– Możliwe – przyznałem jej rację. Byłem nie tylko zmęczony, wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że byłem również wyjątkowo spięty. Niewykluczone, że zostałem chwilowym impotentem właśnie z tego powodu.
Ale problem wydawał mi się głębszy. Bywałem do tej pory równie zmęczony i podenerwowany, a mimo to zupełnie dobrze dawałem sobie radę w łóżku. Powód musiał tkwić w niej, w dziewczynie, w jej odmienności.
Odmienność.
Rozdęcie żołądka, długie włosy, biblioteka…
– Przyłóż ucho do mojego brzucha – poprosiła i zwinęła koc pod stopy.
Miała bardzo piękne gładkie ciało. Ani grama zbędnego tłuszczu, średniej wielkości piersi i płaski brzuch. Jakim cudem zmieściło się w nim tyle jedzenia? Zupełnie jak w płaszczu Harpo Marksa. Przyłożyłem ucho do jej brzucha nieco powyżej pępka. Cienka warstwa skóry w tym miejscu była miękka i ciepła.
– Słychać coś? – zapytała.
Wstrzymałem oddech. Niestety, niczego poza biciem serca nie udało mi się usłyszeć. Zdawało mi się, że leżę w lesie i słucham dalekiego odgłosu siekiery.
– Nie – powiedziałem.
– Nie można usłyszeć żołądka? – zdziwiła się. – Tego jak trawi?
– Nie wiem, pewnie nie. Nie słychać przecież, jak sok żołądkowy rozpuszcza pokarm. Ruchów robaczkowych też chyba nie można usłyszeć.
– Ale ja to bardzo wyraźnie czuję. Posłuchaj jeszcze chwilę.
Leżałem w tej samej pozycji jeszcze jakiś czas. Obojętnie przyglądałem się włosom na jej łonie, ale pracy żołądka nie usłyszałem. Przypomniałem sobie podobną scenę w filmie Pojedynek na Atlantyku. Tuż pod moim uchem trawił ogromny żołądek, ale, jak łódź podwodna z Curdem Jiirgensem na pokładzie, nie zdradzał tego żadnym dźwiękiem.
Podniosłem głowę, oparłem się o poduszkę i objąłem dziewczynę ramieniem. Poczułem zapach jej włosów.
– Masz tonik? – zapytała.
– W lodówce – odpowiedziałem.
– Mogę się napić wódki z tonikiem?
– Oczywiście.
– Tobie też nalać?
– Proszę.
Kiedy zupełnie naga wyszła do kuchni, nastawiłem płytę Johnny Mathisa z piosenką Teach Me Tonight i nucąc do wtóru, wróciłem do łóżka. Ja, mój miękki penis i Johnny Mathis.
The sky, the blackboard.… – w tym momencie dziewczyna wróciła z kuchni, niosąc szklanki na książkach o jednorożcu zamiast tacki.
– Ile masz lat? – spytała.
– Trzydzieści pięć – odpowiedziałem. Szczera i jednoznaczna odpowiedź to jedna z rzeczy, które cenię w życiu najbardziej. – Od dawna rozwiedziony, bez dzieci, bez kochanki.
– Ja mam dwadzieścia dziewięć. Za pięć miesięcy trzydzieści.
Jeszcze raz przyjrzałem się jej twarzy. Nie wyglądała na tyle. Dałbym jej dwadzieścia dwa, najwyżej dwadzieścia trzy lata.
– Młodo wyglądam, ale naprawdę mam dwadzieścia dziewięć- powiedziała. – A ty, tak naprawdę, nie grasz przypadkiem zawodowo w baseball?
O mało nie zakrztusiłem się wódką.
– Nic podobnego – zaprzeczyłem. – Ostatni raz grałem w baseball chyba piętnaście lat temu. Skąd ci to przyszło do głowy?
– Mam wrażenie, że znam twoją twarz z telewizji. A nie oglądam nic poza baseballem i wiadomościami.
– W wiadomościach też nie występowałem.
– Może w reklamie?
– Nie, nigdy – odparłem.
– To pewnie ktoś bardzo do ciebie podobny… Ale i tak nie wyglądasz na kogoś, kto pracuje w branży komputerowej. Tu niby ewolucja, tam jednorożec, a z kieszeni wystaje ci nóż sprężynowy.
Spojrzałem na spodnie, które leżały na podłodze. Faktycznie, z kieszeni wystawał nóż.
– Zajmuję się obecnie danymi z zakresu biologii, a właściwie biotechnologii. Te dane mają dużą wartość handlową i dlatego muszę zachować ostrożność. Ostatnio nasiliły się kradzieże danych.
– Aha – mruknęła bez przekonania.
– Ty też pracujesz z komputerem, a wcale na to nie wyglądasz.
– To zupełnie inna sprawa. Wprawdzie po studiach ukończyłam kurs obsługi komputerów, ale tego, co robię w bibliotece, nie można chyba nazwać pracą z komputerem. Wpisuję tylko nowe książki do katalogu i wywołuję je w razie potrzeby. To wszystko.
– Co to za komputer?
Podała mi symbol. Był to najnowszy model komputera biurowego średniej klasy. Przy umiejętnym wykorzystaniu można przeprowadzać na nim dość skomplikowane obliczenia. Tylko raz miałem z nim do czynienia.
Zamknąwszy oczy, myślałem o komputerze, a dziewczyna jeszcze raz napełniła szklanki wódką z tonikiem. Piliśmy, siedząc w łóżku. Automat przestawił igłę i longplay Mathisa zabrzmiał od początku. W związku z tym znów musiałem zanucić the sky, the blackboard…
– Nie wydaje ci się, że do siebie pasujemy? – spytała. Co chwila trącała mnie niechcący zimną szklanką.
– Pasujemy?
– No, ty masz trzydzieści pięć, a ja dwadzieścia dziewięć, nie sądzisz, że to odpowiedni wiek?
– Odpowiedni wiek? – Zdaje się, że zaraziłem się od niej tym echem.
– Wiemy już, czego chcemy w życiu, poza tym jesteśmy wolni, chyba nie byłoby nam z sobą źle. Ja bym tobie nie przeszkadzała, a sama też robiłabym to, co uważam za słuszne… nie lubisz mnie?
– Lubię – powiedziałem. – Ty z rozdętym żołądkiem, ja impotent, rzeczywiście stanowimy dobraną parę.
Roześmiała się i objęła dłonią mój zwiotczały penis. Zrobiła to akurat tą ręką, w której poprzednio trzymała szklankę. Jej dłoń była tak lodowata, że nieomal skoczyłem na równe nogi.
– Zaraz ci go naprawię – wyszeptała mi do ucha. – Ale nie musisz się spieszyć. Moje życie kręci się raczej wokół jedzenia. Do seksu przykładam tyle wagi, co do deseru. Cieszę się, jeśli jest, ale nie rozpaczam, jeśli go nie ma. Oczywiście pod warunkiem, że zadowolę się przedtem czymś innym.
– Deser?
– Tak. Wytłumaczę ci to dokładniej innym razem. Porozmawiajmy teraz o jednorożcu. Chyba po to mnie tu sprowadziłeś?
Skinąłem głową i odstawiłem puste szklanki na podłogę. Dziewczyna puściła mój penis i sięgnęła po książki. Były to Archeologia zwierząt Burtlanda Coopera i Zoologia fantastyczna J.L. Borgesa.
– Przejrzałam te książki, zanim tu przyszłam. Krótko mówiąc, w tej – wskazała na Zoologię fantastyczną - jednorożec zaliczony został do zwierząt, które nie istniały naprawdę, takich jak smok czy syrena, a ta – mówiła, pokazując Archeologię zwierząt - jest bardziej rzeczowa i nie wyklucza istnienia tego zwierzęcia w przeszłości. Ale niestety w obu książkach jest bardzo mało na ten temat. W porównaniu ze smokiem albo diabłem zaskakująco mało. Jednorożec żył pewnie na uboczu i nie rzucał się zbytnio w oczy. Przykro mi, ale to wszystko, co udało mi się znaleźć w bibliotece.
– To wystarczy. Chciałem dowiedzieć się czegoś podstawowego. Czy mogłabyś to teraz przeczytać i opowiedzieć mi w skrócie? Tak łatwiej będzie mi się skoncentrować.
Wzięła do ręki Zoologię fantastyczną i otworzyła ją w miejscu, które wcześniej zaznaczyła zakładką.
– Po pierwsze trzeba wiedzieć, że istnieją dwa rodzaje jednorożców. Jeden to jednorożec europejski, wywodzący się ze starożytnej Grecji, drugi to jednorożec chiński. Różnią się tak wyglądem, jak i charakterem. Na przykład grecki został opisany tak:
„Ciałem podobny (jest) do konia, głową do jelenia, nogami do słonia, ogonem do wieprza; ryczy mocno, ma róg jeden czarny, dwa kubitus długi, sterczący ze środka czoła. Zwierzęcia tego nie można podobno żywcem dostać" [2].