Выбрать главу

* * *

Na przygotowanie porządnego obiadu nie starczało czasu, toteż dla ich wysokości poleciłem nakryć stół na chybcika, a la pique-nique - z małym zestawem sreber, prościutkim serwisem miśnieńskim, bez dań gorących. Jedzenie zamówiłem telefonicznie w „Delicatessen” Sneidersa: pasztet z bekasów, pierożki ze szparagami i truflami, pierogi z farszem rybnym, galarety, ryby, wędzone pulardy i owoce na deser. To nic, można było mieć nadzieję, że do wieczora maitre Duvalue zdąży się rozgościć w tutejszej kuchni i kolacja zostanie podana bardziej stosownie. Wiedziałem też, że Gieorgij Aleksandrowicz i Paweł Gieorgijewicz spędzą wieczór u jego cesarskiej mości, który miał przybyć o wpół do szóstej po południu i wprost z dworca udać się do polowego pałacu Piotrowskiego. Przyjazd najjaśniejszych państwa specjalnie zaplanowano właśnie na szósty maja, ponieważ to dzień urodzin jego cesarskiej mości. Już od południa dzwoniły wszystkie cerkiewne dzwony, których w Moskwie jest dostatek - rozpoczęły się modły o zdrowie i długie lata żyda dla całej najjaśniejszej rodziny. Jeszcze raz zakonotowałem sobie, aby wydać polecenie wywieszenia nad gankiem podjazdu baldachimu z cesarskim monogramem. Jeśli nagle nas odwiedzi, taki znak szacunku będzie bardzo na miejscu.

O piątej Gieorgij Aleksandrowicz i Paweł Gieorgijewicz, w mundurach wyjściowych, wyjechali na dworzec, Ksenia Gieorgijewna zaczęła przeglądać stare książki w małej jadalni, która za czasów Czesmieńskich, jak się wydaje, służyła za bibliotekę, lord Banville z mister Carrem zamknęli się w pokoju jego ekscelencji i polecili, by dziś więcej ich już nie niepokoić, a my z mister Freybym, pozostawieni sami sobie, zasiedliśmy coś przekąsić.

Podawał nam młodszy lokaj o dziwacznym nazwisku Ziemlany, z Moskwy. Nieokrzesany, dosyć niezgrabny, ale bardzo się starał. Wpatrywał się we mnie bez przerwy - pewnikiem sporo słyszał o Afanasiju Ziukinie. Przyznaję, bardzo mi to pochlebiało.

Ułożywszy swojego wychowanka na poobiedni odpoczynek, przyłączyła się do nas guwernantka, mademoiselle Declique. Już zjadła obiad wraz z ich wysokościami, ale co to za posiłek, kiedy siedzi się obok Michała Gieorgijewicza - jego wysokość ma bardzo niespokojny charakter i ani chwili nie może usiedzieć na miejscu: to zaczyna rzucać chlebem, to chowa się pod stół i trzeba go stamtąd wyciągać. Krótko mówiąc, mademoiselle chętnie wypiła z nami herbatę i skosztowała wyśmienitych pierników Filippowa.

Jej obecność okazała się bardzo przydatna, ponieważ mademoiselle zna angielski i doskonale poradziła sobie z obowiązkami tłumaczki.

Żeby jakoś rozpocząć rozmowę, spytałem Anglika:

- Długo pełni pan obowiązki butlera?

Odpowiedział jednym krótkim słowem, a mademoiselle przetłumaczyła:

- Długo.

- Może pan być spokojny, rzeczy zostały rozpakowane i nie wynikły żadne kłopoty - powiedziałem nie bez cienia wyrzutu, ponieważ mister Freyby w ogóle nie uczestniczył we wnoszeniu bagaży, tylko siedział sobie w karecie ze swoją książeczką aż do samego końca tej odpowiedzialnej operacji.

- Wiem - zabrzmiała odpowiedź.

Zaczęło mnie to ciekawić: czy te flegmatyczne maniery Anglika to przechodzące wszelkie granice lenistwo, czy też najwyższy szyk kunsztu butlerskiego? Przecież palcem nie ruszył, a bagaże są rozładowane, rozpakowane i wszystko jest na swoim miejscu!

- Czyżby pan zdążył odwiedzić pokoje milorda i mister Carra? - spytałem, doskonale wiedząc, że od chwili przyjazdu mister Freyby nie wychodził z własnego pokoju.

- No need - odpowiedział, a mademoiselle tak samo krótko przełożyła:

- Pas besoin.

Przez ten czas, który spędziła w naszym domu, zdążyłem dobrze poznać mademoiselle i po blasku w jej wąskich, szarych oczach wiedziałem, że Anglik ją zaciekawił. Rozumie się, że umiała nad sobą panować, tak jak się tego wymaga od najwyższej klasy guwernantki, która nawykła pracować w najświetniejszych domach Europy (wychowywała syna króla portugalskiego i przywiozła z Lizbony jak najlepsze rekomendacje), ale od czasu do czasu jej galijska natura brała górę, i kiedy mademoiselle Declique coś intrygowało, bawiło albo złościło, w jej oczach zapalały się małe iskierki. Ja do służby nie wziąłbym osoby z tak niebezpieczną cechą, ponieważ owe iskierki to znak, że, jak to się mówi, cicha woda brzegi rwie. Ale guwernerzy, bony i wychowawcy to nie mój dystrykt, to resort zarządzającego dworem księcia Mietlickiego, dlatego mogłem się nacieszyć wspomnianymi wyżej iskierkami bez jakiejkolwiek trwogi.

Teraz też mademoiselle nie poprzestała na skromnej roli tłumaczki i spytała (najpierw po angielsku, a potem - dla mnie - po francusku):

- To skąd pan wie, że z rzeczami jest wszystko w porządku?

I tu mister Freyby po raz pierwszy wypowiedział dłuższe zdanie:

- Widzę, że monsieur Ziukin zna swój fach. A w Berlinie, gdzie pakowano bagaż, zajmował się tym człowiek, który także znał swój fach.

I jakby wynagradzając siebie za trud wygłoszenia tak długiego zdania, butler wyjął i zapalił fajkę, nasamprzód poprosiwszy damę gestem o pozwolenie.

Wtedy zrozumiałem, że mam chyba do czynienia z najbardziej wyjątkowym sługą, jakiego dane mi było poznać podczas całej trzydziestoletniej służby.

* * *

O siódmej Ksenia Gieorgijewna oznajmiła, że znudziło ją siedzenie pośród czterech ścian, i jej wysokość, Michał Gieorgijewicz i ja, wraz z mademoiselle Declique, ruszyliśmy na przejażdżkę. Poleciłem podstawić krytą karetę, ponieważ dzień wydawał się pochmurny, wietrzny, a po obiedzie padał drobny, nieprzyjemny deszcz.