Выбрать главу

Ale nie wstały. Jedynie ich mokra sierść coraz wyraźniej błyszczała w porannym słońcu.

Dopiero kiedy zszedłem z wieży i wróciłem do mojego pokoju, zrozumiałem, jak bardzo nadwerężyłem oczy. Kiedy zamknąłem powieki, łzy jedna za drugą zaczęły kapać mi na kolana. Spróbowałem przemyć oczy zimną wodą, ale i to nie pomogło. Zasłoniłem okno i z zamkniętymi oczami przeleżałem kilka godzin.

Starzec zapukał do moich drzwi około dziesiątej. Przyniósł poranną kawę. Ujrzawszy mnie leżącego z twarzą w poduszce na łóżku, zmoczył ręcznik i przetarł nim moje powieki. Poczułem ostry ból za uszami, ale strumień łez został opanowany.

– Gdzie byłeś? – zapytał. – Nie wiesz, że poranne słońce jest bardzo ostre? Zwłaszcza gdy spadnie śnieg. Co ci przyszło do głowy, żeby wychodzić z domu w taki dzień!

– Widziałem je. Zdechło osiem, może dziewięć sztuk… nie, na pewno więcej.

– Zdechnie jeszcze więcej. Za każdym razem, kiedy spadnie śnieg.

– Dlaczego?

Odsunąłem ręcznik z twarzy i spojrzałem na starca wyczekującym wzrokiem.

– Są słabe. Zdychają z zimna i głodu. Tak było zawsze.

– Nie można temu zapobiec?

Starzec pokręcił głową. – Żyją tu od tysięcy lat i będą żyły drugie tyle. Zimą wiele z nich ginie, ale na wiosnę rodzą się następne. Nowe życie wypiera stare. Gdyby nie zdychały, nie starczyłoby trawy i liści dla wszystkich.

– Dlaczego nie przeniosą się w jakieś inne miejsce? W lesie liści jest pod dostatkiem, a na południu nie pada śnieg. Co je tu trzyma?

– Nie wiem – odparł. – Ale wydaje mi się, że nie mogą stąd odejść. Należą do Miasta, tak jak ja i ty. A może nie chcą odejść? Albo nie jedzą innych liści niż te, które rosną tutaj?

– Co się dzieje z ich zwłokami?

– Strażnik je pali – powiedział starzec, grzejąc swoje wielkie wysuszone dłonie na filiżance z kawą. – Teraz będzie miał dużo roboty. Najpierw obcina im łby. Gotuje je w wielkim garze i sporządza piękne czaszki. Ciała wywozi do lasu, oblewa olejem rzepakowym i pali.

– A potem napełnia czaszki Starymi Snami i oddaje do biblioteki? – zapytałem, nie otwierając oczu. – Dlaczego? Dlaczego właśnie czaszki?

Starzec nie odpowiedział. Usłyszałem skrzypienie podłogi pod jego stopami. Skrzypienie to powoli oddaliło się od łóżka i zatrzymało koło okna. Cisza trwała jeszcze jakiś czas.

– Dowiesz się, kiedy zrozumiesz, czym są Stare Sny. Nie mogę ci tego powiedzieć. To ty jesteś Czytelnikiem Snów. Ty sam musisz znaleźć odpowiedź.

Wytarłem łzy ręcznikiem i otworzyłem oczy. Przy oknie dostrzegłem zamazaną sylwetkę starca.

– Zimą różne rzeczy nabierają ostrości – ciągnął. – Czy to się komu podoba, czy nie. Śnieg pada, a one umierają. Nikt tego nie może powstrzymać. Po południu zobaczysz szary dym, który uniesie się nad murem. To dym z palonych zwłok. I tak będzie prawie codziennie. Biały śnieg i szary dym.

Hard-boiled wonderland – bransoletki, Ben Johnson, zmora

W czeluści za schowkiem panowała taka sama ciemność, jak za pierwszym razem, chociaż może dlatego, że wiedziałem już co nieco na temat Czarnomroków, zdawało mi się, że była jeszcze głębsza. W takiej zapierającej dech w piersiach ciemności musiała pogrążać się nocą Ziemia, zanim rozproszyły ją światła lamp, neonów i wystaw sklepowych.

Dziewczyna zeszła po drabinie pierwsza. Schodziła szybko, dziarsko człapiąc kaloszami, z aparatem na Czarnomroki w kieszeni peleryny i dużą latarką, przewieszoną skośnie przez ramię. Wkrótce usłyszałem jej głos, stłumiony szumem rzeki: „Droga wolna, możesz schodzić". Po czym ujrzałem w dole żółte światło. Wsadziłem latarkę do kieszeni i zacząłem schodzić. Znów chwila nieuwagi groziła skręceniem karku. Żeby o tym zapomnieć, przez cały czas myślałem o młodej parze z białego skyline'a, słuchającej Duran Duran. Oni o niczym nie wiedzieli. Nie wiedzieli, że schodzę teraz w ciemność z latarką i nożem w kieszeni, jedną ręką podtrzymując rozcięty brzuch. W głowie mieli tylko cyfry na szybkościomierzu, przeczucie lub wspomnienie seksu i nieszkodliwą melodię popularnej piosenki. Oczywiście nie mogłem ich za to winić.

Potem wyobraziłem sobie, że to ja siedzę za kierownicą skyline'a, obok mnie siedzi dziewczyna i słuchając Duran Duran, jedziemy nocą przez miasto. Czy zdejmie z lewej ręki dwie wąskie srebrne bransoletki, kiedy pójdziemy do łóżka? Nie, lepiej, żeby nie zdejmowała. Te bransoletki to jakby część jej ciała, powinny zostać na jej ręce.

Ale na pewno zdejmie. Dziewczyny zdejmują takie rzeczy pod prysznicem. W takim razie powinniśmy to zrobić, zanim weźmie prysznic. A może lepiej będzie, jeśli ją poproszę, żeby nie zdejmowała bransoletek? W każdym razie muszę coś wymyślić, żeby przespać się z nią w bransoletkach. Koniecznie.

Następnie wyobraziłem sobie nas w łóżku. Nie mogłem przypomnieć sobie jej twarzy, więc postanowiłem, że w pokoju będzie ciemno. Kiedy zdejmie tę swoją różową czy białą, czy może błękitną bieliznę, na jej ciele pozostaną już tylko bransoletki. Będą świecić w ciemności i wesoło dzwonić w pościeli.

Poczułem, że zaczynam mieć erekcję. Pięknie – pomyślałem. Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego nie wtedy, z dziewczyną z biblioteki, a teraz, na środku drabiny. Jakie to niby znaczenie mają dwie srebrne bransoletki? I to teraz, gdy świat ma się skończyć?

Kiedy zszedłem z drabiny i stanąłem na skalnym podłożu, dziewczyna poświeciła latarką dookoła.

– Uważaj, są tutaj – powiedziała.

– Skąd wiesz?

– Słyszę odgłos ich kroków. Takie ciche człapanie płetwami. Poza tym czuję ich woń.

Wytężyłem słuch i węch, ale niczego nie usłyszałem, nie poczułem też żadnego zapachu.

– Nie rozpoznasz ich, bo nie masz wprawy. Ja słyszę nawet ich głos, kiedy rozmawiają. Jest prawie niesłyszalny, jak głos nietoperzy.

– Jak, w takim razie, symbolantom udało się z nimi porozumieć?

– To proste, potrzebne tylko odpowiednie urządzenie. Wystarczy zamienić fale głosu Czarnomroków na fale zbliżone do fal głosu ludzi i na odwrót. Pewnie skonstruowali coś takiego. Dziadek mówił, że to bardzo proste. Sam też zamierzał zrobić takie urządzenie, ale zrezygnował.

– Dlaczego?

– Nie chciał z nimi rozmawiać. To przeklęte plemię. Ich mowa też jest przeklęta. Jedzą tylko zepsute mięso i gnijące śmieci, a piją tylko brudną wodę. Dawniej mieszkały pod cmentarzami i jadły pochowanych tam ludzi. Zanim zaczęto kremować zmarłych.

– To znaczy, że nie jedzą żywych ludzi?

– Jeśli złapią żywego człowieka, wsadzają go na kilka dni do wody i jedzą go po trochu, począwszy od najbardziej zepsutych części.

– Aha. – Z trudem złapałem powietrze. – Wiesz co, może jednak wrócimy?

Ale szliśmy dalej. Dziewczyna z przodu, ja za nią. Kiedy świeciłem latarką w jej plecy, złote klipsy wielkości pocztowego znaczka odbijały światło.

– Te klipsy nie są za ciężkie? – zagadnąłem ją z tyłu.

– Przyzwyczaiłam się – odparła. – To tak jak z penisem. Nie czujesz chyba jego ciężaru?

– Rzeczywiście. Raczej nie.

– No właśnie.

Znów szliśmy chwilę w milczeniu. Dziewczyna znała chyba drogę na pamięć, bo oświetlała tylko dalsze części korytarza. Ja natomiast musiałem świecić sobie pod nogi, nic więc dziwnego, że odległość między nami zwiększała się z każdym krokiem.

– Zdejmujesz klipsy, kiedy bierzesz prysznic albo wchodzisz do wanny? – spytałem, żeby nie zostawiła mnie samego. Szła nieco wolniej, kiedy coś mówiła.

– Nie. To bardzo seksowne, prawda?

– Tak – przyznałem. – To znaczy, skoro tak twierdzisz…

– Ty zawsze kochasz się od przodu? Twarzą w twarz?

– Tak, zazwyczaj.

– Ale robiłeś to też od tylu?

– Rzeczywiście.