— Niech/ /mon pochło/
/ to de/ /nie!
I zaraz sobie przypomniał, że to niewłaściwe, zabobonne myślenie u człowieka, który potrafi założyć zacisk trzy ósme, który wie, na czym stoi przy przegubie posuwisto-zwrotnym. Coś takiego albo działa, albo nie. Na pewno nie ukrywa żadnych tajemnic.
Spojrzał z dumą na Kombinator Żniwny. Oczywiście, niezbędny jest koń, żeby pociągnął maszynę. To nieco psuło efekt. Konie należały do dnia wczorajszego; dzień jutrzejszy należał do Kombinatora Żniwnego i jego następców, którzy zmienią ten świat w lepsze i czyściejsze miejsce. To tylko kwestia zredukowania konia w równaniu. Próbował mechanizmów nakręcanych, ale miały zbyt małą moc. Może gdyby naciągnął…
Woda w czajniku zawrzała i zgasiła ogień.
Simnel szedł w kłębach pary. W tym cały problem, westchnął. Za każdym razem, kiedy człowiek próbuje trochę sensownie pomyśleć, zaraz jakieś głupstwo go rozprasza.
Pani Cake zaciągnęła story.
— Kim właściwie jest Człowiek-Wiadro?
Zapaliła świece i usiadła.
— Należał do jakiegoś pogańskiego szczepu z Howondalandu — wyjaśniła krótko.
— Dziwne imię: Człowiek-Wiadro.
— To nie jest pełne imię — odparła pani Cake. — A teraz musimy chwycić się za ręce. — Przyjrzała mu się z namysłem. — Potrzebujemy jeszcze kogoś.
— Mogę zawołać Schleppela — zaproponował Windle.
— Żaden strach nie będzie mi siedział pod stołem i próbował zaglądać pod halkę — oznajmiła stanowczo pani Cake. — Ludmiła! — krzyknęła.
Po chwili rozsunęła się zasłona z paciorków, kryjąca przejście do kuchni. Weszła dziewczyna, która niedawno otworzyła Windle'owi drzwi.
— Tak, mamo?
— Siadaj, dziewczyno. Potrzebujemy jednej osoby do seansowania.
— Tak, mamo.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Windle'a.
— To Ludmiła — przedstawiła ją pani Cake.
— Czarująca — stwierdził Windle.
Ludmiła rzuciła mu promienny, krystaliczny uśmiech, udoskonalony przez ludzi, którzy już dawno nauczyli się nie ujawniać swych uczuć.
— Już się spotkaliśmy — dodał Windle.
Minął przynajmniej dzień od pełni księżyca, myślał. Wszystkie ślady prawie zniknęły. Prawie. No no…
— To moje nieszczęście — stwierdziła pani Cake.
— Mamo, przejdźmy do rzeczy — poprosiła Ludmiła bez gniewu.
— Weźmy się za ręce — nakazała pani Cake. Siedzieli w półmroku. Po chwili Windle poczuł, że pani Cake cofa dłoń.
— Zapomniałam o szklance — wyjaśniła.
— Myślałem, pani Cake, że nie używa pani mistycznych tablic i różnych… — zaczął Windle. Przerwało mu ciche bulgotanie od strony kredensu.
Pani Cake postawiła na stole pełną szklankę i usiadła na miejscu.
— Nie używam — potwierdziła.
Znowu zapadła cisza. Windle odchrząknął nerwowo.
Wreszcie pani Cake odezwała się znowu.
— No dobrze, Człowieku-Wiadro, wiem, że tu jesteś. Szklanka się poruszyła. Bursztynów)' płyn zafalował. witaj, blada twarzy, wymamrotał bezcielesny głos. pozdrowienia z krainy szczęśliwych łowów…
— Przestań, Człowieku-Wiadro — przerwała mu pani Cake. — Wszyscy wiedzą, że przejechał cię wóz na Melasowej, bo byłeś pijany.
nie moja wina. nie moja ruina, czy to ja jestem winien, że mój pradziad się tu przeprowadził? powinienem zostać rozszarpany na śmierć przez górskiego lwa albo wielkiego mamuta, odebrano mi, co mi się ze zgonu należało.
— Pan Poons chce ci zadać pytanie, Człowieku-Wiadro. jest tu szczęśliwa i czeka, aż się znów połączycie, powiedział szybko Człowiek-Wiadro.
— Niby kto? — zdziwił się Windle.
Człowieka-Wiadro pytanie nieco speszyło. Taka wypowiedź na ogół wystarczała i nie wymagała dodatkowych wyjaśnień. a kogo byś chciał? zapytał ostrożnie, czy już mogę się napić?
— Jeszcze nie, Człowieku-Wiadro — odparła pani Cake.
— Czarująca — stwierdził Windle.
Ludmiła rzuciła mu promienny, krystaliczny uśmiech, udoskonalony przez ludzi, którzy już dawno nauczyli się nie ujawniać swych uczuć.
— Już się spotkaliśmy — dodał Windle.
Minął przynajmniej dzień od pełni księżyca, myślał. Wszystkie ślady prawie zniknęły. Prawie. No no…
— To moje nieszczęście — stwierdziła pani Cake.
— Mamo. przejdźmy do rzeczy — poprosiła Ludmiła bez gniewu.
— Weźmy się za ręce — nakazała pan; Cake. Siedzieli w półmroku. Po chwili Windle poczuł, że pani Cake cofa dłoń.
— Zapomniałam o szklance — wyjaśniła.
— Myślałem, pani Cake, że nie używa pani mistycznych tablic i różnych… — zaczął Windle. Przerwało mu ciche bulgotanie od strony kredensu.
Pani Cake postawiła na stole pełną szklankę i usiadła na miejscu.
— Nie używam — potwierdziła.
Znowu zapadła cisza. Windle odchrząknął nerwowo.
Wreszcie pani Cake odezwała się znowu.
— No dobrze, Człowieku-Wiadro, wiem, że tu jesteś. Szklanka się poruszyła. Bursztynowy płyn zafalował. witaj, blada twarzy, wymamrotał bezcielesny głos. pozdrowienia z krainy szczęśliwych łowów…
— Przestań, Człowieku-Wiadro — przerwała mu pani Cake. — Wszyscy wiedzą, że przejechał cię wóz na Melasowej, bo byłeś pijany.
nie moja wina. nie moja wina. czy to ja jestem winien, że mój pradziad się tu przeprowadził? powinienem zostać rozszarpany na śmierć przez górskiego lwa albo wielkiego mamuta, odebrano mi, co mi się ze zgonu należało.
— Pan Poons chce ci zadać pytanie, Człowieku-Wiadro. jest tu szczęśliwa i czeka, aż się znów połączycie, powiedział szybko Człowiek-Wiadro.
— Niby kto? — zdziwił się Windle.
Człowieka-Wiadro pytanie nieco speszyło. Taka wypowiedź na ogół wystarczała i nie wymagała dodatkowych wyjaśnień. a kogo byś chciał? zapytał ostrożnie, czy już mogę się napić?
— Jeszcze nie, Człowieku-Wiadro — odparła pani Cake.
potrzebuję tego. straszny tu tłok.
— Co? — wtrącił szybko Windle. — Chcesz powiedzieć, że jest dużo duchów?
cale setki, potwierdził głos Człowieka-Wiadro. Windle był nieco rozczarowany.
— Tylko setki? — upewnił się. — To chyba nie tak wiele.
— Niewielu ludzi staje się duchami — wyjaśniła pani Cake. — Żeby być duchem, trzeba tu mieć jakąś poważną a niedokończoną sprawę albo straszliwą zemstę do dopełnienia, albo kosmiczną misję, w której jest się tylko pionkiem.
albo okrutne pragnienie, dokończył Człowiek-Wiadro.
— Słyszycie go?
bardzo chciałem zostać w świecie spirytystycznym, albo chociaż wini-stycznym czy piwistycznym. hngh. hngh. hngh.
— W takim razie co się dzieje z siłą życiową, kiedy coś przestaje żyć? — zapytał Windle. — Czy to ona powoduje wszystkie kłopoty?
— Wytłumacz panu — poleciła pani Cake, kiedy Człowiek-Wiadro zwlekał z odpowiedzią. o jakich kłopotach mówisz?
— O śrubach, które same się odkręcają. O biegających samodzielnie ubraniach. O ludziach, którzy czują się bardziej żywi. Takie rzeczy.
To? głupstwa. widzisz, siła życiowe cieknie z powrotem, gdzie tylko może, nie warto się tym martwić.
Windle przykrył dłonią szklankę.
— Ale jest coś, o co powinienem się martwić, prawda? — zapytał spokojnie. — I ma to związek z tymi szklanymi pamiątkami. nie chcę mówić.
— Powiedz mu.