Выбрать главу

Mały ściągnął w dół moje białe szorty, odsłaniając penis do połowy.

– Będzie trochę bolało – uprzedził.

Czułem, jak zlepek powietrza wielkości piłki tenisowej przesuwa mi się z żołądka w kierunku gardła. Czubek nosa zrosił mi pot. Bałem się. Bałem się, że zrani mnie w członek. Bałem się, że jeśli to zrobi, już nigdy nie będę miał wzwodu.

Celem mężczyzny nie był jednak penis. Rozciął mi brzuch. Około pięciu centymetrów poniżej pępka. Ciepłe jeszcze ostrze zanurzył lekko w moim podbrzuszu i przejechał nim w prawą stronę. Prosto jak od linijki. Chciałem się cofnąć przed nożem, ale zablokowany przez olbrzyma z tyłu, nawet nie drgnąłem. Na dodatek mały trzymał mój członek w lewej ręce. Cały oblałem się zimnym potem. Tępy ból przyszedł po chwili. Mały wytarł ostrze noża chusteczką higieniczną, a olbrzym zwolnił ucisk. Widziałem, jak moje białe szorty nasiąkają krwią. Olbrzym przyniósł mi ręcznik z łazienki. Przyłożyłem go do rany.

– Siedem szwów i po krzyku – powiedział mały. – Blizna co prawda zostanie, ale w takim miejscu nikt nie będzie o niej wiedział. Przykro mi, ale taki już jest ten świat, musisz trochę pocierpieć.

Odsunąłem ręcznik i przyjrzałem się ranie. Nie była zbyt głęboka, ale spod krwi wyłaniało się różowe mięso.

– Pokaż tę ranę ludziom z Systemu. Powiedz im, że groziliśmy ci, że zrobimy to samo nieco niżej, jeśli nie powiesz nam, gdzie jest czaszka. Ale ty naprawdę nie wiesz, więc nie mogłeś nam tego powiedzieć. Dlatego daliśmy ci spokój. To właśnie były tortury. Kiedy tracimy cierpliwość, robimy znacznie gorsze rzeczy. Ale na dziś wystarczy. Może przy następnej okazji pokażemy ci coś bardziej efektownego.

Przyciskając ręcznik do brzucha, skinąłem w milczeniu głową. Przeczucie mówiło mi, że nie należało z nimi dyskutować.

– To wy przysłaliście do mnie tego nieszczęsnego człowieka z gazowni, prawda? – spytałem. – Żebym schował dane i czaszkę.

– Nie jesteś głupi – powiedział mały i spojrzał na olbrzyma. – Tak właśnie trzeba pracować głową. Kto wie, może uda ci się nawet przeżyć? Jak dobrze pójdzie.

Następnie wyszli z mieszkania. Nie musieli otwierać ani zamykać drzwi. Moje wyrwane z zawiasami drzwi stały teraz otworem dla całego świata.

Zdjąłem i wyrzuciłem do śmieci zakrwawione szorty. Następnie zamoczyłem w wodzie kawałek gazy i wytarłem krew wokół rany. Czułem rwący ból przy każdym zgięciu ciała. Bluza też ubrudzona była krwią. Z ubrań leżących na podłodze wyszukałem jakieś płytkie slipki i koszulę w takim kolorze, na którym plamy z krwi nie rzucają się zbytnio w oczy. Kosztowało mnie to dużo wysiłku.

Poszedłem do kuchni i napiłem się wody. Potem usiadłem na krześle i czekałem na ludzi z Systemu.

Nie musiałem długo czekać, przyszli jakieś pół godziny później. Było ich trzech. Jednego znałem – to młody łącznik, który przychodził do mnie po odbiór danych. Miał na sobie, jak zwykle, ciemny garnitur, białą koszulę i krawat, jaki noszą urzędnicy kasy pożyczkowej. Dwaj pozostali, w trampkach i kombinezonach, przebrani byli za pracowników firmy transportowej. Oczywiście wcale nie wyglądali jak urzędnik i pracownicy fizyczni jakiejś firmy. Mieli rozbiegane oczy i napięte mięśnie, w każdej chwili gotowi byli do odparcia ataku.

Oni również weszli bez pukania i nie zdejmując butów. Podczas gdy dwóch w kombinezonach robiło przegląd mieszkania, łącznik zajął się przesłuchaniem. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki czarny notes i zapisywał w nim to, co uznał za stosowne. Powiedziałem mu, że do mieszkania wtargnęło dwóch mężczyzn i że szukali czaszki. Potem pokazałem mu ranę. Oglądał ją przez chwilę, lecz nie wypowiedział się na jej temat ani słowem.

– Co to właściwie za czaszka? – spytał.

– Nie mam pojęcia – odparłem. – Sam chciałbym wiedzieć.

– Naprawdę niczego sobie nie przypominasz? – powiedział głosem bez intonacji. – To bardzo ważne. Radzę ci, żebyś sobie przypomniał. Potem nie będę uwzględniał poprawek. Skoro przyszli do ciebie po czaszkę, to znaczy, że musieli mieć jakiś powód. Nic się nie rodzi z zera. W dodatku przeszukali mieszkanie dość gruntownie. Trudno uwierzyć, że nie masz nawet pojęcia, o co mogło im chodzić.

– Skoro jesteś taki mądry, to może sam mi wyjaśnisz, o co w tym wszystkim chodzi? – odparłem.

Łącznik postukał ołówkiem w notes.

– Dowiem się – powiedział. – Ale gdyby się okazało, że coś przed nami ukryłeś… nie chciałbym być w twojej skórze. Rozumiesz?

Przytaknąłem. Skąd mogłem wiedzieć, co się jeszcze stanie.

– Podobno symbolanci znów coś kombinują. Zaczynają działać. Nie wiemy jeszcze, co zaplanowali i jaki to ma związek z tobą, ale po nitce do kłębka dowiemy się wszystkiego. To jedno jest pewne.

– Co mam robić w takiej sytuacji?

– Uważać. I radzę ci odpocząć. Najlepiej zrezygnuj z następnego zlecenia. Jeśli coś zauważysz, natychmiast kontaktuj się z nami. Czy twój telefon działa?

Podniosłem słuchawkę. Telefon był sprawny. Olbrzym chyba umyślnie nie ruszał telefonu. Ciekawe dlaczego.

– Działa – powtórzyłem.

– Słuchaj – ciągnął – masz dzwonić do mnie nawet w najdrobniejszej sprawie. Niczego nie staraj się rozwiązać na własną rękę. Niczego nie ukrywaj. Oni nie żartują. Następnym razem nie skończy się na lekkim zadraśnięciu brzucha.

– Zadraśnięciu? – oburzyłem się.

Dwaj mężczyźni w kombinezonach skończyli swoją pracę i wrócili do kuchni.

– Niezła robota – stwierdził starszy. – Szukali według planu, nie pominęli niczego. To zawodowcy. Nie ma wątpliwości, to symbolanci.

Łącznik skinął głową i mężczyźni w kombinezonach wyszli z mieszkania. Zostaliśmy z łącznikiem sami.

– Dlaczego pocięli mi ubrania? – westchnąłem. – Przecież nie mogłem schować do kieszeni czaszki. Oczywiście, gdybym miał jakąś czaszkę.

– To zawodowcy. Mogłeś zostawić czaszkę w skrytce na dworcu, a w mieszkaniu schować tylko klucz. Taki klucz mogłeś wsadzić wszędzie.

– Rzeczywiście – powiedziałem. Rzeczywiście.

– Swoją drogą, nie składali ci jakichś propozycji?

– Propozycji?

– Na przykład przejścia do Fabryki. Nie obiecywali pieniędzy albo wysokiej pozycji? A może cię szantażowali?

– Nie, nie przypominam sobie. Rozcięli mi brzuch i pytali o czaszkę; to wszystko.

– Słuchaj i dobrze zapamiętaj – powiedział łącznik. – Nie wolno ci się zgodzić, nawet gdyby coś ci zaproponowali. Jeśli zdradzisz, znajdziemy cię nawet pod ziemią. I zlikwidujemy. To nie pogróżki. Obiecuję ci to. Z nami jest państwo, możemy robić wszystko.

– Będę uważał.

Kiedy znowu zostałem sam, jeszcze raz spróbowałem zastanowić się nad całą sprawą. Niestety, brakowało mi najważniejszego ogniwa – nie wiedziałem, co właściwie kombinował profesor. Bez tego wszystkie moje przypuszczenia nie miały większego sensu. Natomiast to, co mogło zrodzić się w głowie tego starca, z pewnością przerastało moją wyobraźnię.

Pewne było tylko jedno – zdradziłem System. A kiedy się o tym dowiedzą, znajdę się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Nawet jeśli powiem, że zmuszono mnie do kłamstwa szantażem. Nie wybaczą mi, nawet gdyby mi uwierzyli.

Kiedy tak rozmyślałem, ból zrobił się nie do wytrzymania, postanowiłem więc pojechać do lekarza. Odszukałem w książce telefonicznej numer radiotaxi i zamówiłem taksówkę. Przyłożyłem do rany ręcznik, na to ubrałem luźne spodnie, założyłem też buty. Kiedy schyliłem się, żeby zawiązać sznurowadła, poczułem taki ból, jakbym rozrywał się na pół.

Zjechałem na dół windą, usiadłem w hallu i czekałem na taksówkę. Mijały mnie kobiety wracające z zakupów. Z ich siatek wyglądały pory i rzodkiew. Chyba im zazdrościłem. Nikt nie przewracał im lodówek, nikt nie rozcinał brzuchów. Myślą jedynie o wynikach swoich dzieci w szkole i o tym, jak przyrządzić pory, ich życie toczy się spokojnie. Nie muszą martwić się o jednorożce ani przeciążać głów transformacjami liczbowymi. To chyba właśnie jest normalne życie.