Выбрать главу

– Zrobią wszystko i wszystko przegrają – spojrzał uważnie na Knüfera. – Wszyscy co do jednego. Bez wyjątku. Niech pan o tym pamięta.

WIESBADEN, SOBOTA 14 GRUDNIA, KWADRANS PRZED PÓŁNOCĄ

Rainer Knüfer nabrał srebrną łyżeczką kupkę czerwonego kawioru i ozdobił nim kostkę czarnego komiśniaka z grubo mielonej mąki. Następnie w połówkę cytryny wkręcił kryształowy, ponacinany wzdłuż stożek umieszczony w okrągłej foremce. Foremka napełniła się sokiem. Kilka jego kropel złamało mdły smak kawioru. Knüfer popił ten kęs szampanem i wyjął po raz kolejny zaproszenie, które zostało własnoręcznie wypisane przez dyrektora.

Mam zaszczyt zaprosić Szanownego Pana na grę specjalną w dniu 14 grudnia br. o północy w sali głównej kasyna. Po grze zapraszam na raut, który odbędzie się w piwnicach kasyna. Zaproszenie dotyczy tylko Szanownego Pana Rainera Knüfera bez osób towarzyszących. Z poważaniem

Claus von Stietencrott, dyrektor

Knüfer rozejrzał się po należącej do kasyna restauracji „Käfer’s Bistro” i poczuł dreszcz, który wstrząsnął nim dotkliwie. Jego matka tak mu objaśniała to przykre uczucie: „Śmierć zajrzała ci w oczy”. Teraz zajrzała mu w oczy nadzieja dostatniego życia: oto Knüfer codziennie spożywa obiady na tych srebrzystobiałych obrusach, oto siedzi na tych miękkich siedziskach z wiśniowej skóry, oto rozkraja nożem z wygrawerowanym herbem zarumienionego prosiaczka, odkłada nóż na srebrny koziołek i podaje siedzącej obok niego dziewczynie różowy kawałek mięsa otoczony chrupiącym kołnierzykiem panierki; jej jasne włosy w złotej aureoli pająkowatych kandelabrów odcinają się ostro od soczystowiśniowych kotar, kelner kłania się w pas, a z oddali mieni się tęcza trunków poustawianych na trójkątnych serwetkach w ogromnym mahoniowym barze; Knüfer jeszcze raz patrzy na dziewczynę i zastanawia się, kim ona jest Detektyw potrząsnął głową i został sam na sam ze swoimi marzeniami. Złożył starannie zaproszenie, pod wykrochmaloną białą serwetę wsunął banknot dziesięciomarkowy i wyszedł do hallu kasyna. Przy wejściu do sali głównej jakiś wyliniały blondyn z bródką w szpic pokazywał strażnikowi zaproszenie identyczne jak to, które spoczywało w smokingu Knüfera. Strażnik ukłonił się, a jego dłoń w białej rękawiczce zrobiła zapraszający gest. Po chwili w sali głównej kasyna znalazł się również Knüfer. Było już tam – jak szybko policzył – trzydziestu ośmiu mężczyzn. Wszyscy ubrani we fraki lub smokingi, a ich gorsy emanowały śnieżnym blaskiem. Krupier Richter kręcił bezgłośnie kołem ruletki, goście poprawiali cylindry, zawijali wokół szyj jedwabne szaliki, postukiwali laseczkami; niektórzy, by ukryć zakłopotanie, inni, by zwrócić na siebie uwagę, większość, by dać wyraz zniecierpliwieniu. Mijały minuty. Wzrok Knüfera wędrował po kremowych ścianach, rozpalał się w elektrycznym blasku żyrandoli i znajdował wytchnienie w spokojnej, szorstkiej zieleni sukna pokrywającego stoły. Szmer zniecierpliwienia przybierał na sile.

Po chwili przeszedł w łoskot powitań i przymilny szum aprobaty. Na salę weszła Sophie, a za nią dyrektor von Stietencrott i Bodo von Finckl. Sophie ubrana była w obcisłą, długą, czarną atłasową suknię i rękawiczki do łokci tejże barwy i z tegoż materiału. Knüfer podszedł blisko niej i zdawało się, że w jej jasnozielonych oczach dostrzega ślady niedawnych łez. Oczy von Finckla były nieporuszone, a jego drobne żółte zęby zaciskały się co chwila na górnej wardze. Von Stietencrott poprawił monokl, podniósł do góry obie ręce i rozpoczął przemówienie.

– Szanowni państwo, dzisiejszego wieczoru przypadł mi w udziale zaszczyt powitania państwa na grze specjalnej – jedynej w swoim rodzaju i drugiej w historii naszego kasyna. Witam przede wszystkim główną bohaterkę tej uroczystości, madame Isabelle Lebetseyder – von Stietencrott uchylił cylindra i złożył Sophie głęboki ukłon. – Witam przedstawicieli naszej heskiej szlachty, hrabiego Adriana von Knoblocha i hrabiego Hermanna von und zum Stein, ludzi pióra: znakomitych dziennikarzy naszego dziennika „Wiesbadener Woche”, a nade wszystko znanego pisarza Markusa Wielandta, który uprzejmie zgodził się – mutatis mutandis – opisać nasze spotkanie w swojej nowej powieści, która jest jeszcze in statu nascendi. Ponadto witam – last but not least – wszystkich panów tu obecnych, stałych i nowych gości naszego zakładu.

Zagrzmiały brawa, a von Stietencrott rozwachlował się w ukłonach.

– Drodzy państwo, przedstawię teraz zasady dzisiejszej gry oraz dalszy program wieczoru. Za chwilę rozegramy specjalne i jedyne w swoim rodzaju va banque: Bodo von Finckl kontra kasyno w Wiesbaden, reprezentowane przez moją osobę. Szanowny pan von Finckl jako pierwszy raczy obstawić czerwone lub czarne, albo parzyste lub nieparzyste. Mnie oczywiście przypadnie obstawienie pola przeciwnego niż pole obstawione przez pana von Finckla. Mojemu szanownemu przeciwnikowi – w razie jego wygranej – zostanie anulowany zaciągnięty wobec kasyna dług, którego wysokość jest i pozostanie znana jedynie mnie i jemu. W razie jego przegranej, madame Isabelle Lebetseyder zostanie zatrudniona na minimum dwa miesiące w naszym kasynie. Warunki pracy i płacy oraz rezygnacji z posady są madame Lebetseyder znane. Ruletka zostanie zakręcona tylko raz. Zawieranie podzakładów między panami nie jest zabronione. Przyjmować je będzie obecny tu krupier Paul Richter. Jeden procent podzakładów przechodzi na rzecz kasyna. Po zakończeniu gry va banque są państwo zaproszeni do podziemi, gdzie odbędzie się raut i ten rodzaj gry w ruletkę, który jest niedostępny zwykłym bywalcom kasyna – von Stietencrott nabrał powietrza i zapytał patetycznym tonem. – Czy madame Lebetseyder, pan von Finckl zechcieliby potwierdzić wobec świadków, że to, co powiedziałem, odpowiada prawdzie? – von Stietencrott, usłyszawszy dwukrotne głośne „tak”, dał znak Richterowi. Ten rozłożył na stole wagę laboratoryjną i położył na jednej szalce kulkę, na drugiej zaś – mały odważnik. Po stwierdzeniu idealnej równowagi przyjął postawę zasadniczą i zakrzyknął:

– Mes dames, monsieurs, s’il vous plait, faites vos jeux. Przyjmuję również podzakłady.

Von Finckl podsunął Sophie wysokie, ciężkie krzesło, zajął miejsce za stołem naprzeciw dyrektora, wyjął z kieszeni złotego carskiego imperiała i podsunął go swej towarzyszce do pobłogosławienia. Miękkie pagórki piersi poruszyły się gorączkowo w rozległym dekolcie, palec w atłasowej rękawiczce uczynił znak krzyża. Von Finckl podrzucił monetę nad tabelą obstawiań. Moneta zakręciła się i potoczyła poza planszę. Von Finckl zacisnął powieki i jedną myślą uruchomił serię asocjacji. Ośmioro dzieci w wilgotnej izbie będzińskiego krawca Finkelsztejna, szyjącego chałaty dla biedoty, para rodziców – zapalczywy suchotnik i troskliwa myszka w przekrzywionej peruce – para śmierdzących kóz, które zimowały wraz z domownikami. Pierwszomajowy pochód w Będzinie i płachty krwistych sztandarów, czerwona twarz Szai Brodskiego, który ściska nowego skarbnika żydowskiej partii „Bund”, Bernarda Finkelsztejna, a potem po czterech miesiącach otwiera partyjną kasę i nie widzi stosu złotych imperiałów, czerwony szal luksusowej dziwki w łódzkim hotelu, czerwona robotnicza krew na będzińskim bruku, czerwona krew bundowców, których składki przyniosły mu fortunę w łódzkim kasynie w „Grand Hotelu”. Von Finckl otworzył oczy i powiedział:

– Stawiam na czerwone.

– Nie! – krzyknęła Sophie. – Masz postawić na parzyste. Ta gra jest o mnie i ja mam tu też coś do powiedzenia.

Wśród zgromadzonych mężczyzn rozległ się szmer podziwu. Zawierano między sobą zakłady. Potężny brodacz o słowiańskim akcencie i wyglądzie wetknął w dłoń Richtera zwitek banknotów.