasz Księciu, już ja to wiem. Właśnie tak mówiła.