Выбрать главу

– Jak myślisz, co takiego znajdzie nasza droga Catherine?

– Nie mam pojęcia. Nie zaglądałem do tej szuflady od… Słucham, Catherine? Ach tak, dziękuję. Zapodział mi się już jakiś czas temu. Przepraszam, że zawracam pani głowę. Do zobaczenia.

Angust przerwał połączenie. Był trupio blady.

– Tak, tak – uśmiechnął się Textor. – Nóż. Od dziesięciu lat spoczywa w czeluściach tej szuflady. Brawo, zachowałeś się bez zarzutu. Cienia emocji w głosie. Catherine niczego się nie domyśliła.

– To żaden dowód. To pan podłożył ten nóż!

– Tak, ja.

– A więc przyznaje się pan do winy!

– Przyznaję się do winy już od dawna.

– Pod nieobecność Catherine wślizgnął się pan do mojego biura…

– Przestań! Jestem tobą. Nie muszę się ukrywać, żeby wejść do twojego biura.

Angust chwycił się rękami za głowę.

– Skoro tak, to dlaczego nie pamiętam kompletnie nic z tego, o czym pan opowiada?

– Nie musisz pamiętać. O twojej zbrodni pamiętam ja.

– Czyżbym popełnił jeszcze jakieś?

– Mało ci?

– Chciałbym, żeby już niczego pan przede mną nie ukrywał.

– Nie obawiaj się. W całym swoim życiu kochałeś jedną tylko Isabelle. Więc tylko ją zabiłeś.

– Nie mogę w to uwierzyć. Kochałem Isabelle tak bardzo, że nawet pan nie potrafi sobie tego wyobrazić.

– Potrafię, bo darzyłem ją identyczną miłością. Skoro nie możesz mi uwierzyć, pamiętaj, że istnieje ostateczny i niezawodny sposób przekonania się o prawdziwości moich słów.

– Jaki?

– Nie wiesz?

– Nie.

– Mimo że już od dłuższego czasu cię o to proszę?

– Żeby pana zabić?

– Tak. Jeśli zabiwszy mnie, pozostaniesz przy życiu, będzie to dowód, że nie jesteś winny zamordowania żony.

– Ale winny zamordowania pana.

– Na tym właśnie polega ryzyko.

– W takiej sytuacji ryzykuję własnym życiem.

– To zwykły pleonazm. Już samo życie jest ryzykiem. Tylko własnym życiem można ryzykować. Kto nie ryzykuje, ten nie żyje.

– Lecz w tym wypadku, jeśli zaryzykuję, umrę!

– Nie ryzykując, tym bardziej umrzesz.

– Chyba pan nie zrozumiał. Jeśli pana zabiję, a okaże się, że nie jest pan mną, spędzę resztę życia w więzieniu!

– Jeśli mnie nie zabijesz, spędzisz resztę życia w więzieniu tysiąckroć gorszym; w swoim umyśle, bezustannie torturując się pytaniem, czy to ty zamordowałeś swoją żonę.

– Będę przynajmniej wolny.

Textor gromko się roześmiał.

– Wolny? Ty i wolny? Uważasz, że jesteś wolny? Złamane życie, praca, i ty to nazywasz wolnością? Nic jeszcze nie wiesz; myślisz, że będziesz wolny, próbując całymi nocami wypłoszyć zbrodniarza, który w tobie siedzi? Na czym polegać będzie wtedy ta wolność?

– To jakiś koszmar – jęknął Angust, potrząsając głową.

– Tak, to koszmar, ale jest z niego wyjście. Tylko jedno. Na szczęście niezawodne.

– Kimkolwiek pan jest, wpędził mnie pan w najstraszliwszą sytuację, jaka istnieje.

– Sam się w nią wpędziłeś, staruszku.

– Niech pan przestanie odzywać się do mnie z tą nieznośną poufałością!

– Pan Jéróme Angust zanadto się ceni, by go tykać?

– Zrujnował mi pan życie. Jeszcze panu mało?

– Dziwna jest ta ludzka potrzeba oskarżania innych o zrujnowanie im życia, w sytuacji gdy im samym się to świetnie udaje, bez czyjejkolwiek pomocy!

– Zamilknij pan.

– Nie lubisz, kiedy mówi ci się prawdę, co? W głębi duszy doskonale wiesz, że mam rację. Wiesz, że to ty zabiłeś swoją żonę. Czujesz to.

– Niczego nie czuję!

– Nie znajdowałbyś się w takim stanie, gdybyś miał choć cień wątpliwości.

Texel zaśmiał się.

– To pana śmieszy?

– Powinieneś się teraz zobaczyć. Twoje cierpienie jest żałosne.

Angust nie był w stanie dłużej pohamować nienawiści. Od podbrzusza po paznokcie i zęby wytrysnął w nim gejzer pełnej furii energii. Zerwał się i schwycił swego wroga za klapy marynarki.

– Jeszcze się pan śmieje?

– Pękam z radości!

– Nie boi się pan śmierci?

– A ty, Jérôme?

– Ja się już niczego nie boję!

– Czas najwyższy.

Angust pchnął Texela na najbliższą ścianę. Nie zważał na gapiów. Było w nim miejsce jedynie na nienawiść.

– Jeszcze się pan śmieje?

– Jeszcze zwracasz się do mnie per pan?

– Zdechnij!

– Nareszcie! – westchnął w ekstazie Texel.

Schwyciwszy swego wroga za głowę, Angust zaczął nią walić o mur. Roztrzaskując jego czaszkę o ścianę, za każdym uderzeniem krzyczał: „Wolny! Wolny! Wolny!”.

Powtarzał to wciąż i wciąż, nie posiadając się z radości.

Kiedy czarna skrzynka Texela pękła, Jérôme poczuł głęboką ulgę.

Wypuścił ciało z rąk i odszedł.

Dwudziestego czwartego marca 1999 roku pasażerowie oczekujący na samolot do Barcelony byli świadkami niesamowitej sceny. Kiedy odlot samolotu spóźniał się z niewyjaśnionych przyczyn już trzecią godzinę, jeden z pasażerów nagle zerwał się i zaczął walić głową o ścianę hallu. Przepełniała go gwałtowność tak niebywała, że nikt nie odważył się zainterweniować. Robił to tak długo, dopóki nie padł martwy.

Świadkowie owego niepojętego samobójstwa co do jednego są zgodni. Za każdym uderzeniem głową o ścianę mężczyzna wydawał z siebie okrzyk. Brzmiał on: – Wolny! Wolny! Wolny!

Amélie Nothomb

***