Выбрать главу

— ...chodzi o to, żeby nie obliczać miejsce po miejscu, bo to jest nieskończoność. Musimy szukać sekwencji nieprzypadkowych, bo to oznacza wiadomość ukrytą we wnętrzu tego węża cyferek. Mam prawie pewność, że chodzi o sekwencje zer i jedynek. Oczywiście, pojedynczych zer i jedynek, nawet ułożonych w przypadkowe kombinacje, będzie całkiem sporo, z pewnością dziesięć procent zer, dziesięć procent jedynek, jak przystało na proporcje w ramach dziesięciu podstawowych cyfr. Ale program wie, czego może się statystycznie spodziewać, dlatego zareaguje alarmem tylko na nieoczekiwanie długą sekwencję zer lub jedności...

— Nie rozumiem. Jeśli będziesz przelatywać po takich nieprawdopodobnie długich wężach cyfr, czy nie trafisz po prostu przez przypadek w końcu na taką sekwencję, jakiej poszukujesz?

— Oczywiście, może tak się zdarzyć. Ale możesz z rachunku prawdopodobieństwa określić szansę takiego zdarzenia. Co dzień Cray 21 przez parę godzin rannych pracuje wyłącznie nad tym moim programem. Nie musi już analizować Wiadomości otrzymywanej z zewnątrz. Również nie wprowadzamy do niego żadnych nowych danych. Ma tylko siebie w głowie, swoje wężyki cyfr. I jeśli coś znajdzie, powie nam. On nie odezwie się wcześniej, niż te cyferki przemówią do niego. To taki komputer, który kontempluje własny pępek.

— Nie jestem matematykiem, Bóg mi świadkiem. Wolałbym, żebyś podała jakiś przykład.

— W porządku — wsunęła palce do kieszonki na piersi dresu po kawałek papieru, ale nic nie znalazła. Pomyślała, żeby sięgnąć pod marynarkę Jossa i napisać na kopercie, którą mu przed chwilą dała, ale to byłoby zbyt ryzykowne tu, na otwartej przestrzeni. Zresztą Joss już wyciągnął ku niej swój notes.

— Dziękuję. „Pi” zaczyna się cyframi 3, 1415926... Widzisz, że ta sekwencja nie nosi żadnych cech celowości. Cyfry pojawiają się jak bądź, owszem, jedynka występuje dwa razy, ale zaraz potem znika. Zresztą już teraz mogę ci powiedzieć, że statystycznie każda cyfra: O, l, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, i 9 zajmuje około dziesięć procent całej statystycznie znaczącej puli cyfr. Czasem trafia się przypadkowa sekwencja pozorująca celowość, na przykład, 4444, ale statystycznie jest bez wartości, bo już się nie powtarza. Ale teraz wyobraź sobie, że biegniesz wzdłuż tego węża, i nagle, same czwórki, setki czwórek w szeregu. Mogą one nie zawierać żadnej informacji, prawda, ale zgodzisz się, trudno coś takiego uznać za przypadek. Gdyby nawet uznać liczbę „pi” za wiek wszechświata, to idąc wzdłuż niej nigdzie, podejrzewam, nie zdarzyłaby się sytuacja, że sto czwórek ustawia się jedna za drugą bez żadnego powodu.

— Czyli robisz dokładnie to samo, co w przypadku Wiadomości? Tylko że wtedy posługiwałaś się teleskopami.

— Tak. W obu przypadkach szukam sygnału, logicznego wzoru ukrytego wewnątrz szumu.

— Ale to nie musi być sto czwórek? Bo masz na myśli wzór, który można przełożyć na język, czy tak?

— Właśnie. Wyobraź sobie, że któregoś dnia otrzymujemy długą sekwencję zer i jedynek. Wtedy, dokładnie tak, jak przy Wiadomości, możemy nawet przełożyć to na obraz. Jeśli w tej informacji jest on zawarty, ma się rozumieć. Wiesz, to może być po prostu wszystko.

— A czy może być tak, że wyłuskasz obraz z liczby „pi”, który okaże się literami hebrajskiego alfabetu?

— Z pewnością. Wielkimi czarnymi literami wykutymi w kamieniu. — Popatrzył na nią zmieszany.

— Przepraszam, Ellie, ale czy to wszystko nie jest trochę zbyt... powikłane? Przecież nie należysz do buddyjskiego Zakonu Milczących? Dlaczego, zamiast grzebać się w liczbie „pi”, po prostu nie ogłosisz światu swej teorii?

— Palmer, gdybym tylko miała najmniejszy dowód, nikt nie powstrzymałby mnie. Ale nie mam dosłownie nic, dlatego ludzie tacy, jak Kitz, mówią, że ja kłamię. Że przeżywam halucynacje. Dałam ci tę kopertę, tam jest wszystko. Zapieczętuj ją u notariusza i zdeponuj w sejfie bankowym. Jeśli coś mi się stanie, ty będziesz mógł moją opowieść przekazać światu. Daję ci pełne upoważnienie, byś z tym robił, co chcesz.

— A jeśli nic ci się nie stanie?

— Jeśli się nic nie stanie? To wtedy, pracując nad tym, o czym ci powiedziałam, znajdę w końcu dowody potwierdzające moją prawdomówność. Z jednej strony, jeśli teleskopami wyłapiemy coś, co potwierdzi istnienie tamtych dwu czarnych dziur w Centrum Galaktyki lub jakąś olbrzymią sztuczną konstrukcję w Łabędziu A, a z drugiej, jeśli mój Cray 21 wyłuska z liczby „pi” jakąś wiadomość. To — puknęła Jossa palcem w pierś — będą moje dowody. I wtedy zacznę mówić pełnym głosem. A na razie... nie zgub tego.

— Ja wciąż nie rozumiem — wyznał Joss — zgodzę się, że we wszechświecie istnieje matematyczny porządek. Na przykład, prawo ciążenia i tak dalej. Cóż więc dziwnego, jeśli jakiś matematyczny porządek znajdziesz też w liczbie „pi”. Co ci to da?

— Jak to, nie rozumiesz? Mnóstwo mi da! Bo to nie będzie jakiś tam porządek, jakieś jedno czy drugie fizyczne lub chemiczne prawo. To będzie wiadomość. I to jaka! Od kogoś, kto stworzył wszechświat, kto ukrył ją w najważniejszej liczbie transcendentalnej, w liczbie „pi”, licząc na kogoś, za miliardy lat, kto to odczyta. Pamiętasz, krytykowałam ciebie i Rankina za to, że Bóg nie przysłał wam jakiejś wyraźniejszej wiadomości. Ale teraz już wiem, że to jest ta droga.

— Pamiętam bardzo dobrze. Uważasz więc, że Bóg jest Matematykiem?...

— Coś w tym rodzaju.

— Więc szukasz Objawienia przez arytmetykę? Znam lepszą drogę.

— Palmer, moja droga jest jedyna. Ona przekona nas, że to, czego nas uczono, to prawda. Że życie to nie są wyścigi głupich gęsi, że w liczbie „pi” jest wiadomość od Boga i że trzeba szukać w innych transcendentalnych liczbach, może tam też coś się znajdzie, co przekona największych sceptyków. Znikną religijne sekty, każdy będzie miał jakieś nowe Pismo Święte, takie samo na cały świat. Skończy się udawanie cudownych uzdrowień, fałszowanie pergaminów, zbiorowe ekstazy i halucynacje. Każdy będzie mógł wierzyć.

Joss z niedowierzaniem pokręcił głową. W kącikach jego ust błąkał się lekki uśmieszek.

— Dlaczego tak ci zależy na tym, żebym głośno mówiła światu, zamiast pracować, Palmer?

Dalej patrzył na nią z tym uśmieszkiem na wargach. Nic nie powiedział, więc dodała:

— Nie sądzisz, że nastąpiła dziwna... zamiana ról? Oto ja, wygłaszająca płomienną mowę, która ma przekonać sceptyka. A sceptykiem jesteś ty, i to dużo surowszym wobec mojej wiary, niż ja byłam wobec twojej.

— Och, nie Eleanor — znowu pokręcił głową — to nie to. To nie sceptycyzm. To po prostu fakt, że ja naprawdę wierzę.

— Jeśli tak, to na pewno nie w moją opowieść. Ona przecież nie mówi nic o Karze i Nagrodzie, o Adwencie i Wniebowstąpieniu. Ani razu nie występuje w niej Jezus, a głównym filozoficznym przesłaniem jest to, że nie stanowimy centrum kosmicznego planu, wręcz odwrotnie. Ale zapewniam cię, że wszystko, co mi się zdarzyło, nauczyło mnie pokory. Powiedziało mi, jaka jestem mała i jak niewiele mogę.

— Właśnie. Więc jaki wielki i wszechmocny jest Bóg.

Popatrzyła na niego zaskoczona, jakby podpowiedział jej coś bardzo prostego, na co wcześniej nie wpadła.

— Od początku Ziema krążyła wokół Słońca, ale był okres, że prawda ta nie odpowiadała władcom tej Ziemi — powiedziała w zamyśleniu — władcom świeckim i kościelnym. Więc wszyscy udawali, że Ziemia jest nieruchoma, bo prawda uczyniłaby zbyt małymi tych, którzy pragnęli być wielcy. Pragnęli władzy, więc bali się prawdy, bo przykładała lont do fundamentu ich siły. Tłumili prawdę, prawda była niebezpieczna. Zdajesz sobie sprawę, Palmer, że również niebezpieczne może być sprzyjanie moim prawdom?