Выбрать главу

Reece wyszedł do aneksu kuchennego, by nalać kawy, a Taylor zaczęła mu się przyglądać. Miał na sobie drogie, lecz pomięte spodnie i równie zmiętą koszulę. (Na komodzie leżał stos nowych koszul z firmy Brooks Brothers; być może wkładał jedną z nich, kiedy musiał iść do sądu, a nie zdążył odebrać bielizny z pralni). Zmierzwione, ciemne włosy były nieco zbyt długie, by nie zostały zauważone przez co bardziej konserwatywnych wsporników kancelarii. Szczupła sylwetka. Wiedziała, że ma trzydzieści kilka lat. Specjalizował się w postępowaniach układowych i miał znakomitą reputację. Klienci firmy kochali go, ponieważ wygrywał procesy; firma kochała go, ponieważ wygrywając procesy, zapewniał jej wysokie dochody. (Taylor słyszała, że obciążył kiedyś pewnego klienta należnością za dwadzieścia sześć godzin swej pracy w ciągu jednej doby – pracował w samolocie lecącym do Los Angeles i wykorzystał różnicę czasu).

Był idolem młodych pracowników, którzy mimo to nie lubili z nim współpracować, gdyż było to zbyt wyczerpujące. Wspólnicy – choć byli jego przełożonymi – nie czuli się w jego towarzystwie swobodnie, jako że pisane przez niego w ich imieniu podsumowania czy pozwy procesowe przewyższały poziomem dokumenty sporządzane przez starszych pracowników firmy.

Reece był również aktywnym uczestnikiem wprowadzanego przez firmę programu dobrej woli i poświęcał wiele czasu na reprezentowanie niewypłacalnych klientów w procesach kryminalnych.

Jeśli idzie o życie osobiste, to w oczach wielu aplikantek uchodził za najbardziej atrakcyjnego mężczyznę w firmie. Był człowiekiem wolnym i zapewne lubiącym kobiety (jego rozwód nie stanowił bezspornego dowodu, ale młode damy gotowe były uznać tę poszlakę za zupełnie wiarygodną). Według krążących plotek przeżył co najmniej dwa romanse z pracownicami firmy. Jego wielbicielki dobrze wiedziały, że jest zaprzysięgłym pracoholikiem, co stanowiło poważną przeszkodę dla jakichkolwiek trwałych związków. Mimo to niektóre z nich marzyły o tym, by zwrócił na nie uwagę, nawet jeśli otwarcie go do tego nie zachęcały.

Reece wrócił do gabinetu, zamknął za sobą drzwi i podał jej filiżankę z kawą. Potem usiadł na fotelu.

– No więc, krótko mówiąc, nasz klient został obrabowany – oznajmił.

– Czy chodzi o typ rabunku, jakiego dopuszczają się bandyci w kolejce podziemnej, czy o działalność Urzędu Podatkowego?

– Chodzi o włamanie.

– Naprawdę? – Taylor stłumiła ziewnięcie i potarła dłońmi piekące ją oczy.

– Co pani wie o prawie finansowym? – spytał Reece.

– Że opłata za czek bez pokrycia wynosi piętnaście dolarów.

– To wszystko?

– Niestety wszystko. Ale potrafię szybko się uczyć.

– Mam nadzieję – rzeki z powagą Reece. – Oto pierwsza lekcja. Jednym z klientów firmy jest New Amsterdam Bank and Trust. Czy miała pani kiedyś z nimi coś wspólnego?

– Nie. – Znała jednak tę nazwę i wiedziała, że kryje się pod nią jeden z wielkich banków, będący klientem firmy Hubbard, White and Willis niemal od stu lat. Wyjęła z torebki notes i odkręciła pióro.

– Proszę niczego nie zapisywać.

– Lubię notować ważne fakty.

– Nie, proszę tego nie robić – powiedział stanowczym tonem.

– Okay, jak pan sobie życzy – mruknęła, chowając notes.

– W ubiegłym roku ten bank pożyczył dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów pewnej nowojorskiej firmie – ciągnął Reece. – Chodzi o spółkę Hanover and Stiver, Inc.

– Czym oni się zajmują?

– Coś produkują. Nie wiem. – Reece wzruszył ramionami. – Świecidełka, bransoletki, bańki, błyszczące koraliki. Spłata długu miała się zacząć przed sześcioma miesiącami, ale firma nie przelała na konto banku ani jednej raty. Zaczęła się ożywiona wymiana korespondencji, lecz pieniądze dotąd nie wpłynęły. Wobec tego, stosownie do warunków umowy, firma ma obowiązek natychmiast zwrócić całą sumę – ćwierć miliarda dolarów.

– Co oni zrobili z tymi pieniędzmi?

– Dobre pytanie. Ja mam wrażenie, że one nadal gdzieś są. Przecież, do diabła, nie mieli dość czasu, by wydać całą sumę. Tak czy inaczej z punktu widzenia naszego cenionego klienta, czyli banku New Amsterdam, sprawa wygląda następująco: w związku z recesją gospodarczą rezerwy banku się kurczą. Każdy bank musi mieć zawsze do dyspozycji pewną sumę. Ale New Amsterdam nie dysponuje już takimi pieniędzmi. Muszą uzupełnić rezerwy, bo inaczej sprawą zajmie się bank federalny. A jedyną szansą na przypływ znacznej gotówki jest odzyskanie tego długu. W przeciwnym razie bank upadnie. W związku z tym powstaje wiele problemów. Po pierwsze, Amsterdam jest najcenniejszym klientem Donalda Burdicka. Jeśli bank upadnie, ani on, ani nasza firma nie będą zadowoleni, bo New Amsterdam płaci nam rocznie honoraria sięgające sześciu milionów dolarów. Po drugie, New Amsterdam to bank z duszą. Mają największy w kraju system kredytowy, działający na rzecz przedsiębiorców reprezentujących mniejszości narodowe. Jeśli idzie o mnie, to nie jestem nawiedzonym liberałem, ale być może słyszała pani o tym, że jednym z moich ulubionych przedsięwzięć…

– Jest program dobrej woli, czyli program obrony niewypłacalnych przestępców.

– Zgadza się. Wiem z pierwszej ręki, że najlepszym sposobem wspomagania biednych dzielnic jest wspieranie przedsiębiorczości ich mieszkańców. Więc cała ta sytuacja ma dla mnie również wymiar… filozoficzny.

– A jak dokładnie wygląda sytuacja?

– Na początku jesieni wystąpiliśmy do sądu przeciwko firmie Hanover, domagając się zwrotu dwustu pięćdziesięciu milionów dolarów wraz z odsetkami. Jeśli uda nam się szybko uzyskać wyrok sądowy, będziemy mogli zabezpieczyć na poczet tego długu aktywa firmy, zanim inni jej wierzyciele dowiedzą się, co im zagraża. Jeśli jednak nastąpi jakieś opóźnienie tego wyroku, firma ogłosi bankructwo, aktywa znikną, a bank New Amsterdam będzie musiał dochodzić swych należności od syndyka masy upadłościowej.

Taylor stuknęła kilkakrotnie piórem o kolano. Choć nie chciała tego okazać, czuła rosnące zniecierpliwienie.

– A co z tym włamaniem?

– Zaraz do tego dojdę – odparł Reece. – W momencie otrzymania pożyczki firma Hanover musiała podpisać skrypt dłużny. Jest to dokument, w którym dłużnik zobowiązuje się do zwrotu sumy kredytu. Rodzaj obligacji. Rozprawa została wyznaczona na wczoraj. Byłem do niej perfekcyjnie przygotowany, nie mogliśmy jej przegrać. – Westchnął. – Tyle że… Kiedy wytacza się komuś proces o zwrot pożyczki, trzeba przedstawić ten skrypt dłużny w sądzie. W sobotę bank przesłał mi ten dokument pocztą kurierską. Włożyłem go do tego sejfu.

Wskazał dużą, metalową szafę, przyśrubowaną do podłogi. W jej drzwiach zamontowano dwa potężne zamki.

– Więc ten skrypt dłużny został ukradziony? – spytała z niedowierzaniem Taylor.

– Ktoś wyjął go z mojego cholernego sejfu – powiedział ściszonym głosem Reece. – Po prostu wszedł do gabinetu i jakoś go stąd wyniósł.

– Czy musi pan mieć oryginał? Nie może pan posłużyć się kopią?

– Być może wygralibyśmy tę sprawę bez niego, ale jego brak opóźni postępowanie procesowe o wiele miesięcy. Udało mi się uzyskać odroczenie rozprawy do przyszłego tygodnia, ale sędzia nie zgodzi się na dalszą zwłokę.

– Ale kiedy… – Taylor wskazała głową sejf. – W jaki sposób został ukradziony?

– Byłem tu w nocy z soboty na niedzielę do jakiejś trzeciej nad ranem. Pojechałem do domu, żeby się trochę przespać, i wróciłem rano o dziewiątej trzydzieści. Myślałem nawet o tym, żeby zdrzemnąć się na miejscu. – Wskazał leżący w kącie pokoju śpiwór. – Żałuję, że tego nie zrobiłem.